W liceum Laura niemal
rzuciła się na Kastiela. Bez skojarzeń. Przytuliła go i pisnęła:
- Będę ciocią!
Obok stała Sam, w prawie
dobrym humorze. Podeszłam do niej i zapytałam o co chodzi.
- Mój starszy brat Artur i jego narzeczona Astra spodziewają się dziecka-
odpowiedziała z uśmiechem.
- Wiesz co, nie
wiedziałam, że masz starszego brata- powiedziałam.
- Może dlatego, że nie
lubię rozmów o rodzinie- mruknęła- A tak w ogóle, to Artur jest
od nas kilka lat starszy. Studiuje psychologię. Astra też jest
spoko, znam ją od dawna.
- To świetnie- ucieszyłam się.
W końcu porozmawiałam
także z Laurą. Podeszły do nas inne dziewczyny i zaczęłyśmy
dyskutować.
- To będzie dziewczynka!
- Nie, chłopiec!
- A ja myślę, że
bliźniaki albo trojaczki- oznajmiła Rozalia.
- Oby nie- mruknęła Sam.
W końcu zadzwonił
dzwonek. Jednak przez resztę dnia w każdej wolnej chwili
dyskutowałyśmy na ten temat.
***
- Cieszysz się
braciszku?- zapytałam w domu Kasa.
- Skoro Laura jest
szczęśliwa...
Jednak lekko się
uśmiechał. To urocze.
***
Wieczorem przyszedł jakiś kumpel Kastiela, którego widziałam pierwszy raz. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, ale gdy
znów usłyszałam, jak grają na elektrycznej gitarze, nie
wytrzymałam. Wstałam i poszłam do pokoju brata.
- Może ciszej?- odezwałam
się, wchodząc do pomieszczenia.
Chyba właśnie coś przy niej majstrowali. Na podłodze pełno było różnych narzędzi
i innych takich.
Kolega Kastiela spojrzał
na mnie pytająco. Był to wysoki brunet z brązowymi oczami.
- Kastiel, co to za
laska?- zapytał oszołomiony.- Nie no, stary. Nie wiesz, czy ma siostrę?
Przewróciłam oczami.
- Hej, też chcę taką!-
krzyknął brunet.
- To moja siostra-
odpowiedział dobitnie i z niedowierzaniem Kastiel.
Tamten zrobił wielkie
oczy i głupią minę.
- Kastiel, możecie
zachowywać się ciszej?- zapytałam, starając się nie wybuchnąć.
- Oczywiście, jaśnie
pani- rzucił sarkastycznie.
Znów przewróciłam
oczami i wyszłam z pokoju. Usłyszałam jeszcze krzyczącego chłopaka:
- Jesteś zajęta?!
Parsknęłam śmiechem,
ale on już tego nie usłyszał.
***
- To co to był za miły
pan wczoraj?- zapytałam brata rano.
Ten pokręcił głową i
odpowiedział:
- Zake. Zwykle jest
normalniejszy.
- Jeszcze w to uwierzę...
***
Dzisiaj nauczyciel wuefu,
pan Borys, wpadł na najgorszy pomysł w dziejach mojej edukacji.
- Pobiegamy sobie, moi
drodzy!
Jęknęliśmy chórem.
- Po co? Na dworze jest
zimno jak cholera i pewnie zacznie padać!- powiedziała Laura.
W końcu jednak nie nam
przyszło decydować. Każdy ubrał się najcieplej, jak mógł i
wyszliśmy z liceum. Ale nie, nie będziemy biegli miastem, czy po chodniku! To by było zbyt proste!
Nauczyciel skierował nas
w stronę lasu. Rośnie sobie taki niedaleko szkoły.
- Tylko niech nikt się
nie zgubi!- przestrzegł nas pan Borys.
Po mniej-więcej
dziesięciu minutach nie pamiętałam drogi powrotnej. Zakręcaliśmy
różnymi drogami dość często. Wszędzie pełno było drzew i
krzewów.
Zrównałam się z
Rozalią.
- Po co to robimy?- westchnęłam.
- Nie mam... pojęcia... to jakaś... paranoja...- wydyszała.
Rozejrzałam się. Laura
biegła bardziej z tyłu, a Violetta i Sam rozmawiały z przodu
grupy. Kim nie było.
- Gdzie Kim?- zapytałam.
- Zwolniła się z lekcji-
odpowiedziała moja przyjaciółka.
- Szczęściara-
mruknęłam.
Nie lubię biegać.
Wcale. Nie rozumiem czerpanej z tego przyjemności. Nie czuję się
w lepszej formie, gdy zmuszę się, żeby się trochę poruszać.
Nagle zauważyłam, że
Viol odłącza się od Samanty. Dołączyła do mnie i Rozy.
- Wszystko dobrze?-
zapytałam.
Pokręciła głową i
wskazała na Sam.
- Porozmawiam z nią-
powiedziałam.
Podbiegłam do niej. Na
jej twarzy malował się upór i zamyślenie.
- Wszystko w porządku?-
zapytałam.
- Yhym.
Przewróciłam oczami i
uniosłam brew pytająco. Ona spróbowała zmienić temat:
- Nie lubisz biegać, co?
Prychnęłam.
- Jeszcze czego. A ty?
- Kiedyś dużo biegałam-
odpowiedziała.
Nie patrzyła przed
siebie, tylko rozglądała się. Jakby czegoś szukała.
- Coś się stało?- nie
odpuszczałam.
Sam pokręciła głową.
Nagle gwałtownie się zatrzymała. Zrobiłam to samo. Spojrzała w
głąb lasu i pobiegła przed siebie w zarośla. Nie miałam dużego
wyboru. Krzyknęłam do dziewczyn, że zaraz do nich dołączymy i
pobiegłam za nią.
- Sam, stój!- krzyknęłam.
Byłam za wolna. Zaczęłam się męczyć. Straciłam ją z oczu, lecz wciąż biegłam. Drzewa się przerzedziły. Dostrzegłam przyjaciółkę. Zatrzymała się na
polanie. Przybiegłam tam i zaczęłam głęboko oddychać.
- Sam?- wykrztusiłam.
Może jednak powinnam
więcej biegać?
Dziewczyna nie
odpowiedziała. Westchnęła głośno i usiadła pod jednym z drzew.
Nie wyglądała mi na zbytnio zmęczoną.
- Sam?!- powtórzyłam.
Nawet na mnie nie
spojrzała. Schowała głowę między kolana i zacisnęła ręce na
skroniach, jakby bolała ją głowa. Powoli podeszłam do niej i
przed nią usiadłam.
- Myślałam, że to tu-
szepnęła.
Nie zapytałam, o co
chodzi. Poczekałam chwilę, a ona mówiła dalej:
- Byłam tego pewna. To
musiało być tu. Ale najwyraźniej już nawet tego nie pamiętam.
Ale muszę się dowiedzieć. Muszę wiedzieć, dlaczego to zrobiła.
Dlaczego nic nie powiedziała. Czy to moja wina...
Nawet nie wiem, czy to
było pytanie, czy sama tak uważała. Wypowiedziała to w taki sposób, że miałam wątpliwości.
- Sam, nie dowiesz się
wszyskiego. Niektóre rzeczy po prostu nie są zapisane.
- Ale to moja siostra-
jęknęła- Chyba powinnam wiedzieć, dlaczego popełniła
samobójstwo?
- Niekoniecznie-
zaprzeczyłam- Czasem, gdy człowiek się zamyka, nawet najbliżsi mogą nie zauważyć, że coś jest nie tak.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Raczej tak.
Obie westchnęłyśmy.
- A tak w ogóle, to o
jakim miejscu mówiłaś?
Sam lekko się speszyła.
- Kiedyś z Ami dużo
biegałyśmy. Miałyśmy swoje własne trasy i inne takie. Nawet gdy
przyjeżdżałyśmy do Laury, miałyśmy wyznaczone ze trzy trasy.
Jedna z nich, nasza ulubiona, była w tym lesie. Wybiegałyśmy z
domu Lau w stronę lasu, biegłyśmy przez jakiś czas dróżkami i
wybiegałyśmy przy liceum. Laura mówiła, że kiedyś będzie się
tu uczyć. Kiedyś jednak skręciłyśmy w złą dróżkę w drodze
powrotnej i znalazłyśmy się na polanie, podobnej do tej. Był to
chyba jakiś stary plac zabaw. Był tam lekko podniszczony domek na
drzewie, huśtawka konik- taka dla dwóch osób- i ławka. Bardzo nam się tam
spodobało. Zawsze, gdy przyjeżdżałyśmy do Lau, biegałyśmy tam,
w tajemnicy przed wszystkimi.
Sam głośno nabrała
powietrza.
- Ostatni raz byłyśmy
tam tydzień przed śmiercią Ami. Pojechałyśmy do Lau na weekend.
Pamiętam, że przed wyjazdem Ami poszła tam jeszcze sama. Nie wiem
czemu, ale muszę sprawdzić to miejsce. Nie mam jednak odwagi, żeby
powiedzieć o tym Laurze czy Rozalii...
- ...Bo pomyślą, że
jest z tobą źle- dokończyłam.
Kiwnęłam głową kilka
razy. Nie za bardzo wiedziałam, co mogę jeszcze powiedzieć. Że mi
przykro? To już chyba trochę oklepane, zważywszy na to, jak mało
takie słowa znaczą. Że jej pomogę? Ale czy byłam pewna, że z
Sam na pewno wszystko w porządku?
- Może powinnaś
porozmawiać z Laurą- powiedziałam nagle- Tak czy inaczej, powinnyście o tym rozmawiać.
- Może masz rację.
Nie powiedziała nic
więcej.
Wstałam z ziemi i
rozejrzałam się. Hyymmm. Gdzie my do licha jesteśmy?! Sam też
zauważyła ten problem. Wstała i przeszła się po polanie.
- No i masz- mruknęła.
No i dostałyśmy napadu
śmiechu. Nie mam pojęcia dlaczego.
- Wiesz co, tędy chyba
jeszcze nie biegałam- uznała w końcu dziewczyna.
- Dobrze wiedzieć.
Znów się zaśmiałyśmy.
Napięcie z nas zeszło.
- A więc żadna z nas nie
ma przy sobie telefonu...- zaczęłam.
- Tak- przytaknęła mi
Samanta.
- ...zniknęłyśmy jakieś
pół godziny temu, biorąc pod uwagę czas, przez który za tobą
biegłam...
- Tak.
- ...powiedziałam
dziewczynom, że do nich zaraz dołączymy, ale musiały się już
zacząć martwić...
- Tak.
- ...możliwe, że już
nas szukają...
- Tak.
- ...a my nie mamy
pojęcia, gdzie jesteśmy- zakończyłam.
- Fatalna sprawa- uznała
Sam.
- Fakt- zgodziłam się-
Więc pozostaje nam... wleźć na drzewo i się rozejrzeć? Lepiej
nie biegać po lesie bez odrobiny orientacji.
- No dobra.
Znalazłyśmy dość
wysokie i grube drzewo pełne niskich gałęzi, dziesięć metrów od
polany.
Sam zaczęła na nie wchodzić. Podążyłam za nią jako wsparcie. Nie przepadam za
wspinaczkami.
- Widzisz coś?- zapytałam
przyjaciółkę.
- Tak- mruknęła i
rozejrzała się.
Byłam metr pod nią i
wolałam nie wchodzić wyżej. Jej wysokość nie przeszkadzała.
- Widzę liceum... to
niedaleko, ale nie ma też żadnych ścieżek.
- Tu i tak ich prawie
nie ma- zauważyłam.
- Racja. Domu nie widzę,
więc nie jesteśmy aż tak daleko od liceum. Albo pobiegliśmy drogą
przeciwną do domu Laury i mojego. To by wiele wyjaśniało... Dobra,
wszystko już ogarnęłam. Mamy z piętnaście minut biegiem, pół
godziny spacerem do Amorisa. O ile się nie pogubimy. Uważaj, bo
schodzę.
Zaczęłyśmy schodzić. Niestety właśnie wtedy zahaczyłam jedną ręką o twardą korę. Poczułam
straszny ból. Omal nie spadłam. Powoli stanęłam na ziemi i
obejrzałam rękę.
- Wszystko okej?- zapytała
Samanta.
- Tak, ale mam trochę
poranioną rękę.
Na szczęście nie
zaczęła mocno krwawić. Rany były powierzchowne. Westchnęłam i
ruszyłam z przyjaciółką we wskazanym kierunku. Po może pięciu
minutach usłyszałam krzyk:
- No nie, znowu przegrałem?!
To był głos Armina.
Spojrzałyśmy na siebie i bez przemyślenia sprawy pobiegłyśmy w
kierunku głosu.
Po chwili natknęłyśmy
się na bliźniaków. Wyglądali uspokojeni spotkaniem nas.
- Tu jesteście!- odezwał
się Alexy- Nic się nie stało? Wszyscy zaczęli się martwić, że
się zgubiłyście.
- To poniekąd prawda-
oznajmiła Sam.
Chłopaki pokazali nam, w
którym kierunku dokładnie mamy iść i podążyliśmy do liceum.
- Pan Borys martwił się,
że którejś z was coś się stało- zdawał raport Alexy-
Dziewczyny też się trochę martwiły. Szczególnie, że obie
przeprowadziłyście się tu w tym roku i mogłyście się nieźle
pogubić.
Sam już chciała
zaprzeczyć, ale uprzedził ją Armin, który chwilowo oderwał się
od konsoli. Tej wcześniej nie zauważyłam.
- Jak to w tym roku?
Chociaż... Sam jest sios... a nie, kuzynką Laury... Ale ty, Nit, jesteś siostrą Kastiela, nie?
Odpowiedziałam
przydługim „tak”. Niewiele osób zna tę historię.
- To co,
przeprowadziłyście się w tym roku?- zapytał chłopak.
Uratowała mnie przyjaciółka.
- Przecież wy też
mieszkacie tu zaledwie dwa miesiące. Dlaczego was wysłali nas
szukać?
- A, to...- Armin lekko się
speszył- Sami się na to zdecydowaliśmy. Pan Borys postanowił
wysłać Laurę i Rozalię. One poszły jednak w drugą stronę.
- To może byś do nich
zadzwonił?- zaproponowałam, przewracając oczami- Chyba wzięliście
telefony?
Bliźniaki pokiwali
głowami. Alexy zadzwonił do Rozalii, która porządnie go
opieprzyła, że dopiero teraz. Słyszałam to, mimo że telefon nie
był na głośniku. Sam przejęła telefon i zaczęła ją uspokajać.
Ja za to zagadnęłam Armina:
- A ty wciąż w coś
grasz?
Kiwnął głową.
- Dzięki temu mogę
udawać, że nie jestem na świeżym powietrzu- odpowiedział.
- Dlaczego? Dlaczego nie lubisz świeżego powietrza? To dość dziwne.
- Może i dziwne, ale mam
swoje powody.
- Jakie?- zapytałam.
Nagle zdałam sobie
sprawę, że jeśli on ma mi o tym powiedzieć, sama nie mogę
milczeć.
- Jak mi o tym powiesz, ja
opowiem ci o co chodzi u mnie w... rodzinie- zaproponowałam.
- No dobra- jęknął- Ale
ty zaczynaj.
- Niech ci będzie.
Tak więc streściłam mu całą historię z pomyłką w szpitalu. Sama się jeszcze do niej
nie przyzwyczaiłam. Brzmi tak... nieprawdopodobnie. Jakby wymyśliła
ją na poczekaniu banda dwunastolatek. [Jakby ktoś nie pamiętał tej historii, odsyłamy tutaj ---> Prolog (bardziej pod koniec)]
- Rany, nieźle!- uznał
Armin.
Najwyraźniej dla niego ta historia nie nadawałaby się na dramat. Raczej na... komedię.
Nie żeby mnie to zirytowało.
- No dobra, a co z tobą?-
uniosłam brew.
- Naprawdę muszę? Niech
będzie, ale gdyby ktoś pytał, nic nie powiedziałem.
I zaczął opowiadać,
wpatrując się w swoją grę, nawet jej nie włączając.
- To było jak mieliśmy
może po dziesięć lat. Znaczy się ja i Alexy. Byliśmy u naszych
dziadków w takiej wiosce w Zadupiu Wielkim. To był bodajże lipiec.
Wyszliśmy na dwór, żeby sobie połazić po lesie. Wszędzie tam
były cudowne, produkujące tlen drzewka. No i się zgubiliśmy.
Jednak szliśmy dalej, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że
to straszne. Wtedy zobaczyliśmy zwierzę, chyba jelenia. Patrzyliśmy
chwilę oszołomieni, ale ta bestia zaczęła biec w naszym
kierunku. Uciekaliśmy, a ja po drodze zdołałem wbiec chyba we wszystkie możliwe krzaki i kępy pokrzyw. A wokoło były robale.- Wzdrygnął się, po czym kontynuował.- Razem z Alexy'm wspięliśmy się na jakieś mniejsze drzewo. I usłyszeliśmy strzał. Zeszliśmy chwilę później. Obok truchła jelenia stał
chłopak z bronią, trochę starszy od nas. Zapytał, czy nic nam się nie stało. Byliśmy przerażeni, ale zaprzeczyliśmy i cudem
wróciliśmy prosto do domu dziadków. Po tym wszystkim
znienawidziłem świeże powietrze i wszystko, co na dworze. A, i na
obiad potem mieliśmy brokuły. To się rozumie samo przez siebie.
Przez dłuższą chwilę
milczałam. No, to też nie była normalna historia, ale Armin nie
miał powodu, by kłamać. Czułam, że mówił prawdę.
Nagle zdałam sobie
sprawę z tego, że idziemy już tą samą ścieżką co wcześniej, a Alexy
i Sam nadal rozmawiają z dziewczynami, teraz już w trybie
głośnomówiącym. Pokręciłam głową. Drzewa zaczęły się
przerzedzać.
***
Nauczyciel nie był zły (w przeciwieństwie do dyrektorki, która zamierzała nas ukarać, ale jakoś się wywinęliśmy), no... może trochę na chłopaków, że wyszli bez polecenia. W końcu
jednak wszyscy wróciliśmy na lekcje. Jednak tam było dość nudno.
Mogliśmy zostać jeszcze trochę w tym lesie...
**********************************************************************************
Najpierw- przepraszamy, że nie ma piosenki, ale żadna nam znana nie pasuje do tego rozdziału. Zdecydowałyśmy, że gdy nie będziemy miały żadnej piosenki w zanadrzu, po prostu opublikujemy rozdział bez. Mamy nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
A tak w ogóle: To już dziesiąty rozdział! Chciałybyśmy podziękować wam za czytanie i komentarze oraz życzyć miłych wakacji! W tym czasie nasi bohaterowie będą musieli się zmierzyć z zimą...
**********************************************************************************
Najpierw- przepraszamy, że nie ma piosenki, ale żadna nam znana nie pasuje do tego rozdziału. Zdecydowałyśmy, że gdy nie będziemy miały żadnej piosenki w zanadrzu, po prostu opublikujemy rozdział bez. Mamy nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
A tak w ogóle: To już dziesiąty rozdział! Chciałybyśmy podziękować wam za czytanie i komentarze oraz życzyć miłych wakacji! W tym czasie nasi bohaterowie będą musieli się zmierzyć z zimą...
Roździał pomysłowy ( tak jak zawsze ) . Uwielbiam waszego bloga i życzę dłuższych historii . Mam nadzieje , że się tak szybko nie znudzicie i będziecie udostępniać częściej ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam P.
Postaramy się, chociaż w tej sytuacji (jedna w Polsce, druga za granicą) będzie ciężko.
UsuńPozdrawiamy ;*
Zostałyście nominowane do LBA! Więcej tu:
OdpowiedzUsuńhttp://pomozmiodnalezcmilosc.blogspot.com/2015/07/lba_4.html
Bardzo dziękujemy <3 Niedługo na pewno pojawi się post dotyczący LBA.
UsuńPozdrawiamy ;*
Napiszę może komentarz, bo w zeszłym tygodniu nie mogłam (wyjazdy i tak dalej). A więc- Zake. Co za palant. Naprawdę, Kas powinien trzymać się Lysa. Śmieszne było to, że w ogóle zgubiły się w tym lesie, ale lekko mnie zmartwiło zachowanie Samanty. No nic. Nie będę się bardziej rozpisywać, bo i tak wiecie, że bardzo lubię czytać waszego bloga ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ania xD