niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 10: Zagubione w lesie ~Nita~

   W liceum Laura niemal rzuciła się na Kastiela. Bez skojarzeń. Przytuliła go i pisnęła:
- Będę ciocią!
Obok stała Sam, w prawie dobrym humorze. Podeszłam do niej i zapytałam o co chodzi.
- Mój starszy brat Artur i jego narzeczona Astra spodziewają się dziecka- odpowiedziała z uśmiechem.
- Wiesz co, nie wiedziałam, że masz starszego brata- powiedziałam.
- Może dlatego, że nie lubię rozmów o rodzinie- mruknęła- A tak w ogóle, to Artur jest od nas kilka lat starszy. Studiuje psychologię. Astra też jest spoko, znam ją od dawna.
- To świetnie- ucieszyłam się.
W końcu porozmawiałam także z Laurą. Podeszły do nas inne dziewczyny i zaczęłyśmy dyskutować.
- To będzie dziewczynka!
- Nie, chłopiec!
- A ja myślę, że bliźniaki albo trojaczki- oznajmiła Rozalia.
- Oby nie- mruknęła Sam.
W końcu zadzwonił dzwonek. Jednak przez resztę dnia w każdej wolnej chwili dyskutowałyśmy na ten temat.
***
- Cieszysz się braciszku?- zapytałam w domu Kasa.
- Skoro Laura jest szczęśliwa...
Jednak lekko się uśmiechał. To urocze.
***
Wieczorem przyszedł jakiś kumpel Kastiela, którego widziałam pierwszy raz. Starałam się nie zwracać na nich uwagi, ale gdy znów usłyszałam, jak grają na elektrycznej gitarze, nie wytrzymałam. Wstałam i poszłam do pokoju brata.
- Może ciszej?- odezwałam się, wchodząc do pomieszczenia.
Chyba właśnie coś przy niej majstrowali. Na podłodze pełno było różnych narzędzi i innych takich.
Kolega Kastiela spojrzał na mnie pytająco. Był to wysoki brunet z brązowymi oczami.
- Kastiel, co to za laska?- zapytał oszołomiony.- Nie no, stary. Nie wiesz, czy ma siostrę?
Przewróciłam oczami.
- Hej, też chcę taką!- krzyknął brunet.
- To moja siostra- odpowiedział dobitnie i z niedowierzaniem Kastiel.
Tamten zrobił wielkie oczy i głupią minę.
- Kastiel, możecie zachowywać się ciszej?- zapytałam, starając się nie wybuchnąć.
- Oczywiście, jaśnie pani- rzucił sarkastycznie.
Znów przewróciłam oczami i wyszłam z pokoju. Usłyszałam jeszcze krzyczącego chłopaka:
- Jesteś zajęta?!
Parsknęłam śmiechem, ale on już tego nie usłyszał.
***
- To co to był za miły pan wczoraj?- zapytałam brata rano.
Ten pokręcił głową i odpowiedział:
- Zake. Zwykle jest normalniejszy.
- Jeszcze w to uwierzę...
***
Dzisiaj nauczyciel wuefu, pan Borys, wpadł na najgorszy pomysł w dziejach mojej edukacji.
- Pobiegamy sobie, moi drodzy!
Jęknęliśmy chórem.
- Po co? Na dworze jest zimno jak cholera i pewnie zacznie padać!- powiedziała Laura.
W końcu jednak nie nam przyszło decydować. Każdy ubrał się najcieplej, jak mógł i wyszliśmy z liceum. Ale nie, nie będziemy biegli miastem, czy po chodniku! To by było zbyt proste!
Nauczyciel skierował nas w stronę lasu. Rośnie sobie taki niedaleko szkoły.
- Tylko niech nikt się nie zgubi!- przestrzegł nas pan Borys.
Po mniej-więcej dziesięciu minutach nie pamiętałam drogi powrotnej. Zakręcaliśmy różnymi drogami dość często. Wszędzie pełno było drzew i krzewów.
Zrównałam się z Rozalią.
- Po co to robimy?- westchnęłam.
- Nie mam... pojęcia... to jakaś... paranoja...- wydyszała.
Rozejrzałam się. Laura biegła bardziej z tyłu, a Violetta i Sam rozmawiały z przodu grupy. Kim nie było.
- Gdzie Kim?- zapytałam.
- Zwolniła się z lekcji- odpowiedziała moja przyjaciółka.
- Szczęściara- mruknęłam.
Nie lubię biegać. Wcale. Nie rozumiem czerpanej z tego przyjemności. Nie czuję się w lepszej formie, gdy zmuszę się, żeby się trochę poruszać.
Nagle zauważyłam, że Viol odłącza się od Samanty. Dołączyła do mnie i Rozy.
- Wszystko dobrze?- zapytałam.
Pokręciła głową i wskazała na Sam.
- Porozmawiam z nią- powiedziałam.
Podbiegłam do niej. Na jej twarzy malował się upór i zamyślenie.
- Wszystko w porządku?- zapytałam.
- Yhym.
Przewróciłam oczami i uniosłam brew pytająco. Ona spróbowała zmienić temat:
- Nie lubisz biegać, co?
Prychnęłam.
- Jeszcze czego. A ty?
- Kiedyś dużo biegałam- odpowiedziała.
Nie patrzyła przed siebie, tylko rozglądała się. Jakby czegoś szukała.
- Coś się stało?- nie odpuszczałam.
Sam pokręciła głową. Nagle gwałtownie się zatrzymała. Zrobiłam to samo. Spojrzała w głąb lasu i pobiegła przed siebie w zarośla. Nie miałam dużego wyboru. Krzyknęłam do dziewczyn, że zaraz do nich dołączymy i pobiegłam za nią.
- Sam, stój!- krzyknęłam.
Byłam za wolna. Zaczęłam się męczyć. Straciłam ją z oczu, lecz wciąż biegłam. Drzewa się przerzedziły. Dostrzegłam przyjaciółkę. Zatrzymała się na polanie. Przybiegłam tam i zaczęłam głęboko oddychać.
- Sam?- wykrztusiłam.
Może jednak powinnam więcej biegać?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Westchnęła głośno i usiadła pod jednym z drzew. Nie wyglądała mi na zbytnio zmęczoną.
- Sam?!- powtórzyłam.
Nawet na mnie nie spojrzała. Schowała głowę między kolana i zacisnęła ręce na skroniach, jakby bolała ją głowa. Powoli podeszłam do niej i przed nią usiadłam.
- Myślałam, że to tu- szepnęła.
Nie zapytałam, o co chodzi. Poczekałam chwilę, a ona mówiła dalej:
- Byłam tego pewna. To musiało być tu. Ale najwyraźniej już nawet tego nie pamiętam. Ale muszę się dowiedzieć. Muszę wiedzieć, dlaczego to zrobiła. Dlaczego nic nie powiedziała. Czy to moja wina...
Nawet nie wiem, czy to było pytanie, czy sama tak uważała. Wypowiedziała to w taki sposób, że miałam wątpliwości.
- Sam, nie dowiesz się wszyskiego. Niektóre rzeczy po prostu nie są zapisane.
- Ale to moja siostra- jęknęła- Chyba powinnam wiedzieć, dlaczego popełniła samobójstwo?
- Niekoniecznie- zaprzeczyłam- Czasem, gdy człowiek się zamyka, nawet najbliżsi mogą nie zauważyć, że coś jest nie tak.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Raczej tak.
Obie westchnęłyśmy.
- A tak w ogóle, to o jakim miejscu mówiłaś?
Sam lekko się speszyła.
- Kiedyś z Ami dużo biegałyśmy. Miałyśmy swoje własne trasy i inne takie. Nawet gdy przyjeżdżałyśmy do Laury, miałyśmy wyznaczone ze trzy trasy. Jedna z nich, nasza ulubiona, była w tym lesie. Wybiegałyśmy z domu Lau w stronę lasu, biegłyśmy przez jakiś czas dróżkami i wybiegałyśmy przy liceum. Laura mówiła, że kiedyś będzie się tu uczyć. Kiedyś jednak skręciłyśmy w złą dróżkę w drodze powrotnej i znalazłyśmy się na polanie, podobnej do tej. Był to chyba jakiś stary plac zabaw. Był tam lekko podniszczony domek na drzewie, huśtawka konik- taka dla dwóch osób- i ławka. Bardzo nam się tam spodobało. Zawsze, gdy przyjeżdżałyśmy do Lau, biegałyśmy tam, w tajemnicy przed wszystkimi.
Sam głośno nabrała powietrza.
- Ostatni raz byłyśmy tam tydzień przed śmiercią Ami. Pojechałyśmy do Lau na weekend. Pamiętam, że przed wyjazdem Ami poszła tam jeszcze sama. Nie wiem czemu, ale muszę sprawdzić to miejsce. Nie mam jednak odwagi, żeby powiedzieć o tym Laurze czy Rozalii...
- ...Bo pomyślą, że jest z tobą źle- dokończyłam.
Kiwnęłam głową kilka razy. Nie za bardzo wiedziałam, co mogę jeszcze powiedzieć. Że mi przykro? To już chyba trochę oklepane, zważywszy na to, jak mało takie słowa znaczą. Że jej pomogę? Ale czy byłam pewna, że z Sam na pewno wszystko w porządku?
 - Może powinnaś porozmawiać z Laurą- powiedziałam nagle- Tak czy inaczej, powinnyście o tym rozmawiać.
- Może masz rację.
Nie powiedziała nic więcej.
Wstałam z ziemi i rozejrzałam się. Hyymmm. Gdzie my do licha jesteśmy?! Sam też zauważyła ten problem. Wstała i przeszła się po polanie.
- No i masz- mruknęła.
No i dostałyśmy napadu śmiechu. Nie mam pojęcia dlaczego.
- Wiesz co, tędy chyba jeszcze nie biegałam- uznała w końcu dziewczyna.
- Dobrze wiedzieć.
Znów się zaśmiałyśmy. Napięcie z nas zeszło.
- A więc żadna z nas nie ma przy sobie telefonu...- zaczęłam.
- Tak- przytaknęła mi Samanta.
- ...zniknęłyśmy jakieś pół godziny temu, biorąc pod uwagę czas, przez który za tobą biegłam...
- Tak.
- ...powiedziałam dziewczynom, że do nich zaraz dołączymy, ale musiały się już zacząć martwić...
- Tak.
- ...możliwe, że już nas szukają...
- Tak.
- ...a my nie mamy pojęcia, gdzie jesteśmy- zakończyłam.
- Fatalna sprawa- uznała Sam.
- Fakt- zgodziłam się- Więc pozostaje nam... wleźć na drzewo i się rozejrzeć? Lepiej nie biegać po lesie bez odrobiny orientacji.
- No dobra.
Znalazłyśmy dość wysokie i grube drzewo pełne niskich gałęzi, dziesięć metrów od polany.
Sam zaczęła na nie wchodzić. Podążyłam za nią jako wsparcie. Nie przepadam za wspinaczkami.
- Widzisz coś?- zapytałam przyjaciółkę.
- Tak- mruknęła i rozejrzała się.
Byłam metr pod nią i wolałam nie wchodzić wyżej. Jej wysokość nie przeszkadzała.
- Widzę liceum... to niedaleko, ale nie ma też żadnych ścieżek.
- Tu i tak ich prawie nie ma- zauważyłam.
- Racja. Domu nie widzę, więc nie jesteśmy aż tak daleko od liceum. Albo pobiegliśmy drogą przeciwną do domu Laury i mojego. To by wiele wyjaśniało... Dobra, wszystko już ogarnęłam. Mamy z piętnaście minut biegiem, pół godziny spacerem do Amorisa. O ile się nie pogubimy. Uważaj, bo schodzę.
Zaczęłyśmy schodzić. Niestety właśnie wtedy zahaczyłam jedną ręką o twardą korę. Poczułam straszny ból. Omal nie spadłam. Powoli stanęłam na ziemi i obejrzałam rękę.
- Wszystko okej?- zapytała Samanta.
- Tak, ale mam trochę poranioną rękę.
Na szczęście nie zaczęła mocno krwawić. Rany były powierzchowne. Westchnęłam i ruszyłam z przyjaciółką we wskazanym kierunku. Po może pięciu minutach usłyszałam krzyk:
- No nie, znowu przegrałem?!
To był głos Armina. Spojrzałyśmy na siebie i bez przemyślenia sprawy pobiegłyśmy w kierunku głosu.
Po chwili natknęłyśmy się na bliźniaków. Wyglądali uspokojeni spotkaniem nas.
- Tu jesteście!- odezwał się Alexy- Nic się nie stało? Wszyscy zaczęli się martwić, że się zgubiłyście.
- To poniekąd prawda- oznajmiła Sam.
Chłopaki pokazali nam, w którym kierunku dokładnie mamy iść i podążyliśmy do liceum.
- Pan Borys martwił się, że którejś z was coś się stało- zdawał raport Alexy- Dziewczyny też się trochę martwiły. Szczególnie, że obie przeprowadziłyście się tu w tym roku i mogłyście się nieźle pogubić.
Sam już chciała zaprzeczyć, ale uprzedził ją Armin, który chwilowo oderwał się od konsoli. Tej wcześniej nie zauważyłam.
- Jak to w tym roku? Chociaż... Sam jest sios... a nie, kuzynką Laury... Ale ty, Nit, jesteś siostrą Kastiela, nie?
Odpowiedziałam przydługim „tak”. Niewiele osób zna tę historię.
- To co, przeprowadziłyście się w tym roku?- zapytał chłopak.
Uratowała mnie przyjaciółka.
- Przecież wy też mieszkacie tu zaledwie dwa miesiące. Dlaczego was wysłali nas szukać?
- A, to...- Armin lekko się speszył- Sami się na to zdecydowaliśmy. Pan Borys postanowił wysłać Laurę i Rozalię. One poszły jednak w drugą stronę.
- To może byś do nich zadzwonił?- zaproponowałam, przewracając oczami- Chyba wzięliście telefony?
Bliźniaki pokiwali głowami. Alexy zadzwonił do Rozalii, która porządnie go opieprzyła, że dopiero teraz. Słyszałam to, mimo że telefon nie był na głośniku. Sam przejęła telefon i zaczęła ją uspokajać. Ja za to zagadnęłam Armina:
- A ty wciąż w coś grasz?
Kiwnął głową.
- Dzięki temu mogę udawać, że nie jestem na świeżym powietrzu- odpowiedział.
- Dlaczego? Dlaczego nie lubisz świeżego powietrza? To dość dziwne.
- Może i dziwne, ale mam swoje powody.
- Jakie?- zapytałam.
Nagle zdałam sobie sprawę, że jeśli on ma mi o tym powiedzieć, sama nie mogę milczeć.
- Jak mi o tym powiesz, ja opowiem ci o co chodzi u mnie w... rodzinie- zaproponowałam.
- No dobra- jęknął- Ale ty zaczynaj.
- Niech ci będzie.
Tak więc streściłam mu całą historię z pomyłką w szpitalu. Sama się jeszcze do niej nie przyzwyczaiłam. Brzmi tak... nieprawdopodobnie. Jakby wymyśliła ją na poczekaniu banda dwunastolatek. [Jakby ktoś nie pamiętał tej historii, odsyłamy tutaj ---> Prolog (bardziej pod koniec)]
- Rany, nieźle!- uznał Armin.
Najwyraźniej dla niego ta historia nie nadawałaby się na dramat. Raczej na... komedię. Nie żeby mnie to zirytowało.
- No dobra, a co z tobą?- uniosłam brew.
- Naprawdę muszę? Niech będzie, ale gdyby ktoś pytał, nic nie powiedziałem.
I zaczął opowiadać, wpatrując się w swoją grę, nawet jej nie włączając.
- To było jak mieliśmy może po dziesięć lat. Znaczy się ja i Alexy. Byliśmy u naszych dziadków w takiej wiosce w Zadupiu Wielkim. To był bodajże lipiec. Wyszliśmy na dwór, żeby sobie połazić po lesie. Wszędzie tam były cudowne, produkujące tlen drzewka. No i się zgubiliśmy. Jednak szliśmy dalej, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to straszne. Wtedy zobaczyliśmy zwierzę, chyba jelenia. Patrzyliśmy chwilę oszołomieni, ale ta bestia zaczęła biec w naszym kierunku. Uciekaliśmy, a ja po drodze zdołałem wbiec chyba we wszystkie możliwe krzaki i kępy pokrzyw. A wokoło były robale.- Wzdrygnął się, po czym kontynuował.- Razem z Alexy'm wspięliśmy się na jakieś mniejsze drzewo. I usłyszeliśmy strzał. Zeszliśmy chwilę później. Obok truchła jelenia stał chłopak z bronią, trochę starszy od nas. Zapytał, czy nic nam się nie stało. Byliśmy przerażeni, ale zaprzeczyliśmy i cudem wróciliśmy prosto do domu dziadków. Po tym wszystkim znienawidziłem świeże powietrze i wszystko, co na dworze. A, i na obiad potem mieliśmy brokuły. To się rozumie samo przez siebie.
Przez dłuższą chwilę milczałam. No, to też nie była normalna historia, ale Armin nie miał powodu, by kłamać. Czułam, że mówił prawdę.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że idziemy już tą samą ścieżką co wcześniej, a Alexy i Sam nadal rozmawiają z dziewczynami, teraz już w trybie głośnomówiącym. Pokręciłam głową. Drzewa zaczęły się przerzedzać.
***

Nauczyciel nie był zły (w przeciwieństwie do dyrektorki, która zamierzała nas ukarać, ale jakoś się wywinęliśmy), no... może trochę na chłopaków, że wyszli bez polecenia. W końcu jednak wszyscy wróciliśmy na lekcje. Jednak tam było dość nudno. Mogliśmy zostać jeszcze trochę w tym lesie...


**********************************************************************************
Najpierw- przepraszamy, że nie ma piosenki, ale żadna nam znana nie pasuje do tego rozdziału. Zdecydowałyśmy, że gdy nie będziemy miały żadnej piosenki w zanadrzu, po prostu opublikujemy rozdział bez. Mamy nadzieję, że to wam nie przeszkadza.
 A tak w ogóle: To już dziesiąty rozdział! Chciałybyśmy podziękować wam za czytanie i komentarze oraz życzyć miłych wakacji! W tym czasie nasi bohaterowie będą musieli się zmierzyć z zimą...

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 9: Kiepska randka ~Samanta~

 Taka przyjemna w słuchu piosenka. Nie do końca pasuje do rozdziału, tylko niektóre momenty, ale razem z Ray bardzo ją lubimy. Także postanowiłyśmy wstawić ---> King Of Anything :D

     Nieważne, w jak bardzo złym humorze bym była, nie mogę się nie śmiać z tego, co teraz widzę. A jest to nieprzeciętny odjazd.
Amber przyszła dziś do liceum w szaro-różowym dresie. I naturalnie wygląda w tym beznadziejnie. W dodatku cały czas kręci się wokół Kastiela, który patrzy na to z dość ciekawą miną- mieszanką zaskoczenia i rozbawienia. Podobnie zresztą jak Laura i większość szkoły.
-To moje dzieło- powiedziała Nita, stając obok mnie.
Spojrzałam na nią pytająco.
-Amber radziła się mnie, jak poderwać Kastiela- wytłumaczyła- No i oto efekt.
Jeszcze raz przeanalizowałam wygląd Amber i zaśmiałam się.
-A co tam u ciebie?- zapytała mnie przyjaciółka.
-Szczerze? Jest dość słabo- odpowiedziałam.
Nita spuściła wzrok.
-Ale daję radę- skłamałam. Nie dała się jednak zbić z tropu.
-Sam, nie ukrywaj tego. Przecież wiem, że jest źle. Wszyscy wiemy. Nie chowaj tego, w ten sposób krzywdzi jeszcze bardziej.
Westchnęłam. Miała rację.
-Po prostu... cała ta sytuacja sprawia, że nie mogę logicznie myśleć. Za dużo tu niewiadomych.
Tak, wczoraj mnie olśniło, że zachowuję się zbyt obsesyjnie. Tylko że nie mogę nie myśleć o tym, co się wydarzyło- wciąż do tego wracam. Wpuściłam jednak do swojego rozumowania więcej... rozsądku.
-Wiem. Ale nie zamykaj się, okej? Albo chociaż nie odtrącaj najbliższych.
Prychnęłam.
-A jak mam się zachowywać, jak najpierw przychodzi do mnie Roza z obstawą, żeby mnie „pocieszyć”, a potem Laura wraca półżywa do domu?- zapytałam z lekkim wyrzutem.
-Martwią się. Też im to nie wyszło na dobre- zauważyła Nita.
Wtedy zadzwonił dzwonek. Chyba jestem jedyną osobą na świecie, której on sprzyja.
Spojrzałyśmy na siebie i bez słowa poszłyśmy do klasy.
***
Może nie powinnam się ze wszystkiego spowiadać Nicie? No, ale jednak to zrobiłam. Ona najmniej wiedziała o śmierci Ami, więc to jej ostatnio przedstawiłam całą sytuację. Nie opowiedziałam jej jednak dzisiaj, co się wydarzyło we wtorek i środę.
Najpierw Laura wyszła z domu. Potem przyszła do mnie Rozalia wraz z Lysandrem i Violettą. Byłam w złym humorze i oschle zapytałam, po co przyszła. Gdy odpowiedziała, że chce mnie pocieszyć, po prostu się na nią wydarłam. Obraziła się i poszła. Wpuściłam do domu pozostałych- nie mogłam się po prostu na nich gniewać.
Na początku było cicho, ale atmosfera z czasem się rozluźniła. Ani Lysander, ani Viol nie naciskali- nie pytali. Po chwili czar prysł, gdy zdałam sobie sprawę, że już dość długo nie ma Lau. Wiedziałam, że poszła na jakąś imprezę z dziewczynami, ale szczegółów nie znałam. Zaczęłam się martwić.
Violetta poszła do domu. Lysander oświadczył, że poczeka na moją kuzynkę ze mną. Przyjechała lekko po północy. Od razu wiedziałam, że nie jest trzeźwa. Postarałam się opanować i zaprowadziłam ją do jej pokoju. Podziękowałam chłopakowi za to, że ze mną czekał, po czym wyszedł. Potem nie mogłam zasnąć. Po prostu nie mogłam. Coś mnie w tym wykończyło.
Rano nie odezwałam się do niej. Nie poszłam też do szkoły. Od tego czasu po prostu z nią nie rozmawiałam.
***
Dzisiejszy wuef mieliśmy z kilkoma chłopakami z wymiany. W tym z Dajanem. W wolnej chwili podszedł do mnie i zagadał.
-Może poszłabyś ze mną dziś po szkole gdzieś się przejść?- zapytał- Słyszałem, że gdzieś w okolicy jest jakaś kawiarnia.
Spojrzał na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam, co odrzec. Pomyślałam jednak o tym, że w domu raczej nie mam dużo do roboty, więc się zgodziłam.
Postanowiliśmy się spotkać o 16:30 w parku.
***
Na kółku dyskusyjnym wręcz wrzało od komentarzy na temat stroju Amber. W dodatku nie było Klementyny, więc żadna z nas nie oszczędzała słów.
-Nita, przeszłaś samą siebie- powiedziała jedna z młodszych dziewczyn, Clara- ale jak ją przekonałaś?
-Sama się zapytała- odpowiedziała dziewczyna, nie tłumacząc szczegółów. Większość jednak wiedziała, o co chodzi.
-No i wyciszyłaś temat Nataniela- powiedziała Iris.
-Co rozumiesz przez „wyciszenie”?- zapytała Laura.
-No, ostatnio dość o tym głośno- wytłumaczyła Iris- A Peggy szuka kogoś, kto zna szczegóły jego wyjazdu.
Milczałyśmy.
-I na pewno żadna nic nie wie?- zapytała cicho Clara.
Wkurzyła mnie. Klementyny nie ma, ale znalazła się następna.
-Dla twojej wiadomości, to nie komisariat. Tu się nie przesłuchuje, a rozmawia- oświadczyłam.
-Tylko winny się broni- zauważyła z zadowoleniem Clara.
-Niekoniecznie- wtrąciła Rozalia- Winny się ukrywa.
Spojrzałyśmy na Clarę. Zarumieniła się, wydęła wargi i nie odezwała do końca kółka.
***
-Nie podoba mi się ta Clara- oznajmiłam dziewczynom po kółku.
Atmosfera między nami trochę się rozluźniła. Co jak co, ale dziś broniłyśmy się nawzajem.
-To przyszła Klementyna- uznała Laura- lub Amber.
-Współczuje jej rówieśnikom- mruknęła Nita- jeszcze prawie trzy lata z taką gwiazdeczką...
***
W parku byłam trochę spóźniona. Dajana jednak nigdzie nie było. Postanowiłam chwilę poczekać.
Usiadłam na ławce i z torebki wyciągnęłam mały notatnik. Ostatnio Lysander mnie zainspirował i postanowiłam, że spróbuję jeszcze raz napisać historię o Betelgezie. W ten sposób łatwiej będzie mi przypomnieć sobie, o co w niej chodziło.
Minęło trochę czasu i pojawił się Dajan. Przez chwilę usprawiedliwiał się ze spóźnienia. Przyjęłam przeprosiny i ruszyliśmy w stronę kawiarni.
-Lubisz jakiś szczególny sport?- zapytał chłopak.
-Hmmm- pomyślałam- siatkówka jest dość ciekawa.
-A koszykówka?- dopytywał się dalej.
-Jest... trudna, jeśli nie ma się celu.
Dajan pokiwał głową i zaczął opowiadać mi o tym, jak bardzo emocjonujący jest ten sport. Wyłączyłam się w połowie jego wykładu. Tak zresztą minął mi cały wieczór.
***
-Gdzie byłaś?- zapytała mnie od niechcenia Laura, gdy wróciłam do domu.
Unikała mojego wzroku.
-Spotkałam się z Dajanem- odpowiedziałam.
-I?
-Powiedzmy, że niekoniecznie interesuje mnie plan rzutu za trzy punkty- mruknęłam.
-Jest aż taki zły?
-Dajan jest... miły- rzekłam- on jest... hmmm, po prostu miły.
Laura prychnęła rozbawiona. No cóż, i mnie ta sytuacja rozbawiła.
Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Wyjęłam kartkę z opowiadania o Betelgezie i porównałam ją z zapiskami z notatnika. Rezultatów nie było- nie da się powrócić do swojego sposobu myślenia sprzed lat, ot tak. Ale nic innego mi nie pozostało.
Odłożyłam wszystko i położyłam się. Kontemplowałam sufit, rozmyślając.
O czym myślałam w ten sposób, mając dwanaście lat? Na pewno nie o strukturze tynku. Choć... pewnie wspominałam, jak raz na koloni spadły na mnie okruchy tynku z sufitu. W nocy. Gdy spałam.
No... tak też do tego nie dojdę.
***
Następnego dnia Nita i Rozalia wypytały mnie o spotkanie z Dajanem. No dobra, Roza wypytywała, a Nita ją stopowała. Ta sytuacja zaczęła mnie powoli irytować.
-Dziewczyny, dajcie mi spokój...-jęknęłam.
-Nie, Sami!- prawie krzyknęła Roza- W końcu postanowiłaś zrobić coś śmiałego i nie możesz teraz znów się wycofać!
-Rany, po prostu zgodziłam się z nim spotkać. I nic z tego nie wyszło. Gdzie tu jakaś śmiałość, czy coś innego? Nie rozumiem, o co ci w ogóle chodzi.
Ona tylko pokręciła głową, jakbym była dzieckiem, któremu nie warto tłumaczyć.
W tym momencie obok przeszedł Lysander. Rozalia postanowiła podzielić się z nim nowinami.
   -Lysiu, Sami właśnie dzieliła się z nami tym, jak było na jej randce!- Zawołała radośnie.
   Chłopak zrobił zaskoczoną minę. Już miałam zaprzeczyć, gdy zapytał, z kim. Nie zdążyłam zareagować, bo przyjaciółka wszystko wyśpiewała.
   -No wiesz, chodzi o tego Dajana z wymiany. Sam, to naprawdę ciacho. Umięśniony, wysportowany, do tego ta cera... oczywiście mój Leoś lepszy. Nie wiem, o co jej chodzi- westchnęła, zwracając się z powrotem do Lysandra.- Taka okazja...
   Albo mi się zdawało, albo w oczach Lysandra błysnęła zazdrość. Spojrzałam na niego ponownie. Nie, już tego nie widzę. Widocznie to było tylko wrażenie.
    -Roza, mówisz, jakby ten chłopak był jakimś przecenionym towarem w sklepie- wygarnął jej.
   -Daj spokój, wiesz o co mi chodzi. Sami nie docenia tego, co ma wokół siebie. Zaproszona na randkę, a nastawiona przeciwko światu.
     -To nawet nie była randka!
   Teraz poważnie się zdenerwowałam i odwróciłam na pięcie. Dziewczyny zrobiły zdziwione miny, ale ja już wyszłam z budynku.
Na dworze było zimno, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Poszłam do ogrodu i usiadłam na ławce.
Jak raz staram się wyjść z doła, zrobić coś, a one od razu robią z tego hecę. Po prostu świetnie.
Co powiedziałaby mi Ami? Żebym się nie przejmowała? Żebym je zignorowała?
Nagle zobaczyłam Lysandra. Wtedy zrozumiałam. Powiedziałaby, żebym zrobiła to, co trzeba. Że to był po prostu kiepski wypad. Że robię rzekę nie do przejścia z kałuży.
-Wszystko dobrze?- zapytał białowłosy i usiadł obok mnie.
-Dziewczyny po prostu mnie irytowały- odpowiedziałam.
Jakby mu wytłumaczyć, o co chodzi? Spojrzałam mu w oczy. Chyba zrozumiał.
-Wiesz co, logika jest do chrzanu- powiedziałam nagle- Staram się pozbierać po tym wszystkim myśląc rozsądnie, a zamiast tego chyba uciekam od problemu. Albo go ignoruję. Albo sama nie wiem co.
-Ale starasz się pozbierać- zauważył chłopak- To jest najważniejsze.
-Mam wrażenie, że zachowuję się obsesyjnie- wyznałam- Ale nie chcę się użalać. To niezbyt mój typ. W ogóle ostatnio czuję się mało sobą.
Rany, ale się otworzyłam. Mam wrażenie, że mogę tego pożałować. I to bardzo.
Lysander milczał. Nie powinnam była mu o tym mówić. W sumie znam go ledwie dwa miesiące.
-Nie da się nie być sobą- odezwał się nagle- Nawet jeżeli robisz coś wbrew sobie, czy zachowujesz się inaczej niż zwykle. Zawsze, gdzieś głęboko jesteś sobą.
-Nie jesteśmy tylko tym, co jest, a też tym, co było- powiedziałam nagle.
Różnooki uśmiechnął się.
-Czyj to cytat?- zapytał się.
-Chyba mój- uśmiechnęłam się lekko.
Nie zdziwiło go to. Też się uśmiechnął. Właściwie dużo było tych uśmiechów.
***
W sobotę lało. I to strasznie.
-No to jesteśmy uziemione- oznajmiła Laura.
No, wciąż niewiele z niż rozmawiam.
-To co robimy? Może pooglądamy telewizję?- próbowała mnie przekonać kuzynka.
-Może być- mruknęłam.
Około drugiej puścili film „Igrzyska Śmierci”.
-Nie...- jęknęłam.
-No weź!
-Przecież ty nie znosisz horrorów- zauważyłam.
-To nie horror!
-No dobra- zgodziłam się.
Ludzie. Bieda. Niesprawiedliwość. Krew. Więcej krwi. Miłość? Krew. Tak można by opisać ten film. Oczywiście Laura była przerażona, ale obejrzałyśmy do końca. Robi wrażenie.
***
W niedzielę nadal padało. Niewiele robiłam, ale usilnie walczyłam z poczuciem, żeby nie przeczytać jeszcze raz tej kartki.
Wieczorem zadzwonił do mnie Artur.
-Co jeszcze?- zapytałam.
-Humorek się poprawił?
-Proszę, nie mów do mnie jak do pięciolatki- poprosiłam.
-Okej. A co tam w szkole?
Przez pół godziny prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę o głupotach.
-A co u Astry?
-Wiesz... zapowiada się, że będziesz ciocią- rzekł.
-Co?!- zapytałam z wielkim bananem na twarzy.
-To jeszcze niepotwierdzona informacja- uciął mój brat- I nie waż się mówić o tym rodzicom.
-I tak z nimi nie rozmawiam- mruknęłam.
-Sam- powiedział ostro Artur- Nie powinnaś tak robić.
-Wiem, ale oni też nie dzwonią- odparłam.
-To cię nie usprawiedliwia.
Westchnęłam.
-Pomyślę o tym.
-Dobra, niech ci będzie.
Pożegnałam się i rozłączyłam.
Gdy tak o tym pomyślałam, to dość dziwne, że rodzice nawet do mnie nie dzwonią. Poszłam do Laury. Siedziała w swoim pokoju, nucąc jakąś piosenkę.
-Chyba zostaniemy ciociami- oznajmiłam.
Spojrzała na mnie pytająco. Wszystko jej opowiedziałam.
-O raju- wydusiła.
-Lepiej nie da się tego ująć.
Zaczęłyśmy skakać z radości.
-Lau, właśnie, muszę cię o coś zapytać.
-Aha?- powiedziała powoli dziewczyna.
-Czy moi rodzice ostatnio do ciebie dzwonili?
-Nie- odpowiedziała trochę zdziwiona.
-Rozumiem- mruknęłam.

Czyli że mają mnie gdzieś?

**********************************************************************************

   Rozdział chyba trochę krótszy, ale nie bardzo było o czym pisać, ponieważ przy zmianie postaci musimy planować akcję na kilka postów wprzód. Mimo to mamy nadzieję, że się podobało ^^

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 8: "Kto pierwszy będzie łysy?" ~Nita~

     Genialny teledysk i świetna piosenka ^^ To nie jest pierwsza wersja tego utworu, ale zdecydowanie najpopularniejsza. Przed państwem... --->   Girls Just Want To Have Fun <3
 A Nita psuje optymistyczny nastrój...

Nienawidzę poniedziałków.
Jestem w stanie wymienić kilka powodów:
1. W poniedziałek zaczyna się szkoła.
2. W poniedziałek mój brat życzy sobie wykwintne obiady.
3. W poniedziałek muszę sprzątać po weekendowych spotkaniach Kastiela z kumplami.
4. W poniedziałek mam najnudniejsze lekcje.
5. Słowo poniedziałek brzmi brzydko i jest za długie.
Niestety jak na złość poniedziałki przychodzą zawsze co siedem dni.
Poskarżyłam się z tego bratu, a on tylko:
- Takie życie!
- I gdzie jest niby sprawiedliwość?- Zapytałam z irytacją.
- Nie wiem. Co dziś na obiad?
Wyszłam z salonu. Jedzenie będzie po szkole, niech on się wreszcie przymknie... Poszłam do swojego pokoju po plecak. Przez to wszystko, co wczoraj opowiedziała mi przez telefon Sam, zapomniałam odrobić lekcji. Trudno, zdarza się. Chociaż ostatnio faktycznie zaczęłam olewać szkołę. Upodabniam się do brata. Aż mi przeszły ciarki.
Za dziesięć minut lekcje. Zeszłam na dół i wraz z Kastielem pojechaliśmy jego samochodem. Pod szkołą zauważyłam Samantę. Szła ze spuszczoną głową wzdłuż ściany budynku. Jak mi jej szkoda... Chociaż pewnie nie życzy sobie teraz towarzystwa.
Wtedy podbiegła do mnie Kim. Była wyjątkowo uśmiechnięta.
- Hej Nita! Słuchaj, chcesz przyjść na imprezę? Miała być w weekend, ale nastąpiła mała zmiana planów. Otóż, przyjechała moja kuzynka Lizzie. Normalnie musisz ją poznać! Do rzeczy. Jutro ma urodziny i chciałabym zorganizować dla niej niespodziankę. Zaproponowałam jej wczoraj, że pójdziemy do jakiegoś klubu, żeby je świętować. Jednak nie wie, że będzie więcej gości. Jakbyś miała czas i ochotę, byłabym bardzo wdzięczna.
Była taka radosna, że jej nastrój udzielił się także mnie.
- Bardzo chętnie. Kiedy i gdzie dokładnie?
- W tym samym klubie, co karaoke, około godziny dwudziestej.- Odparła.- Pomożesz mi zaprosić resztę dziewczyn? Chciałabym już wiedzieć, ile osób może przyjść.
- Nie ma sprawy. A co Lizzie lubi? Co jej kupić w prezencie?
- Kocha sport i różnego rodzaju rozrywki. Też się zastanawiałam nad tym, co jej kupić, ale doszłam do wniosku, że fajna będzie jakaś bluzka albo nawet piłka. Nie wiem, sama zdecyduj. Dobra, narka!
- Do zobaczenia!
Poszłam do budynku. Po drodze natknęłam się na Violettę i Iris. Żadna nie mogła jutro iść na zabawę, ale obiecały, że przyjdą się przywitać z Lizzie. Melania odmówiła. Rozalia od razu się zgodziła i powiedziała, że postara się namówić Laurę, której nie ma dzisiaj w szkole. Samanty nie pytałam. Po pierwsze- ciągle wszystkich unika. Po drugie- na pewno by się nie zgodziła. Nie teraz, gdy dowiedziała się o Ami. Przyjdą jeszcze Klementyna, Peggy i taka Elena, kumpelka Kim.
Nie było tak źle. Pani Sakowska, nauczycielka matematyki, upomniała mnie tylko, żebym bardziej przykładała się do nauki, bo mam talent. Jasne... Przynajmniej żadnej uwagi za brak pracy domowej.
Spotkałam Kim po lekcjach i powiedziałam, które dziewczyny mogą przyjść.
- Czyli będzie nas siedem, nie licząc Lau. To i tak dużo. Wielkie dzięki, Nita!- Ucieszyła się i przybiła mi piątkę.
- Nie ma za co. Do jutra!
Wróciłam na pieszo, bo Kastiela gdzieś wcięło. Normalnie bym pomyślała, że jest z Laurą, ale skoro ona jest nieobecna, to nie mam pojęcia.
A teraz uroki poniedziałków, czyli gotowanie dla praktycznie wszystkożernego niedźwiedzia. Mam problem. On się nigdy nie najada. Właśnie kończyłam robić schabowe, gdy brat wszedł do domu.
- Wiesz co z Laurą? Nie odbiera telefonu.- Powiedział markotnie.s
- Tak, podobno się rozchorowała. Nie dzwoń więcej, bo pewnie śpi.- Nie ma to jak improwizacja.
Wziął talerz i poszedł do swojego pokoju. Zrobiłam to samo. Gdy zjadłam, zajrzałam na laptopa. Skai do mnie napisała.
Temat wiadomości brzmiał: Nie uwierzysz!

Trochę głupio się przyznać, ale Mike wcale nie jest taki zły. Miło się z nim gada na nudnych lekcjach. Na godzinie wychowawczej wymyślił śmieszną grę. Gdy nasza pani poszła na chwilę do dyrki, zawołał wszystkich do swojej ławki w środkowym rzędzie. Usiedliśmy wokoło, a on wyjął nożyczki. Dziewczyny się zaciekawiły. Powiedział, że zakręci nimi jak butelką, i na kogo ostrze wypadnie trzy razy, ten obcina sobie trochę włosów. Gdybyś zobaczyła wtedy minę takiej głupiej Sofii! Złapała się za swoje złote pukle i zrobiła wielkie oczy, a wszyscy zaczęli się z niej śmiać! Bawiliśmy się całą lekcję, bo nauczycielka nie wróciła. Obcięłam sobie włosy dwa razy, najmniej ze wszystkich! Sofia nie chciała tego zrobić, ale bała się odmówić Mike’owi, bo się w nim podkochuje. Każdy to robił w jakimś niewidocznym miejscu, skracał lekko niewielkie pasmo włosów, ale ta idiotka, chcąc mu zaimponować, obcięła zdecydowanie za dużo! Wyglądała potem, jakby miała z lewej strony gniazdo! Ale było śmiechu :D Potem wszyscy zaczęli pytać, jak ta gra będzie się nazywała, a Mike krzyknął “Kto pierwszy będzie łysy”*! Nawet sobie nie dasz rady wyobrazić, jak komicznie wyglądało, gdy połowa klasy na oczach dwóch nauczycielek zaczęła tarzać się ze śmiechu po korytarzu!
Mam nadzieję, że u Ciebie jest równie zabawnie jak u mnie. Pozdrawiam, Skai ;-)
PS. Powodzenia z Arminem!

Skai jest urocza. A ta zabawa genialna. Czy mi się wydaje, czy nada się dla naszej klasy? Taa, już się obawiam tego ironicznego uśmieszku Kastiela. Odpisałam jej szybko, po czym wzięłam się za lekcje. Głowę jednak zaprzątało mi ostatnie zdanie- “Powodzenia z Arminem!”. Żeby niby jak? Wystarczyło, że raz napiszę Skai o tym, że byłam u niego w odwiedzinach, a ona już wymyśla jakieś dziwne historie. 
Jednak dzieci to dzieci. Mają bujną wyobraźnię.
Skończyłam matematykę i zadzwoniłam do Laury. Faktycznie nie odbierała. Usiadłam z laptopem na łóżku i zrobiłam jedyną rzecz, na jaką miałam teraz ochotę- zaczęłam grać w The Sims 3. Ostatnio kupiłam też czwórkę, ale bardzo lubię rodzinę Person i ich dom, dlatego poświęcam im dużo czasu.
Zabawne, Mroczny Kosiarz.
Znacznie mniej zabawne, stoi na mojej parceli.
Zdecydowanie nie zabawne, przyszedł po moją ulubioną Simkę.
Wyłączyłam grę bez zapisywania.
Zapamiętaj: nie zmieniaj więcej kapusty w złoto za pomocą Kamienia Filozoficznego.
***
Następnego dnia zastanawiałam się, co kupić Lizzie na urodziny. Lubię być oryginalna, a tu mam trochę problem- nie znam jej. Skoro lubi sport i rozrywkę, najlepsze będzie coś, co połączy te dwa.
W szkole było ciekawie. Dowiedziałam się, że Nataniel wyjechał. I że lubi koty. 
- Koty… słabo. Psy są tysiąc razy lepsze.- Odezwała się Kim na przerwie.
- A masz psa?- Zapytała z przekąsem Melania.
- Nie, ja nie mam.
- To się zamknij. Koty są zdecydowanie mądrzejsze- powiedziała dumnie.- A ty, Rozalia? Co sądzisz?
- Nie wiem. Nie mam zwierząt i raczej nie planuję mieć. Ale gdybym już miała wybierać, to białą suczkę.
- Dwa do jednego. Grasz dalej?- Spytała Kim.
- Nie ciesz się. Nita, a ty co uważasz?
- Hmmm… Koty…
Melania uśmiechnęła się.
- Koty są niezbyt ciekawe- dodałam.- Są wścibskie, trochę brzydkie i niewierne. Niszczą meble. Poza tym strasznie drapią. Niech włada nimi tylko i wyłącznie przerażający Mroczny Kociarz Nataniel.
Dziewczyna zrobiła urażoną minę, po czym odwróciła się na pięcie i poszła w stronę pokoju gospodarzy.
- Mroczny Kociarz, niezłe…
- Chociaż psy są za głośne i za mało dyskretne. Gdybym miała kupować zwierzątko, wzięłabym jakiegoś robaka. Najmniej przy nich roboty. I mogłabym straszyć Amber.
Rozalia się wzdrygnęła. Za to Kim załapała.
- Może tak patyczak? Albo lepiej, pająk!
- To ja idę do zoologicznego!- Krzyknęłam, po czym przybiłam Kim żółwika.
- Dajcie spokój- powiedziała cicho Roza. Wyglądała, jakby miała zwymiotować.
***
W końcu się zdecydowałam. Wzięłam dla Lizzie ładną, niebieską sportową opaskę na głowę. Powinna jej się spodobać. Nie mogę się doczekać, żeby ją poznać. Ciekawe, jak wygląda. Jednak impreza dopiero za trzy godziny. Poszłam do swojego pokoju i zaczęłam szukać ciuchów. Mój wzrok spoczął na czarnych rurkach. Dobrałam do nich złoty top z dekoltem i naszyjnik z ażurową bransoletką w tym samym kolorze. Pójdę w moich czarnych botkach na słupku.
W sumie zostało jeszcze sporo czasu. Udałam się więc do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. Usiadłam przed telewizorem. Po godzinie znudziło mi się patrzenie, jak jakaś nadęta dziunia mruga oczami przed chłopcami, więc poszłam do łazienki zrobić makijaż. Nie szalałam, bo, bądź co bądź, jest to zabawa urodzinowa z udziałem samych dziewczyn. Co ja gadam? Nawet jakby byli faceci, nie zrobiłabym jakiegoś specjalnego makijażu. I dlaczego mam wątpliwości?
O 19:45 wyszłam z domu. Punkt dwudziesta znalazłam się w klubie, w którym zabawa trwała na całego.
- Nita! To moja kuzynka- Kim wskazała na rozbawioną dziewczynę stojącą za nią.
Pierwsza reakcja- “Wow”! Jaka ona piękna. Nastolatka o brązowej skórze, genialnym afro i wręcz czarnych oczach stanęła tuż przede mną. Podała mi rękę.
- Hej, jestem Lizzie, ale mów mi Liz.- Powiedziała z wyraźnym zagranicznym akcentem.- Mieszkam w Portugalii.
- Cześć, jestem Nita. Miło cię wreszcie poznać. Twoje włosy są cudowne! Zawsze chciałam takie mieć.
- Dzięki!
- Czekaj, to dla ciebie. Prezent urodzinowy.- Dałam jej opaskę, a dziewczyna zrobiła rozradowaną minę.
Od razu przymierzyła i stwierdziła, że jest świetna.
Gdy pobiegła do pozostałych zaproszonych stojących przy barze, zapytałam Kim:
- To nie miała być impreza-niespodzianka?
- Miała, ale Liz usłyszała, jak rozmawiam przez telefon z Peggy i domyśliła się, że będą inni goście. Trudno, uznajmy, że wszystko jest zgodnie z planem.
O dziwo Laura też przyszła, jak to powiedziała, “żeby się odstresować”. Jednak nigdzie nie widziałam Rozalii. Wtedy jak na zawołanie przyjaciółka wbiegła do klubu z oburzeniem na twarzy.
- Co się stało? Czemu masz taką minę?- Pytały wszystkie po kolei.
- Razem z Lysandrem i Violettą poszłam do Sam…
- Po co?- Wtrąciła Laura. Pewnie wiedziała, że jej kuzynka nie chce towarzystwa.
- Żeby ją pocieszyć! A ona od progu na mnie nakrzyczała! Tylko na mnie… A ja niestety wiem, dlaczego.
Zaczęły się pytania. Rozalia nie odpowiadała, skąd wie. Ja jednak rozumiałam. Ona także ukrywała samobójstwo Ami przed Sam.
- Na szczęście pozostałych wpuściła. Jak mogłam być taka głupia? Oczywiście, że się gniewa- dokończyła.
- Zapomnij o tym teraz. Jest impreza, powinnyśmy się bawić- namawiała ją Elena, która jest także dobrą znajomą Rozy.
W końcu dała sobie z tym spokój i dołączyła do reszty.
Zabawa się rozkręcała. Najpierw martwiłam się o to, czy zdążę jutro do szkoły, ale potem trochę wypiłam i przestało mnie obchodzić cokolwiek z wyjątkiem imprezy. Tańczyłyśmy przez kilka godzin. Koło północy oprzytomniałam, zdając sobie sprawę z tego, że Kastiel nie wie, gdzie jestem. O kurczę. Mam przerąbane…
***
Czekał w salonie. Był przejęty. 
- Gdzie ty byłaś?! Cały dzień poza domem, nic mi nie mówisz, a w dodatku wracasz w takim stanie! Nita, odpowiedz!
Może i zachowywał się jak nadopiekuńcza matka, ale to było wzruszające. 
- Przepraszam. Kastiel, naprawdę mi przykro. Zapomniałam ci powiedzieć, że idę na imprezę urodzinową kuzynki Kim, Lizzie. Było kilka dziewczyn z klasy, na przykład Rozalia- spowiadam mu się jak ojcu.
- Przestań, nie jestem żadnym specjalistą od problemów psychicznej młodzieży. Po prostu się ogarnij i idź do siebie.- Czar prysł.- Ale… następnym razem tak nie rób- dodał.
Jak uroczo. Martwi się o mnie.
- Dobrze, tatuśku- zażartowałam.
- Bo jeszcze dam ci karę…
Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i od razu rzuciłam się na łóżko w pokoju.
***
Rano miałam kaca. Więc nie poszłam do szkoły. Pół dnia przeleżałam ledwo żywa. Jakie to szczęście, że w domu nie ma rodziców.
Koło piętnastej zadzwonił Armin. Powiedział, że za godzinę po mnie przyjdzie, żebyśmy wyszli gdzieś na miasto. Zapytał, dlaczego mnie nie ma w szkole, a gdy mu opowiedziałam całą sytuację, był zawiedziony. Że nikt go nie zaprosił. Czasem jest po prostu przekomiczny.
Szybko się wyszykowałam i zjadłam płatki z mlekiem. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Stali tam Kim, Roza i Armin.
- Będzie nas więcej?
- Na mnie nie patrz. Same się wprosiły- odpowiedział chłopak z uśmiechem.
- Trzeba was pilnować- dodała Rozalia.
Że co?
Poszliśmy do kawiarenki niedaleko. Zamówiliśmy po filiżance kawy, po czym Armin oświadczył, że jest głodny.
- Przecież stoi tu automat z jedzeniem. Weź coś sobie kup- rzekła Kim.
Podeszliśmy wszyscy i chłopak wrzucił złotówkę i dwudziestogroszówkę. Jest tu jakiś mechanizm który sprawia, że jeśli od razu nie wciśniesz tego, co chcesz, oddadzą monetę. My się za długo zastanawialiśmy i tak się właśnie stało. Lecz ku naszemu zdumieniu nie wypadło 1.20 zł., tylko 1.50 zł. Armin zaczął się cieszyć jak dziecko. Tym razem wrzucił dwie 20-groszówki. Wypadły dwie 50-groszówki.
- Co się z tym dzieje? Nieważne, przynajmniej legalnie zarabiam!- Śmiał się.
- Nie jestem pewna, czy to całkowicie legalne. Ty chyba okradasz automat z jedzeniem- stwierdziłam.
- Jestem tylko niezdecydowanym klientem. Pieniądze same wypadają. O, patrz!
Właśnie włożył 1 zł, a wypadło aż pięć. Nie wytrzymałam i także zaczęłam się śmiać. Dziewczyny dołączyły. Po chwili wszyscy się pchaliśmy do zarobienia, a ludzie na mieście się oglądali. Nie nasza wina. To takie genialne! 
- Cicho, to chyba ochroniarz!- Szepnęłam z naciskiem.
Schowaliśmy pieniądze do kieszeni i udawaliśmy, że nie możemy się zdecydować. Poszliśmy z powrotem do kawiarenki. Po podliczeniu monet okazało się, że każdy zarobił przynajmniej pięć złotych. Armin pobił wszelkie rekordy, bo aż 12.20 zł.
- Trzeba będzie to kiedyś powtórzyć!- uznała Kim.
- Zdecydowanie!- Zgodziła się Roza.
Wystarczyło tylko spojrzeć na rozweselonego Armina, żeby poznać jego decyzję. Ciekawe, czy banknoty też działają w ten sposób…
***
Opowiedziałam o tym zdarzeniu bratu, który zawsze był za chodzeniem na łatwiznę.
- Moja krew- ucieszył się.
- Zastanawiałeś się kiedyś, które z nas jest starsze? Może to moja krew?
- To oczywiste, że ja. Pierworodne dziecko zawsze jest lepiej zbudowane i piękniejsze. W moim przypadku przystojniejsze. Nieistotne.
Śmieszne.
- A dla mnie jednak istotne. Może jestem starsza i to ja mogę tobą rządzić? Byłoby wręcz cudownie!
Nie odpowiedział. Chciałabym zobaczyć jego minę gdyby się okazało, że jest młodszy.
Poszłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. W tym momencie usłyszałam telefon. Ktoś wysłał mi SMS-a. 
Czekam w parku. Bądź o 18:00.
Numer prywatny. Ciekawe, kto to może być. Mam się znaleźć na miejscu za pół godziny. Nie byłam do końca pewna, czy powinnam iść, więc zadzwoniłam do Laury.
- Nita, a jeśli to jakaś pułapka? Lepiej zostań w domu. Ktoś może cię zaatakować- stwierdziła.
- O to się nie martw. Potrafię położyć na ziemię każdego, może oprócz mojego brata. On jest chyba ze stali. Tylko chciałam zapytać, czy coś o tym wiesz. Może to Samanta? Albo któraś z dziewczyn?- Zapytałam.
- Nie, Sami nie. Od pół godziny modli się nad obiadem. Ostatnio straciła apetyt, martwię się. Chociaż ją rozumiem. To wszystko jest przytłaczające.
- Trudno, dzięki. Do zobaczenia- rozłączyłam się.
***
W parku było zimno. Przespacerowałam się ścieżką koło najwyższego drzewa. Nie widziałam nikogo. Zaczęłam się zastanawiać, czy to jakaś zasadzka. A może po prostu zwykły żart? Przeszłam w zamyśleniu obok muru, gdy nagle usłyszałam jakiś szelest. Nie zdążyłam się nawet odwrócić, gdy ktoś rzucił się na mnie i przytulił.
- Nita, skarbie, cudnie dziś wyglądasz!- Krzyknęła dziewczyna.
Nie ogarnęłam, co się stało.
Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stała nastolatka ze złotymi włosami.
- Amber?! Odbiło ci?!- Zdenerwowałam się.
- Cicho, mam do ciebie prośbę. Możesz sprawić, że Kastiel mnie polubi?
- Że jak? Słuchaj, tak szczerze, on mało kogo lubi.
- Proszę!- Błagała.
To coś nowego. Ciekawe…
- Mam warunki.
- Dobrze, byle nie zbyt skomplikowane. Chodzi o to, że ja przecież jestem taka cudowna, a ta Laura… szkoda gadać.
- A więc: masz się odczepić od wszystkich moich znajomych. To po pierwsze. Po drugie- będę dawała ci tylko pojedyncze rady. Po trzecie- jeśli chcesz, by mój brat cię polubił, będziesz musiała się trochę poświęcić zadaniu. To nie takie hop-siup. Jesteś w stanie?
- Oczywiście, dla mnie to wszystko pikuś. A więc rada numer jeden?- Zapytała.
- Kastiel lubi wyluzowane dziewczyny. Przede wszystkim takie, które chodzą w dresie- uznałam.
- A Laura? Co on w niej widzi? Przecież nie chodzi w dresie- powiedziała z pretensją.
- Ona jest idealna sama w sobie. Czyżbyś miała wątpliwości?
- Okej, okej. Dziękuję, słoneczko! Wiedziałam, że można na ciebie liczyć!
I znowu mnie przytuliła. Jest ohydna, dziecinna i potwornie naiwna. To chyba u nich rodzinne. Pobiegła w stronę bramy, a ja powolnym krokiem udałam się w przeciwnym kierunku przez dziurę w płocie.
Nie mogę się doczekać miny Kastiela, gdy ją jutro zobaczy.

**********************************************************************************
*Gra “Kto pierwszy będzie łysy” została wymyślona przez naszego kolegę z klasy, Marcela (któremu NIE dedykujemy tego rozdziału xD). Nie pytałyśmy o zgodę na publikację. Zamieściłyśmy zabawę bez jego wiedzy i zgody. Prawa autorskie… nie znamy takiego pojęcia.
Pozdrawiamy,
~RayNiss ;*