niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 16: Wyrok na wyjazd ~Samanta~

- Będę w piątek wieczorem- poinformował mnie przez telefon Artur.
- Już o tym mówiłeś…- Odparłam.
Usiadłam na swoim łóżku.
- Odwiozę cię dopiero trzydziestego pierwszego- dodał.- To oznacza, że musisz się spakować na 11 dni.
- Umiem liczyć...- Westchnęłam.- Artur, o co chodzi? Jak sytuacja w domu?
- Atmosfera jest bardzo napięta, Sam- szepnął.- To będą ciężkie święta.
Czego innego miałabym się spodziewać? Jęknęłam.
- Posłuchaj, z Astrą wpadliśmy na taki pomysł: może wolisz na ten czas zamieszkać u nas? Nie u rodziców.
Zatkało mnie.
- To ich pomysł, prawda?- Zapytałam.
- Nie, ale gdy go usłyszeli, bardzo im ulżyło- wyznał.
Nie zareagowałam. Niestety poczułam pod powiekami łzy.
- Okej- mruknęłam.
- Co?- Zdziwił się.
- Okej- powtórzyłam.- I tak całymi dniami będziemy u nich w domu. To wiele nie zmieni...
Ale wiele ułatwi. Artur odetchnął z ulgą. "U nich w domu". Zaskoczyło mnie moje zdystansowanie.
- No to świetnie. Widzimy się w piątek.
- Cześć.
Rozłączyłam się. Jest wtorek. Za trzy dni rozpocznie się koszmar.
***
- Sam, co się stało?- Zagadnęła mnie po kolacji kuzynka, siadając na kanapie.
- Nic, po prostu rozmawiałam z bratem- wyjaśniłam.
Już miałam wracać do pokoju, ale Lau mnie zatrzymała.
- Nie chcesz tam jechać, co?- Zgadła.
- Laura, ja muszę tam jechać- westchnęłam.
- Na pewno nie chcesz jechać ze mną do Paryża?- Upewniła się.- Wszystko da się załatwić.
Pokręciłam głową.
- Niech ci będzie. Ale jak coś się stanie, dzwoń do mnie, wsiadam w samolot i urządzimy sobie święta tutaj- powiedziała.
Ucieszyła mnie ta wizja. Jednak… nie, nie ma szans. Stanęłam na pierwszym stopniu schodów.
- A przez następne dwa dni będziemy chodzić na zakupy z dziewczynami!- Zawołała za mną.- Przecież nie możesz się pokazać w domu przybita!
Uśmiechnęłam się. Może to jeszcze nie wyrok śmierci… Skierowałam się do swojego pokoju. Zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym porobić, gdy mój wzrok spoczął na rzędzie regałów z książkami. Sięgnęłam na najwyższą półkę i moja ręka natrafiła na "Rywalki". Przeczytałam ją już dawno, ale niektóre momenty tak mi się podobały, że postanowiłam ją znów przekartkować. Po jakimś czasie natrafiłam na wejście pewnej bohaterki o imieniu Celeste. Sięgnęłam spod poduszki mój notesik, w który 'zainwestowałam' po tym, jak moja ulubiona kartka do pisania się zapełniła. Wpadłam na pewien pomysł… Zaczęłam pisać tak szybko, że pojawiało się coraz więcej skreśleń. Po kilku godzinach skończyłam opowieść.
Poszłam wziąć prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam po kilku minutach.
***
Rano musiałam wstać pół godziny wcześniej, bo wieczorem zapodziałam gdzieś czapkę Mikołaja. Laura wydała nakaz noszenia czapek w tym tygodniu, więc nie mogłam jej zawieść.
W rezultacie, choć udało mi się odnaleźć zgubę, byłam niewyspana.
W liceum pojawiła się jednak w końcu Nita. Trochę zdziwiła ją powaga dziewczyn względem noszenia czapek, ale na szczęście swoją miała w szafce. Wyglądała jednak na jeszcze-nie-do-końca zdrową.
- Nie powinnaś jeszcze dziś zostać w domu?- Zapytałam ją szybko przed lekcją.
- Nie mogę- westchnęła.- Obiecałam Arminowi, że pomogę mu... no, nieważne, ale jeśli on jeszcze raz będzie miał przyjść do mnie, to chyba zwariuję.
- Co się stało?- Zdziwiłam się.
- Później- mruknęła i wskazała głową kręcącą się obok Klementynę.
Udało nam się porozmawiać dopiero po trzeciej lekcji. Ja, Nita, Laura, Violetta i Kim ukryłyśmy się w łazience.
- Co się dzisiaj dzieje z tą Klementyną?- Zastanawiała się Laura.- Cały czas się wokoło nas kręci...
- Najwyraźniej domyśliła się już, że w jej obecności nie będziemy rozmawiać o ważnych rzeczach na kółku dyskusyjnym- uznała Kim.- Można by ją odstraszyć... Gdybyśmy tak powiedziały jakąś fałszywą plotkę w jej obecności... Taką dotyczącą na przykład Amber...
Spojrzałyśmy na nią zaskoczone.
- No co?!- Zdziwiła się.- Wkurzają mnie obie. I obu im się należy.
- Nie, to byłaby... przesada...- Uznałam z uśmiechem.
Nagle drzwi się otworzyły. Rozzłoszczona Rozalia weszła do środka.
- Jakieś wieści, Pretorko?- zapytała Nita.
Dziewczyna usiadła na skraju umywalki i spojrzała po nas.
W końcu powiedziała:
- Ta wstrętna żmija chciała, żebym udzieliła jej wywiadu! Nic się nie dzieje, więc nie ma tematów na artykuły w gazetce!
- Kto? Peggy?- Zapytała moja kuzynka.
Białowłosa pokiwała głową.
- I przekupiła też Klementynę, żeby się dla niej czegoś dowiedziała- dodała.
- A to wstrętne...- mruknęła Kim.
- No, ale u nas i tak się nic nie dzieje...- Zauważyła Rozalia.
Nagle Nita kichnęła. I znowu.
- Właśnie, a co ty tutaj robisz?- Zagadnęła Laura.
Dziewczyna westchnęła.
- Wszystko, żeby tylko nie zostać sama z Arminem.
Spojrzałyśmy na nią poważnie zdziwione, a ona nam wszystko zrelacjonowała.
- A więc... on po prostu ciebie objął?- Zapytała Laura.
Nita kiwnęła głową.
- I poprosił, żebyś mu pomogła... w pracy nad... filmami na YouTube?- Upewniła się Rozalia.
Dziewczyna przytaknęła.
- I powiedział, że jego mama cię lubi?- Dodałam.
- Tak- jęknęła.
- No, dziewczyny, Nita nam się zakochała!- Rozpromieniła się Rozalia.
Wszystkie zaczęłyśmy się obsesyjnie śmiać.
- To nie jest śmieszne! Niech mnie ktoś zabije!
- To urocze- szepnęła Violetta.
- Et tu contra me?
Spojrzałyśmy na Nitę pytająco.
- Po łacinie: „I ty przeciwko mnie?”- wyjaśniła krótko.
Znów wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Nienawidzę was...
***
Po lekcjach udałyśmy się wszystkie do centrum. Laurze udało się przekonać do tego całą naszą paczkę, a nawet Kim i Nitę. Ta druga wciąż się na nas dąsała, gdy któraś cokolwiek wspominała o Armine albo w ogóle o facetach.
- Nita, jesteś dziś nieswoja- uznałam, kiedy udało nam się porozmawiać w cztery oczy.
- Wiem, dobija mnie to- odparła.- Nigdy nie byłam taka... bezradna. Naprawdę, nigdy! Mam tego dość... Powiedz, że jest na to jakiś lek!
Pokręciłam głową.
- Ech...
Nagle między nas wcisnęła się Laura.
- Dziewczyny, bez głupich min, proszę. Mamy się cieszyć podczas zakupów!
Nita przewróciła oczami.
- Widziałam.
Przejście po pięciu pierwszych sklepach zajęło nam ponad półtorej godziny. Rozalia znalazła idealną czarno-białą sukienkę w serca dla Violetty, tęczową o unikalnym kroju dla Laury i bluzę dla Kim, która odmówiła założenia sukni.
- A co z tobą, Roza?- Zapytałam.
- Cóż, ja mam tę sukienkę od Leo, a obiecał mi jeszcze jedną, więc mi się nie opłaca... Ale chętnie pomogę wam!
Potem zaszłyśmy do sklepu Leo, żeby się z nim przywitać. No i jeszcze raz przyjrzeć naszej świetnej wystawie. Następnie Pretorka ogłosiła, że musimy iść jeszcze do 15 sklepów.
Ja, Nita i Kim westchnęłyśmy jednocześnie.
- Mam pomysł, może pójdziemy wypić jakieś koktajle?- Zaproponowałam.
Dziewczyny przytaknęły.
Poszłyśmy kupić sobie po koktajlu. O dziwo, ludzi było pełno, więc musiałyśmy się rozsiąść. Kim, Viol, Roza i Lau usiadły przy jedynym wolnym, małym stoliku. Spojrzałyśmy na siebie z Nitą.
- Może dosiądziemy się do tych dwóch dziewczyn?- zapytała, wskazując dwie nastolatki, wyglądające na nasze rówieśniczki.
Kiwnęłam głową.
- Cześć- przywitała się z nimi Nita- Jestem Nita, a to Sam. Możemy się dosiąść?
- Jasne- odpowiedziała jedna z nich, rudowłosa z intensywnie zielonymi oczami- Nazywam się Cora.
- Roxy- przedstawiła się druga z bardzo jasnymi włosami zakończonymi zielonymi pasemkami.
Wydawały się bardzo życzliwe. Zaczęłyśmy niezobowiązującą rozmowę.
- Wy jesteście ze Słodkiego Amorisa, nie?- Zagadnęła Roxy.
Przytaknęłam.
- My z Empire's Hill. Wysoki poziom, ale okropne towarzystwo- wyjaśniła Cora.- Tam po prostu jest masa gburów i snobów... Ale słyszałam, że u was jest bardzo ciekawie.
- To prawda. W dobrym i złym tego słowa znaczeniu...- odparła Nita.- A gdzie dokładnie jest Empire's Hill? Ja z Sam przeprowadziłyśmy się tu w tym roku.
- Jesteście siostrami?- Zapytała Roxy i się nam przyjrzała, zapewne dostrzegając brak podobieństwa.
- Nie, tak się po prostu złożyło.
Gdy tak o tym pomyślałam, to jednak dziwne, że obie przeprowadziłyśmy się tutaj akurat tego samego lata... Pomimo wszystkiego, co się stało...
- Aha. A więc Empire's Hill...
Cora tłumaczyła nam właśnie położenie szkoły, gdy do naszego stolika podszedł jakiś rudowłosy chłopak.
- Ekhem, Cora, mam was odwieźć do domu czy nie?- Zapytał irytującym tonem.
Dziewczyna spojrzała na niego groźnie i kazała mu jeszcze chwilę poczekać. Dał jej pięć minut.
- Przepraszam, mój starszy brat jest… No, jak mówiłam, u nas ciężko z towarzystwem.
Wymieniłyśmy się wszystkie numerami i pożegnałyśmy. Po chwili przyszły do nas pozostałe dziewczyny.
- To były Roxy i Cora?- Zainteresowała się białowłosa.
Kiwnęłam głową. Jakoś nie dziwiło mnie, że Roza wszystkich zna.
- Hmmm, brat Cory jest mi winien trzydzieści złotych… Załatwię to następnym razem.
Parsknęłam śmiechem.
***
Zdążyłyśmy obejść jeszcze osiem sklepów i kupić z dziewięć koszulek i swetrów, gdy okazało się, że musimy już kończyć. Umówiłyśmy się, że resztę sklepów sprawdzimy jutro.
Z Lau do domu wróciłyśmy jednak dość zmęczone. Miałam już dzisiaj zacząć się pakować, ale byłam zbyt wykończona. Ciężko powiedzieć, co w zakupach tak męczy... ale jednak męczy.
***
Następny dzień minął nam na rozmowach ze wszystkimi, gdzie dokładnie i kiedy wyjeżdżają na święta. Tak samo było na kółku dyskusyjnym. Laura opowiedziała o swoich planach we Francji, Violetta wspomniała, że jedzie z tatą do dziadków, a Kim powiedziała tylko, że zostaje na miejscu i nie rozumie tej hecy. Nita zgodziła się z nią od razu, ale widać było, że i ona miała miejsce, które chciała odwiedzić. Rozalia jedzie z Leo i Lysandrem do ich rodziców. Nie no, zazdroszczę jej.
- A moi rodzice lecą... chyba na jakąś wyspę...- Dodała.
- A co z tobą?- Chciała dowiedzieć się ode mnie Klementyna.
- Jadę do rodziców, ale będę mieszkać u brata i jego narzeczonej- wyjaśniłam krótko.
Dziewczyny zdziwiło to, że nie będę w rodzinnym domu, ale szybko zmieniły temat. Dowiedziałam się, że Armin i Alexy zostają w mieście. Klementyna pochwaliła się, że będzie na weselu starszej siostry. Iris (Co ją tu przywiało?) przez pięć minut paplała tylko o tym, którzy członkowie jej rodziny przyjadą i z jak dalekich miejsc. Na szczęście nie narzucała się. Tak jakby...
Wyszło na to, że wszyscy wracają najpóźniej trzydziestego, żeby móc razem spędzić sylwestra. To trochę dziwne, że my nic nie zaplanowałyśmy. Chociaż...
Kółko trwało dłużej niż zwykle, więc w centrum Roza niezwykle nas pospieszała. Jednak... stanęłam w jednym ze sklepów jak wryta.
- Jest piękna- powiedziała Nita, stając obok mnie.
Patrzyłyśmy na marszczoną jasnoróżową sukienkę z jednym ramiączkiem, długą do ziemi.
- Trochę za długa...- Uznała Rozalia.
Spojrzałam na cenę.
- Raczej za droga- westchnęłam.
Poszłyśmy dalej.
- A tak w ogóle po co nam wszystkim sukienki?- zapytała Kim, która uparcie nie chciała żadnej włożyć.
- No jak to po co?! Na sylwestra!- Krzyknęła Rozalia.
- A mamy coś w planach na sylwestra?- Zdziwiłam się.
- No, jeszcze nie, ale coś się na pewno wymyśli!- Odparła Pretorka. I tym 'pozytywnym' akcentem zakończyłyśmy wspólne chodzenie po sklepach i rozeszłyśmy się do domów.
***
Po powrocie z centrum spakowałam się. To dość dziwne uczucie pakować się, choć tu tak się zadomowiłam. Nie mogę przez to przestać myśleć o tym, co będę robić po liceum. Studia? Małżeństwo? Rodzina? Gdzie zamieszkam? Czym się zajmę?
- Co tam, Sam? Pakujesz się od godziny- powiedziała Laura, wchodząc do mojego pokoju.
- Myślę nad przyszłością- odparłam z niedowierzaniem.
- O rany, już z tobą kiepsko...- mruknęła.
- Laura, co planujesz robić po liceum?- zapytałam.
Kuzynka zaskoczona usiadła przede mną na podłodze. Pomyślała chwilę i oświadczyła:
- Jeszcze nie wiem. Ale rodzice chcą, żebym studiowała ekonomię lub architekturę i pomogła im prowadzić firmę... Jednak nie chcę się stąd wyprowadzać.
- A rodzina?
- Wyglądam ci na obiecującą matkę?- Westchnęła.
- Dlaczego nie? Jesteś odpowiedzialna...
- Przede mną jeszcze pewnie długa droga...- oświadczyła.- A ty o czymś myślałaś?
Pokręciłam głową.
- Poradź się Rozalii- zaproponowała Lau.- Ona wszystko już zaplanowała.
- Wiem.
- Po liceum studia z ekonomii, a w międzyczasie ślub...
-…z Leo- dokończyłam.- Dwoje dzieci, najlepiej chłopiec i dziewczynka, założenie bliźniaczego sklepu Leo...
-…rozbudowanie firmy. Dom...
-…koniecznie z basenem.
Zaczęłyśmy się śmiać. Te plany Roza doskonaliła przez miesiące, ale niedawno zatwierdziła. Nawet Leo się zgodził.
- No cóż, dziwne, że wzięło cię na rozmyślanie o życiu... Może jednak pojedziesz ze mną?- Mruknęła Laura.
- Nie chcę załamywać rodziców- odparłam- ale dzięki za propozycję. Znowu.
Laura uśmiechnęła się.
- Pomóc ci w tym pakowaniu?- Zapytała.
- Dam radę.
Dziewczyna pokiwała w skupieniu głową i wyszła. Ja siedziałam wśród ubrań do północy...
***
Jest źle. Nie wyspałam się. Dzisiaj jadę. A wszyscy wpadli w świąteczny nastrój.
Od razu po wejściu do Amorisa to poczułam. Unoszący się w powietrzu zapach pierniczków. Do mnie i Lau od razu podbiegła Rozalia.
- Dziewczyny! Pierniczki?
Wzięłyśmy od niej po jednym z dość sporego koszyka. Potem odeszła, zauważając kogoś, kogo jeszcze nie poczęstowała. Laura także poszła w swoją stronę, zapewne szukając Kastiela. Podeszłam do stojących niedaleko Nity i bliźniaków.
- Dlaczego Roza pozwoliła nam wziąć tylko po jednym?- Zapytał Armin, ubrany w sweter z reniferem.
- Bo nie jesteś tu jedyny, idioto- odparł Alexy w swetrze z kolei z bałwanem.
Armin wykorzystał ten niefortunny wzór i nazwał brata wiadomym słowem.
- Chłopaki, dajcie spokój, psujecie nastrój- jęknęła Nita.
Nagle w tłumie mignęły mi białe włosy. Roza lata jak...
Zobaczyłam dwukolorowe oczy. To nie Rozalia. Przeprosiłam towarzystwo i podeszłam do Lysandra.
- Cześć- powiedziałam cicho.
- Cześć, Sam- przywitał się.
Niekoniecznie wiedziałam, co powiedzieć. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to...
- Przyszłeś w ostatni dzień przed świętami?- Zapytałam ze śmiechem.
- Dziś jest już piątek?- Zdziwił się.
Zaczęłam się śmiać. Nie wyglądał na obrażonego.
- Słyszałem, że dziś wyjeżdżasz- powiedział w końcu.
- Tak… A ty jutro z Rozą i Leo?
- Zapowiadają się… ciekawe święta- stwierdził.
Uśmiechnęłam się. Brakowało mi go. Niestety zadzwonił dzwonek. Poszliśmy do klasy, ale dzień wydał mi się piękniejszy.
***
Po trzeciej lekcji poszłam z Lysandrem do ogrodu. Było strasznie zimno, ale jak usiedliśmy na ławce, białowłosy mnie objął. Opowiedziałam mu o tym, czego spodziewam się po świętach w domu.
- Ale spędzisz czas z rodziną- zauważył.- Przyda ci się to.
- Racja... A ty nie cieszysz się ze świąt?- Spytałam.
- No cóż, ostatnio dużo chorowałem i raczej nie myślałem o świętach... Ale miło będzie odwiedzić dom.
Westchnęłam. Dom.
- Czym dokładnie jest dom?- Spojrzałam na Lysandra pytająco.
- Miejscem, w którym mieszkamy- odpowiedział.- W którym są nasi najbliżsi, a my czujemy się bezpiecznie.
- A więc gdzie ja jadę? Tam, gdzie spędzę święta nie mieszkam, nie czuję się bezpiecznie, a mojej rodziny już prawie nie znam.
- Dom jest domem- odrzekł chłopak i spojrzał na mnie czule.- Cokolwiek by się nie stało.
Wtuliłam się w niego i westchnęłam. Dom…
***
Artur przyjechał o 19:00.
- Były korki- wyjaśnił i mnie przytulił.
Wcześniej pożegnałam się ze wszystkimi jeszcze w Amorisie. Właściwie to wszyscy się żegnali. Przytuliłam kuzynkę i wsiadłam do samochodu po stronie pasażera.
- No to jedziemy- powiedział Artur.
Może byłam po prostu śpiąca, ale zabrzmiało to jak pytanie. Wyjechaliśmy z miasta. I jechaliśmy dalej. I dalej. I dalej.
- Może się prześpisz- poradził mi brat.
Nie byłam pewna, czy się uda, ale postanowiłam spróbować.
***
Jedziemy. Ktoś po prawej trzyma mnie za prawą dłoń. Artur prowadzi i narzeka na kierowcę czerwonego samochodu przed nami, który przyśpiesza i hamuje, jakby nie mógł się zdecydować, z jaką prędkością jechać.
- Mówię wam, on spowoduje wypadek- mówi pod nosem.
- Nie możesz go wyprzedzić?- Pytam.
- A to wygląda na coś, co da się wyprzedzić?! Z resztą, jakbym go wyprzedził, pewnie wjechał by mi w tył- oświadczył posępnie.
- Optymista od góry do dołu. To widać- śmieje się Ami.
- Cicho bądź.
- A do tego jaki elokwentny!- Dodaję.
Śmiejemy się.
- Bliźniaczki... ech, a wszyscy mówili, że to takie urocze...- Wzdycha Artur.
- Bo jesteśmy urocze!- Krzyczy oburzona Ami.
- Szczególnie jak krzyczycie- oświadcza chłopak.
Oburzone kręcimy głowami i ignorujemy brata. Powoli zaczyna go to denerwować.
- No dobra, dobra! Jesteście urocze, tylko proszę, już tak nie milczcie! Wystarczy, że Astra od jakiegoś czasu się na mnie dąsa.
- Powinieneś się jej oświadczyć- stwierdzam.
- I to od razu- zgadza się Ami.
- Co?! Ech, a mogły się zamknąć...
Wybuchamy śmiechem.
***
Obudziłam się rozproszona. Ta rozmowa wydarzyła się naprawdę. Tylko dlaczego mi się teraz przyśniła? No tak- siedzę w samochodzie.
Tylko... wtedy siedziałam dokładnie w tym samym miejscu. Dlaczego więc czułam, jak ktoś ściska moją rękę, skoro po mojej prawej było puste miejsce?

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 15: Wymuszone wagary ~Nita~

Zapukałam do drzwi. Po chwili Samanta mi otworzyła.
- Hej, co tam?- Zapytała.
- Uciekłam z domu, ale zapomniałam zjeść śniadania. Przygarniecie przybysza?
Dziewczyna zaśmiała się i mnie wpuściła. Zawołała Laurę, która z miejsca zaproponowała, żebym została u nich cały dzień. Nie miałam innych pomysłów, więc zgodziłam się. Zjadłam razem z nimi kanapki, a potem opowiedziałam im o kłótni i tym, co później zrobiłam. Oczywiście pominęłam komentarze Kastiela na tematy plus osiemnaście…
- No nieźle. Dobrze, że było jakieś inne wyjście- powiedziała Sam.
To samo pomyślałam.
- I że nie spadłaś bratu na głowę- dodała.
- A Kastiel cię nie wsypał… Chociaż to by było nie w jego stylu. Jest dyskretny, kiedy chce- rozmyślała na głos Lau.
- O czym mówisz?- Zapytałam.- To znaczy, nie chcę się mieszać, jeśli to jakieś prywatne sprawy.
- Pierwszy pocałunek- szepnęła.
Zielonooka schyliła głowę, by ukryć za włosami rumieniec. Czuję, że musiało się wtedy wydarzyć coś szczególnego. Nie drążyłam tematu.
- Zrobię herbatę- powiedziała Laura i poszła do kuchni.
- Wiesz o co chodzi?- Zapytałam szeptem Sam.
Pokręciła głową. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i postanowiłyśmy, że spróbujemy to wyjaśnić później.
Wstałam z kanapy.
- Jeśli mamy cały dzień spędzić na nic-nie-robieniu we własnym towarzystwie, można by skombinować zapasy na zimę- powiedziałam.
Samanta zrozumiała od razu i zaprowadziła mnie do szafki ze słodyczami.
- Do wyboru, do koloru!- Wysunęła szufladę i wskazała ręką rzędy żelek, lizaków, cukierków i ciastek, między którymi zauważyłam trzy tabliczki czekolady. Sięgnęłam po jedną.
Przyjaciółka wyjęła dwie paczki żelek i trzy opakowania ciastek. 
- Serio?- Mruknęłam.
- Zapasy to zapasy- oświadczyła i wzięła jeszcze kilka lizaków, po czym  zamknęła szafkę.
Gdy bardzo zadowolone z siebie wróciłyśmy do salonu, by odłożyć rzeczy na stolik, Laura już stawiała tam filiżanki herbaty. Usiadłyśmy na kanapie. Po chwili dziewczyna przyniosła pełny dzbanek. Moja ręka była w połowie drogi do ucha filiżanki, gdy zadzwonił czyjś telefon. Odebrała Sam.
- Halo? Cześć, Roza!- rozpromieniła się- Nita jest u nas... Okej, okej! Już przełączam na głośnik...
- Cześć dziewczyny!- Krzyknęła Rozalia.
- Hej!- odpowiedziała radośnie Laura.
Zawtórowałam jej.
- Co tam u ciebie?
- A nic, może do was wpadnę, jeśli nie macie nic przeciwko.
Spojrzałyśmy na siebie.
- Okej, jak chcesz.- Odparła Samanta.
- Pa!- Rozłączyła się.
Wymieniłyśmy spojrzenia. Po paru sekundach zadzwonił dzwonek do drzwi. Niemożliwe, żeby to była ona… Drzwi otworzyła Laura. Stanął w nich mój brat. Co on tu, do cholery, robi?!
Wszedł. Spojrzał na nas. Usiadł. Przywitał się ze mną. Z Samantą. Laurę zignorował. Nikt się nie odzywał. Nie ma to jak miły początek dnia.
Brązowowłosa chrząknęła. Kastiel odwrócił się do niej, pocałował ją.
- Cześć, Lau.
Mój brat poszedł do kuchni po jakiś napój.
- Co ty w nim widzisz?- Zapytałam szeptem przyjaciółkę.
- W kim?
- W moim bracie. W tym tępym matole.
- Wiesz, czułabym się niezręcznie, mówiąc w twojej obecności, że twój brat to ciacho, że jest słodki, opiekuńczy, ma mnóstwo talentów i zawsze wie jak pomóc, więc wprost ci tego nie powiem.
Uniosłam brew.
- Dzięki…
Laura nalała nam herbaty, a po chwili Kastiel przyszedł z colą. 
- Nie lubię herbaty- powiedział, po czym rozsiadł się w fotelu.
- Hmmm, co tu robisz?- zapytałam Wprost, lekko zirytowana.
- Rodzice zdziwili się nieobecnością swojej córki o dziesiątej rano w sobotę- wyjaśnił.
- A skąd wiedziałeś, że tu będę?- Zapytałam.
- Wiesz, nie trudno się domyślić.
Zdenerwowałam się. Nie dość, że zachowują się jak dzieci, to jeszcze się “martwią”. Bez zastanowienia założyłam buty i wyszłam z domu. Nie chciałam krążyć bez celu, więc poszłam do ogrodu Laury. Wtedy moim oczom ukazała się wielka trampolina. Podeszłam do niej ze zdziwieniem. To chyba coś nowego. Weszłam na nią niepewnie i spróbowałam podskoczyć.
- Wow!- Wyrwało mi się.
I chyba właśnie przez to Samanta, która wyszła z budynku, zwróciła głowę w moim kierunku. Uśmiechnęła się.
- Mój pomysł.
Zdjęłyśmy buty i zaczęłyśmy skakać. Naprawdę mi się spodobało, a dodatkowo rosnące emocje przywołały wspomnienia niewielkiej trampoliny w ogródku mojej koleżanki z podstawówki. Pod wpływem impulsu odbiłam się wystarczająco mocno, by zrobić salto i jakimś cudem wyszło.
Bawiłyśmy się jak małe dziewczynki.
Niestety zawsze muszą być skutki uboczne, bo w tym momencie kichnęłam.
- No świetnie, jeszcze się przeziębiłam- mruknęłam.
- To może lepiej wracajmy?- Zaproponowała Sami.
- Jak chcesz.
Przeszłyśmy szybko przez ogród, przez pomyłkę zostawiając buty, ale przed samym wejściem się zatrzymałam.
- A jak im przerwiemy?- Odczytała moje myśli przyjaciółka.
Gdy my myślałyśmy, czy wejść czy też nie, usłyszałam jakiś dźwięk. Za nami stała Rozalia z aparatem.
- Na pamiątkę- powiedziała, pokazując nam zdjęcie.
Dwie dziewczyny, jasnowłosa i ciemnowłosa, stały na mrozie bez kurtek, przy czym ta druga w skarpetkach, przykładając głowy do drzwi i nasłuchując.
- Weź to usuń, Roza- rozkazałam.
- Nie słyszałaś? Na pamiątkę. Musicie mieć co pokazywać dzieciom.
Na te słowa Samanta się uśmiechnęła i zarumieniła, a ja miałam ochotę uderzyć Rozalię z liścia. Z wielkim wysiłkiem, ale jednak powstrzymałam się od tego.
- A właśnie, gdzie twoje kozaki?- Zapytała białowłosa.
- Śpieszyłam się.
Podeszłam do pozostawionych przy trampolinie butów i ubrałam je.
- To na co czekamy?- Rozalia spojrzała na nas pytająco.
- Kastiel i Laura są w środku- wypaliłam.
- To muszę zrobić zdjęcie!- Ucieszyła się dziewczyna i cicho weszła do domu.
Spojrzałyśmy na siebie i podążyłyśmy za nią. Roza ustawiła się i szybko zrobiła zdjęcie całującej się parze. Laura wyglądała na bardzo zdenerwowaną. Lekko powiedziawszy.
- To dla potomności- usprawiedliwiła się Rozalia i pokazała jej zdjęcie.
Kastiel wyszedł z domu i zatrzasnął drzwi.
- Dzięki, złotooka- mruknęła Laura.
- Może powinnam zrobić je w sepii...- zignorowała ją dziewczyna i usiadła na kanapie.
- No to o co chodzi? Widać, że mamy ciekawy początek dnia.
Sami włączyła telewizor i dwie godziny minęły nam na oglądaniu teleturniejów. W końcu Laura nie wytrzymała:
- Co za kretyn nie wie, że chodzi o "When Can I See You Again"?!
- Nie wszyscy są tacy bystrzy…- Westchnęłam.
***
Po kilku godzinach Rozalia stwierdziła, że nie rozmawiałyśmy jeszcze tylko na jeden temat. Zaciekawiła mnie. Ach, ta moja naiwność.
- O chłopakach! No wiecie, ja mam Leo, Laura Kastiela, a Sam i Nita… Same wiecie.
Miałam kamienną twarz. Samanta uśmiechała się do mnie pokrzepiająco. Przewróciłyśmy oczami w tym samym czasie.
- Więc wiemy co i jak u Laury- która spiorunowała rozmówczynię wzrokiem.- Mi Leo wczoraj dał w prezencie piękną sukienkę własnego projektu! Musicie ją zobaczyć, przyjdę w niej w poniedziałek do szkoły. Lysander może i nie ma takich samych talentów co jego brat, ale też jest uroczy, co, Sami?
Dziewczyna zacisnęła zęby.
- Lysander jest chory- powiedziała spokojnie.- A jak tam u Armina?
Zorientowałam się za późno, że to pytanie skierowane zostało do mnie.
- Nie wiem, co masz na myśli. Ale czuje się dobrze, nie jest chory- odparłam wymijająco.
Dałabym sobie ściąć głowę, że Samanta w duchu się ze mnie śmieje. Zauważyłam ten błysk w jej oku. Niczym ta dawna Samanta, o której tyle słyszałam. Postanowiłam też się trochę powygłupiać i tym razem moją ofiarą został kochany braciszek.
- Właśnie, a słyszałyście, że Kastiel…- Urwałam.
Udałam, że rozglądam się po pomieszczeniu, żeby wzbudzić zainteresowanie Laury i Rozy. Sami nie dała się nabrać. Ściszyłam głos do szeptu.
-… śpiewa pod prysznicem serenady?- Dodałam i o mało nie parsknęłam śmiechem, gdy to sobie wyobraziłam.
Dziewczyny siedzące przede mną otworzyły oczy szerzej, niż uznałabym za możliwe jeszcze parę sekund wcześniej. Rozalia się poderwała.
- To tak jak Leo!- Zaśmiała się.- To znaczy, mój Leoś lubi muzykę klasyczną i częściej tylko nuci do dźwięków swojego małego radyjka w łazience. Ale robi to wystarczająco głośno.
Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, po czym wyjaśniłam, że tylko żartowałam. Nie chciałam, żeby to się rozniosło. Brat na pewno by się odegrał. Ale brązowowłosej widocznie ulżyło na myśl, że jej chłopak do reszty nie zwariował.
Sięgnęłam po chusteczkę, by wydmuchać nos. Jak na złość z każdą minutą czułam się coraz gorzej.
***
Po jakimś czasie postanowiłam wrócić do domu. Na szczęście Lau zaproponowała, że mnie podwiezie. Jak mogłam się domyślić, rodzice zaniepokojeni czekali w salonie. Fakt, jest już trochę ciemno.
- Gdzie byłaś? Nita, martwiliśmy się- powiedział tata.
- Jak to?- Zapytałam zdziwiona.
- Co, słoneczko?- Dołączyła mama.
- To Kastiel wam nie przekazał? Jak wychodziłam, nikogo nie widziałam w domu. Później chciałam zadzwonić, ale telefon mi się rozładował. Jednak przed pójściem zobaczyłam w ogrodzie brata i powiedziałam mu, że idę na spacer i do koleżanki. Liczyłam na to, że wam to przekaże.
Dość ryzykowne kłamstwo.
- Ach, pewnie wyszłaś, gdy pojechaliśmy na zakupy. No, pogadam sobie z twoim bratem. Zamiast powiedzieć, że cię widział, to wyszedł cię szukać. Cwane. Ciekawe, co w tym czasie robił…- Zastanawiała się mama.
Nie o to mi chodziło. Nie chcę, by miał jakieś problemy z mojego powodu.
- Nie, mamo, widziałam się z nim. To znaczy, on “znalazł” mnie. Pewnie po prostu zapomniał.
Nie czekając na odpowiedź wróciłam do swojego pokoju. Po chwili wszedł mój brat.
- Pewnie słyszałeś…- Mruknęłam.
- Nie ma to jak małe kłamstewko na koniec dnia.
Nie ma to jak mały żart względem zboczonego brata. Szkoda, że pozostał w tamtych czterech ścianach. Westchnęłam i poszłam pod prysznic.
***
Następnego ranka czułam się jeszcze gorzej. Cały czas kichałam i nie chciało mi się wstawać z łóżka. Pierwsze promienie słońca zaczynały drażnić moje oczy, więc całkowicie nakryłam się kołdrą. Leżałam tak jeszcze przez pół godziny, gdy zrobiłam się głodna. Chciał czy nie, musiałam zejść na dół i zjeść śniadanie. Tym razem w salonie nikt się nie kłócił. Czerwonowłosy był w wyjątkowo dobrym humorze.
- Coś ty taki zadowolony?- Zagadnęłam go.
- Co cię to? Jestem dyskretny, nie mówię każdemu o wszystkim.
Dyskretny. Laura wczoraj powiedziała o nim coś podobnego.
- Randka?- Zapytałam i kichnęłam.
Zrobił zaskoczoną minę. A potem spojrzał na mnie pogardliwie i usiadł na sofie. Postanowiłam dać mu spokój. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem i wróciłam do swojego pokoju.
Spojrzałam w kalendarz. 15 grudnia. Nie czuję tego. Kiedyś Boże Narodzenie i wszystkie z nim związane wydarzenia były dla mnie bardzo wyjątkowe. Oczywiście nigdy nie dostałam jakiegoś wartościowego prezentu i nie mogłam spędzać czasu z rodziną, ale cieszyło mnie to, że mogę sprawić przyjemność innym, zwłaszcza Skai. No i tam był śnieg. Tutaj zatrzymało się na etapie mrozów i tej brzydszej wersji jesieni. Znów kichnęłam.
Większość dnia przeleżałam w łóżku, przeglądając internet.
***
Zadzwonił budzik. Wyłączyłam go, a zaraz potem kichnęłam. I kaszlnęłam. Po chwili przy moim łóżku zjawiła się nadopiekuńcza matka. Kazała mi nie wychodzić spod kołdry. Poddałam się, bo i tak ledwo żyłam. Minuty mi się dłużyły. Minęły dwie godziny. Zadzwonił telefon. Znalazłam go pomiędzy stertą zużytych chusteczek.
- Tak?- Zapytałam, przykładając słuchawkę do ucha.
- Gdzie ty jesteś?- Odezwał się żywy głos. Pretorka.
- Leżę w łóżku, jestem potwornie przeziębiona- i jakby na potwierdzenie moich słów zaczęłam głośno kaszleć.
- Ale miałaś przyjść, żeby zobaczyć sukienkę, którą dostałam od Leosia- powiedziała zawiedziona.- Jest fioletowo-czarno-biała!
Jakbym się nie domyśliła.
- Roza, zobaczę ją kiedy indziej. Dzisiaj naprawdę nie dam rady- usprawiedliwiałam się.
- Słowo?
- Tak, słowo. Na pewno ją zobaczę, nie przejmuj się tak- obiecałam pomiędzy ziewnięciami i kichnięciami.
Przez chwilę dało się słyszeć, jak Rozalia wyjaśnia coś kilku osobom, które widocznie przechodziły obok niej korytarzem.
- Dobrze, zdrowiej szybko, przyjaciółko. Przesyłam buziaki od Sam, Laury, Kim, Violi i nawet Iris. Pa!
Podziękowałam i zakończyłam połączenie.
***
Wtorek minął mi tak samo nudno jak poniedziałek. W dodatku mój brat zrobił sobie wagary i nie mogłam od niego pożyczyć lekcji. Armin jakby to wyczuł, bo zaproponował, że przyjdzie do mnie i pomoże nadrobić zaległości. Podobno z powodu nieobecności jakiegoś nauczyciela zwolniono ich z dwóch ostatnich lekcji.
Chcąc jednak uniknąć sytuacji jak ostatnio, zaprosiłam jeszcze Alexy’ego. Zgodnie z moimi przewidywaniami niebieskooki na początku protestował, ale w końcu ustąpił. Chłopcy przyszli koło 16:30.
Zaprosiłam ich do pokoju. Przepisywanie notatek i zadań trwało zaledwie pół godziny, bo kilka prac domowych, które Alexy zdążył już odrobić, dał mi spisać. Resztę sobie tylko zaznaczyłam do dokończenia później. Zaproponowałam, że możemy w coś zagrać. O dziwo obaj chętnie się zgodzili. Włączyłam The Sims 4. Miałam z bliźniaków niezły ubaw, gdy Alexy, próbując Arminowi udowodnić swoje umiejętności, zaczął przebierać jego Sima.
- Co ty mu założyłeś? Jeansy i ten okropny sweter!- Narzekał.- Nita, daj laptopa, muszę coś z tym zrobić.
Teraz wyglądał o niebo lepiej niż wcześniej, ale nie chciałam tego mówić na głos, bo znając Armina obraziłby się na dwie minuty, teatralnie wyszedłby z pokoju i zapewne się zgubił w moim domu. Nie pytajcie, skąd to wiem.
Niebieskowłosy dostał SMS-a, po którym zerwał się z miejsca i powiedział, że musi natychmiast wracać.
- Już pamiętam!- Powiedział Armin parę minut po jego wyjściu.- Mama go prosiła, by pojechał do niej do pracy i w czymś pomógł. Mnie to ominęło, bo od razu powiedziałem, że muszę ci dać lekcje.
Uśmiechnęłam się. Chłopak przez chwilę się nie odzywał. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili zrobił poważną minę. Na ile to możliwe z jego wiecznie rozwichrzonymi włosami.
- Muszę ci coś powiedzieć. To jedna z najważniejszych decyzji w moim życiu. Bardzo cię proszę, żebyś postarała się to zrozumieć.
No, szczerze mówiąc bardzo ciekawiło mnie, co ma do powiedzenia. Przytaknęłam i czekałam, aż zacznie mówić dalej.
- A więc… zamierzam założyć konto na YouTube. Chciałbym, żebyś mi w tym pomogła. Ja będę nagrywał filmy, a ty, Nit, mogłabyś się zająć pozostałymi rzeczami. Oczywiście jeśli chcesz- powiedział, robiąc wielkie oczy.
Nie mogłam odmówić, bo wiedziałam, ile to dla niego znaczy.
- Powiedzmy, że się zgadzam. Ale jak to w ogóle chcesz robić? Myślałeś już nad nazwą?
- Tak. Wpadłem nawet na bardzo ciekawy pomysł.
- Dawaj.
- Słuchaj uważnie, bo powiem tylko raz. Uwaga… Armin.
Uniosłam brew. Przesłyszałam się?
- Eee… Pomysłowe. Oryginalne, ciekawe. No, na pewno łatwe do zapamiętania.
- Wiedziałem, że załapiesz ideę mojego geniuszu. Zainspirowała mnie moja mama. Zapytałem, jak mógłbym się nazywać, a ona: “Ty zawsze jesteś Armin”. Wtedy mnie olśniło.
Strzeliłam w myślach facepalma.
- Tak swoją drogą, ona cię polubiła.

* * * * * * * * * * * * * * *

Udało nam się napisać ten rozdział! I to w tym tygodniu!
No i wyjaśnienia: ten rozdział jest z perspektywy Nity, ponieważ jego akcja miała odbyć się już w byłym rozdziale, ale nie chciałyśmy, żebyście musieli tyle na niego czekać. Od teraz czasem dwa rozdziały pod rząd mogą być z perspektywy jednej bohaterki, ale postaramy się, żeby w takiej sytuacji były opublikowane w tym samym tygodniu.