piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 13: Z kubkiem kakao ~Samanta~

Panie i tylko panie! Oto rozdział na ubiegłą niedzielę... Trochę nam to zajęło. Ale radzę spojrzeć od drugiej strony, na następny nie będzie trzeba czekać tydzień! Ale chyba nie ukaże się na czas, bo jeszcze nie zaczęłam go pisać (a Ray w Bułgarii, więc nie ma szans).

I chciałabym od razu napisać, że ten rozdział dedykujemy dwóm osobom. Komu? To na dole. I proszę nie przewijać strony ^^ Thx



I standardowo piosenka na ten rozdział- Szybujemy do gwiazd...
Wiem, to żałosne, ale w tym rozdziale dajemy link do piosenki z Barbie...
<facepalm>
Bo moja siostra ostatnio to oglądała i tak mi się jakoś spodobało :P W rozdziale trochę zmieniłam jej tekst.


Patrzyłam przez okno. Gwiazdy na niebie migotały i układały się w przeróżne wzory. Już w piżamie, oparta o parapet z kubkiem kakao, mogłam tak siedzieć godzinami. Mimo chłodu czułam się dobrze, byłam spokojna. Zerknęłam w lewo, gdzie wisiało niewielkie lusterko na wysokości mojej głowy. Szybko oderwałam wzrok. Nie bałam się jednak swojego odbicia. Po prostu wolałam patrzeć w przestworza. W ten cudowny kosmos, nieokiełznaną przestrzeń, szukając konstelacji oraz pojedynczych gwiazd.
Usłyszałam szmer otwieranych drzwi.
- Sam, nie uważasz, że pora już się kłaść?- Zapytała kuzynka.
- A jak nie uważam?- Odparłam.
- Ja idę spać. Rób, jak chcesz- powiedziała z lekkim uśmiechem.- Dobranoc.
Ciekawe więc z jakiego powodu słyszałam odgłosy włączonego telewizora w salonie.
- Dobranoc, Lau.
Jednak zgodnie z życzeniem kuzynki położyłam się spać. Gdy tylko wtuliłam głowę w poduszkę i okryłam się kołdrą, natychmiast zasnęłam.
I na pewno bym się wyspała gdyby nie to, że Laura obudziła mnie zbyt… Hmmm… Prawie spadłam z łóżka.
- Sam! Ojej, przepraszam!- Krzyknęła, gdy bezskutecznie próbowałam wyplątać się z pierzyny.
- W porządku. O co chodzi?
- Obudził mnie telefon- zaczęła.- To znaczy, Artur do mnie dzwonił. Powiedział, że nie odbierałaś.
- Mam wyciszoną komórkę- wtrąciłam.
- Aha. Oczywiście powiedział nie tylko to. Podobno ma jakąś ważną sprawę i chce, byś natychmiast oddzwoniła. Ja idę na moment do siebie- powiedziała i tak zrobiła.
Wzięłam swój telefon do ręki. Sześć nieodebranych połączeń. Nie tak źle. Już po pierwszym sygnale usłyszałam głos brata.
- Sami? Wreszcie. Co z tobą?
- Nic, nie słyszałam. Ale możesz wytłumaczyć, dlaczego dzwonisz w sobotę o siódmej? O tej porze roku jest wtedy jeszcze ciemno- wytknęłam mu.- Chyba że nieoczekiwanie znalazłeś się gdzieś w okolicach Australii. To by cię usprawiedliwiło.
- Przepraszam, po prostu od razu gdy o tym usłyszałem, uznałem, że musisz wiedzieć.
Trochę się wystraszyłam. Czyżby coś się komuś przytrafiło?
- Kontynuuj.
- Chodzi o naszych rodziców. A dokładnie o mamę.
Czekałam, aż powie coś więcej, ale przez chwilę z tym zwlekał. Co z nią?
- Tata do mnie dzwonił. Wczoraj. W nocy. Powiedział, że mama bardzo zamyka się w sobie. Po ostatniej rozmowie z tobą nie mogła spać.
- Ona nie mogła spać? Dzwoni po tylu miesiącach ciszy i nie może spać?- Zdenerwowałam się.
- Sam, wiem jak to wygląda, ale… Przeżyła dużo, a rozłąka źle jej robi.
Milczałam, milczałam i milczałam.
- Powinnaś przyjechać na święta- wypalił nagle Artur.
Zatkało mnie.
- Porozmawiacie... Spędzimy wszyscy trochę czasu razem...
- Nie jestem przekonana...- mruknęłam.
- Ja z Astrą też tam będziemy- dodał.
- A co u niej?- Próbowałam zmienić temat.
- Wszystko dobrze, ale mamie i tacie powiemy dopiero na święta. To jak? Przemyślisz to?
- Zgoda. Do usłyszenia- powiedziałam i dodałam ciszej.- Może nawet zobaczenia.
- Pa, siostro.
Rozłączył się, więc odłożyłam telefon. Nie byłam głodna i położyłam się z powrotem do łóżka. Ciągle było ciemno, dzięki czemu z łatwością zasnęłam ponownie.
***
Tym razem obudziły mnie krople deszczu uderzające mocno o szybę. Ta noc zdecydowanie nie należała do najprzyjemniejszych. Wstałam chwiejnie i poszłam do łazienki się ubrać. Gdy wyszłam, usłyszałam z dołu głos kuzynki:
- O czym mówił Artur?
Przez chwilę nie odpowiadałam. Zeszłam po schodach do dużego salonu i usiadłam obok Laury.
- On… prosił, żebym na święta wróciła do domu- wyjaśniłam.
Nie zareagowała od razu.
- To chyba nic złego. Spędzisz trochę czasu z nimi, a potem wrócisz. Nie przejmuj się- pocieszała mnie.- Tak w ogóle zamierzasz się zgodzić?
- Nie mam zielonego pojęcia. Z jednej strony spotkam się bratem i jego narzeczoną, z drugiej będę musiała jakoś znieść pytania i inne tego typu od mamy. Naprawdę, na razie wolę się nad tym nie zastanawiać- powiedziałam, po czym poszłam zrobić sobie kanapkę.
Dzisiaj nie miałam nic ciekawego do roboty, więc zrobiłam sobie kakao i poszłam do swojego pokoju. Sięgnęłam z półki jakąś książkę pożyczoną od Laury. Miała tytuł “Dar”. Usiadłam wygodnie na łóżku i otworzyłam ją. Zapowiada się ciekawie.
***
Powieść tak mnie wciągnęła, że przeczytałam całą. Nim się obejrzałam, za oknem zrobiło się ciemno. Warto było. Jedynym problemem jest to, że nie zjadłam obiadu. Aż dziwne, że kuzynka mnie nie zawołała. Albo wie, że gdy ktoś czyta, nie powinno się mu przeszkadzać. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Zeszłam na dół, gdzie Laura rozmawiała przez telefon. Prawdopodobnie z Rozalią, bo ciągle się śmiała i opowiadała o zakupach i nowych butach. Mnie wystarczały moje stare. Włożyłam je, po czym narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam do ogrodu. Przeszłam obok drzew, między którymi pierwszego dnia mojego pobytu tutaj rozwieszony był hamak. Kawałek dalej zobaczyłam kamienie ułożone w kółko- miejsce niezapomnianego ogniska. To tutaj obudziliśmy się po zabawie, bo zapomnieliśmy pójść do domów. Jednak skierowałam się bardziej w lewo, do mojej ulubionej ławki. To na niej pierwszy raz usiadłam obok Lysandra. To wspomnienie, choć nieszczególnie interesujące, zachowałam w swojej głowie. Zrobiło mi się trochę cieplej. Spojrzałam na niebo pomiędzy liśćmi wierzby rosnącej za mną. Tak jak wczoraj pełno było gwiazd. Położyłam się na ławce z rękami pod głową. Naprawdę inspirujące. Po chwili coś usłyszałam. Nie był to żaden szelest ani niczyje kroki, tylko głos. W mojej głowie. Powoli usiadłam. Wyjęłam z kieszeni kurtki kartkę i długopis, które zawsze tam trzymam. Rozłożyłam ją na kolanie i wyszeptałam:
- Szybujemy do gwiazd.
Wiem. Zaczęłam szybko pisać. Tekst układał się w mojej głowie. Po chwili miałam już całą piosenkę.
- Zgubiłam cały sens, w szarości zatracam się. Trzymam się zasad, gram w tę grę- zanuciłam.- I nagle taka myśl: “zbyt wiele dni jak dziś”. Marzeniom ciągle mówię ‘nie’. Wzniosę się ponad to, nie wrócę już. To będzie piękny lot.
Nagle poczułam, że ktoś jest obok. Nie była to prawda. Jednak teraz zrozumiałam, że wszystkie bliskie mi osoby są przy mnie. Wspierają mnie. To właśnie znaczy liczba 513! Nareszcie sobie przypomniałam! Jestem przy tobie. Pamiętaj. Zaufaj. Uwierz. To sprawiło, że refren zaśpiewałam z jeszcze większym przekonaniem.
- Szybujemy do gwiazd, szybujemy do gwiazd. Mamy świat u swych stóp, nie dogoni nas czas. Ruszajmy, szkoda dnia. Ty przy mnie, z tobą ja. Szybujemy do gwiazd… Mówię, co w duszy gra. Czy to naprawdę ja? Z każdym oddechem czuję, że… umiem zatrzymać czas. Gonitwie powiem ‘pas’. Zwolnij, nie biegnij, daj się nieść. Szczęścia nie da mi marmurowy pałac. Od nowa uczę się żyć. Słucham głosu serca, poszybuję w górę- rozkręciłam się.- Do gwiazd, bo wolna chcę być! Szybujemy do gwiazd, szybujemy do gwiazd. Mamy świat u swych stóp, nie dogoni nas czas. Szybujemy do gwiazd, szybujemy do gwiazd. Niechaj niesie nas wiatr! Szkoda tych młodych lat, leć, zwiedź ze mną wszechświat. Ty przy mnie, z tobą ja! Szybujemy do gwiazd, szybujemy do gwiazd! Szybujemy do gwiazd, szybujemy do gwiazd! Szybujemy do gwiazd…
Nim się zorientowałam, tańczyłam po ogrodzie i ciągle się śmiałam. Tak szczerze i radośnie, że z tego powodu zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej. Kręciłam się w kółko i unosiłam ręce do góry, jakbym naprawdę leciała. Szkoda, że nie mogłam wysoko skakać, wszystko byłoby jeszcze bardziej wiarygodne. Chyba będę musiała zachęcić kuzynkę do zakupu trampoliny. W końcu jednak się zmęczyłam i usiadłam na ławce. Zwinęłam kartkę i schowałam ją razem z długopisem z powrotem do kieszeni. Znów położyłam się na ławce, ciągle nucąc piosenkę. Miałam wrażenie, jakby wszyscy moi bliscy byli tu ze mną. Nawet…
- Ami- wyrwało mi się.
Usłyszałam szelest. Dopiero gdy emocje ze mnie opadły, dostrzegłam, że jest już bardzo ciemno. Znowu ten dźwięk. Zobaczyłam czyjeś oko wśród krzewów. Miało zielony kolor, zupełnie jak Ami. Zniknęło. Nadal patrzyłam ze zdumieniem w to miejsce, gdy ze ścieżki parę metrów dalej usłyszałam cichy szept. Potem kroki.
- Lau!- Krzyknęłam, gdy kuzynka wystraszyła mnie, podchodząc.
No tak. Ona też ma zielone oczy. Ale wydawało mi się, że szeptały dwie osoby. A tajemnicze kroki oddalały się, a nie zbliżały. Chyba za bardzo się wystraszyłam.
- Przepraszam, że podeszłam tak niespodziewanie. Po prostu zauważyłam, że cię nie ma w domu i poszłam cię szukać. Chodźmy do środka, zrobiło się strasznie zimno.
- Rozmawiałaś chyba z Rozą, nie chciałam przeszkadzać. A jak ci zimno, to zabieraj ze sobą kurtkę.
Mimo wszystko i tak wróciłam z kuzynką. I ostatnio tak polubiłam kakao, że piję je nawet kilka razy dziennie. Czyli na przykład teraz. Bo nie ukrywam, że jednak trochę zmarzłam. Poszłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa. Zaczęłam szperać po internecie i tak mi minął wieczór.
***
Następnego dnia rano na szczęście nie padał deszcz. Obudziłam się o 9:00 i zeszłam na śniadanie. Laura jeszcze spała. Postanowiłam jej nie budzić. Zrobiłam sobie dwie kanapki i usiadłam przed telewizorem. Po chwili zadzwonił telefon mojej kuzynki, który tu zostawiła. Czy wszyscy wyjechali w okolice Australii? Jest jeszcze tak wcześnie, po co dzwonić o tej porze? Jednak wypadało odebrać. Lau właśnie zeszła po schodach i była dość zirytowana. Gdy zobaczyła, że to Nita, jej mina trochę złagodniała. Podejrzewam, że gdyby to był Kastiel, na pewno tak łatwo by mu nie poszło.
- Halo?- Zapytała kuzynka.
- Nie wytrzymam już dłużej! Nie dają mi spokoju…- Jęknęła.
- Kto?- Zaniepokoiła się Laura.
- Rodzice…- Westchnęła.- Przyjechali i starają się stworzyć rodzinną atmosferę... Teraz zaprosili nawet Camillę i kilka innych osób z rodziny. Czuję się jak towar na wystawie: “A to jest Nita, nasza zaginiona córeczka. Proszę zrobić sobie z nią kilka zdjęć, bo nie wiadomo, czy znów nie zniknie”! Próbowali nawet kazać mi na siebie włożyć kremową sukienkę z falbanami i koronkami! Co ja, druhna weselna?!
Zaczęłyśmy się z Lau histerycznie śmiać.
- To nie jest śmieszne! Ja tu jestem zmuszana do bycia wbrew sobie! To się może skończyć wizytą w psychiatryku!
- Co ty masz z tym psychiatrykiem?- Zdziwiła się Laura.
- Ostatnio Kas puszcza w kółko “Szpital”, “Trudne sprawy”, “Dlaczego ja?” i tym podobne programy- wyjaśniła.- A teraz ten zdrajca siedzi u siebie i udaje, że się źle czuje!
Kuzynka parsknęła śmiechem.
- O nie, ktoś tu idzie! Cześć, życzcie mi szczęścia.
- Powodzenia- zawołałyśmy chórem.
Po chwili powiedziałam:
- Ale mi jej szkoda… Myślisz, że przeżyje?
- Może... choć mam przeczucie, że nie wytrzyma tego emocjonalnie.
- Racja- zgodziłam się.
Obie się zaśmiałyśmy, po czym dokończyłam jedzenie i skierowałam się do swojego pokoju. Niestety kiedyś trzeba odrobić lekcje.
***
W poniedziałek rano, idąc z Laurą i Rozalią, wpadłam na Nitę. Dosłownie przeraziłam się, gdy zobaczyłam, jak wygląda. To znaczy zaskoczyłam się. Bo to, co miała na sobie, było nie w jej stylu. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Ubrana w koronkową bluzkę, z włosami spiętymi w barokowy warkocz. Tragedia.
- Dobra, Roza, powiedz mi, że masz jeszcze jakieś koszulki na przebranie- odezwała się błagalnie na nasz widok.
Rozalia pokręciła zrezygnowanie głową.
- No weź, Pretorko!
- “Pretorko”?- Spojrzałam na nią pytająco.
- Starożytny Rzym, legionem rządziło dwoje pretorów. No, powiedzmy- wyjaśniła.
- Nawet pasuje- uznała Laura- Tylko kto będzie drugim pretorem?
- Jeszcze nad tym pracuję- mruknęła Nita.
- Hej, dziewczyny! OMG, Nit?- zmaterializował się obok nas Armin.
- Nawet mi nie przypominaj…- Powiedziała metalicznym głosem.
- Co się z tobą stało?!
- Zostałam córeczką mamusi.
- He, też to kiedyś przeszedłem: rodzice pakowali mnie i Alexy'ego w takie same ciuchy…- Armin zrobił zniesmaczoną minę.
Przed oczami stanęło mi dziecięce odbicie mnie i Ami w takich samych sukienkach.
-…W końcu mama sobie odpuściła- kontynuował chłopak.- Zawsze tak jest.
- A ile trwa ten proces?- Jęknęła Nita.
- No wiesz, z 6 lat- wydusił.
- To żeś mnie pocieszył…
Uśmiechnęłam się. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy poszli w kierunku klasy.
Po kilku minutach zauważyłam, że nie ma Kastiela i Lysandra. Zapytałam Nitę o co chodzi.
- Kastiel udawał że jest chory, a teraz mama nie wypuściła go z domu. Ma karę za zostawienie mnie z rodziną.- Moja przyjaciółka uśmiechnęła się złowieszczo.- A Lysander... podobno na serio się rozchorował.
Westchnęłam… faceci.
***
Po lekcjach napisałam SMS-a do Lysandra. Tak mi się go szkoda zrobiło, że siedzi w domu sam.
Co u cb? Jak się czujesz?
Po prawdzie odpisał dopiero po godzinie, ale zgaduję, że zapodział gdzieś telefon.
Jestem przeziębiony, ale wszystko okej. A jak tam u ciebie?
Opiekuńczy Lysander… Uśmiechnęłam się i odpisałam:
Od niedawna coraz lepiej, do zobaczenia :)
***
Gdy wróciłam do domu i rzuciłam moją torbę pod ścianę, wydobył się z niej jakiś dźwięk. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że dzwoni mój telefon. Sięgnęłam po niego i odebrałam.
- Cześć, braciszku- zaczęłam.
- Aż tak długo zajmuje ci myślenie?
- Przyjadę- postanowiłam.- Ale jeżeli ktoś rozpłacze się przy świątecznym stole, wstajemy, a ty odwozisz mnie do Laury.
- Nie ma to jak rodzinna bezinteresowność…- Westchnął.- Okej, zgadzam się na twoje warunki.
- Brylantowo.
Odłożyłam telefon i poszłam zrobić sobie pyszne kakao. To chyba jedyna rzecz, jaką potrafię zrobić w kuchni bez późniejszej konieczności korzystania z gaśnicy. Przypomniało mi się też, że mam na półce drugą część Daru, Zagadkę. Poszłam do pokoju i zaczęłam czytać. Dopiero o 21:00 przerwałam. Udałam się do łazienki, by wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Potem przypomniało mi się, że znów nie odrobiłam lekcji i tym sposobem zmarnowałam wieczór.
Następnego dnia było nudno. W szkole męczyli nas jakimiś idiotyzmami, a przez kilkugodzinne pisanie pracy domowej nie bardzo się wyspałam, więc byłam trochę przymulona. Na szczęście po skończeniu zajęć postanowiłyśmy z dziewczynami jeszcze raz obejrzeć naszą piękną wystawę w sklepie Leo. Jeszcze nigdy nie widziałam tam takiego ruchu.
- Świetnie się spisałyście- przywitał się z nami właściciel.
- No ja myślę- mruknęła Rozalia i pocałowała go.
- Jedynie mam problem z pracowniczkami- powiedział chłopak.- Brakuje mi jednej, ale dziś przychodzi kilka chętnych do pracy.
Rozalia założyła ręce na piersi.
- No nie, muszę ci pomóc- uznała Pretorka.- Kiedy przyjdą?
- Za jakieś pół godziny…
- Świetnie- uznała.
- Nie będziemy tu na ciebie czekać- uświadomiła jej Laura oparta o manekin.
- Wiem, możecie już iść.
Westchnęłyśmy. Nie było po co dyskutować.
W drodze powrotnej powiedziałam Laurze, że postanowiłam pojechać na święta do domu. Kiwnęła ponuro głową.
- Możesz jechać ze mną- zaproponowałam.
- Przykro mi, ja będę we Francji…- Przyznała smutno.
Obie westchnęłyśmy.
- Też marzyły ci się święta z całym towarzystwem?- Zapytałam.
- Jasne. Miałam wrażenie, że Roza coś planuje, ale dziś mi powiedziała, że gdzieś jedzie z rodziną Harper.
- Z Leo i Lysandrem?- Zdziwiłam się. Nie wiem czemu.- A więc zostaje nam sylwester…
Lau jakby chciała coś dopowiedzieć, ale się powstrzymała. I moje urodziny. Te także były 31 grudnia. Ale nie chciałam ich obchodzić. Nie bez drugiej jubilatki.
***
Tej nocy miałam trochę trudności z zaśnięciem. Może dlatego, że ciągle przypominały mi się urywki z moich wcześniejszych urodzin. A razem z siostrą zawsze pragnęłyśmy mieć idealne osiemnaste urodziny. Już wiem, że to marzenie nigdy się nie spełni. Zrobiło mi się strasznie przykro. Po policzku spłynęła mi łza.
Nie, nie chcę teraz do tego wracać.
Zmusiłam się, żeby przestać myśleć o tym wszystkim i po jakimś czasie cudem zasnęłam.
***
Rano nie czułam się najlepiej. Gdy wstałam, już i tak o wiele za późno, nie chciało mi się iść do szkoły. Powiedziałam o tym kuzynce.
- Faktycznie, jesteś dziś jakaś półżywa. Może będzie lepiej, jak zostaniesz. Ale na pewno nic się nie stało?
- Nie wyspałam się…
- Hej, spójrz na mnie- powiedziała.
Zrobiłam, o co prosiła. Wtedy na jej twarz wskoczył gigantyczny uśmiech i zaczęła śpiewać.
- Są takie chwile, kiedy czujesz się sam. Jest na to sposób i ja go znam. Na wszystko, co święte, więc zaklinam cię. Nie stój do mnie tyłem, nie odtrącaj mnie!- Zacytowała Osła ze Shreka.
Lekko się uśmiechnęłam.
- Więc wiesz już, co i jak. A tym sposobem jest twoje ukochane kakao i jakiś film. Polecam Shreka. Wszystkie części mam nagrane.
Pocieszyła mnie. Jej rada jest dość prosta w wykonaniu, a jakże skuteczna. Kilka godzin minęło mi bardzo przyjemnie. Po lekcjach wpadły Violetta z Nitą i wspólnie z Lau postanowiły obejrzeć coś w telewizji. Ja wolałam pójść do pokoju i nadrobić dzisiejsze lekcje. Jaka to oszczędność czasu! W szkole męczyłabym się pół dnia, a tu zaledwie dwie godziny. Nie bardzo chciało mi się schodzić do dziewczyn, więc dokończyłam czytać Zagadkę. Seria “Pellinor” naprawdę mnie zaskakuje. Po jakimś czasie usłyszałam, że wychodzą, więc zbiegłam się pożegnać. Lau szybko mi streściła, co robiły, po czym poszła do siebie. Ja skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do swojego pokoju. Sięgnęłam laptopa i zaczęłam oglądać jakieś filmiki na YouTube. 
Zmęczona tym wszystkim położyłam się spać. A moje sny były bardzo dziwne…
***
Mój budzik nie próżnuje. Dzisiaj postanowiłam iść do szkoły, bo: jeden- nie czuję się źle, dwa- jest kółko dyskusyjne, a chciałabym sobie zawalić głowę plotkami i nie myśleć o spotkaniu z najbliższą rodziną. Wyszykowałam się najszybciej jak mogłam, zamieniłam kilka zdań z kuzynką, a pół godziny przed zajęciami wybiegłam z domu. Miałam ochotę się trochę rozruszać. Bieganie pomaga mi myśleć, ale jest też bardzo pobudzające, a chciałabym dzisiaj być w pełni sił.
Pod szkołą zobaczyłam Armina idącego z szelmowskim uśmiechem w stronę Nity. A ona na jego widok przewróciła oczami, ale… ucieszyła się. Ciekawe.
Jednak teraz pora zmierzyć się z torturami w postaci szkoły. Weszłam do budynku, gdzie zobaczyłam Violettę. Chwilę z nią porozmawiałam, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Lekcje się dłużyły, ale jakoś bardzo mi to dziś nie przeszkadzało. Po ostatniej godzinie spotkałam Nitę. Poszłyśmy do biblioteki.
- Kto by pomyślał, że to będzie taki dobry pomysł z tym kółkiem- mruknęłam po drodze.
- Fakt. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu z dziewczynami załatwiałam z nim związane sprawy papierkowe.
- No właśnie. Ile się od wtedy zmieniło…
Wtedy zadzwonił telefon Nity. Odebrała i zaczęła się histerycznie śmiać.
- Co się stało?- Spojrzałam na nią pytająco.
- Armin i Alexy zamknęli się w jednej z klas- odpowiedziała.- Chodźmy.
Ech, co mi to przypomina…
Poszłyśmy do… szafki Nity. Wyjęła z niej pęk kluczy.
- Dwa tygodnie temu znalazłam klucze Kastiela, te które zwinął konserwatorowi. Zabrałam je i zrobiłam sobie kopie. Nawet nie zauważył.
- To klucze do wszystkich miejsc w szkole?- zdziwiłam się. Było ich najwyżej piętnaście.
- Nie, ale są tu klucze do wszystkich miejsc, do których uczniowie nie mają dostępu… piwnicy, schowków- jest kilka zamkniętych, no i do pokoju nauczycielskiego, w którym z kolei są klucze do wszystkich klas.
No to mnie zatkało. Poszłyśmy do pokoju nauczycielskiego. Zapukałyśmy.
- Pusto.
Nita weszła do środka, a ja stałam na czatach. Jednak szkoła i tak była już prawie pusta. Po chwili moja przyjaciółka wyszła z pomieszczenia z jednym, małym kluczem. Poszłyśmy na pierwsze piętro, gdzie byli chłopcy. Otworzyłyśmy im drzwi.
Bliźniaki wyglądali, jakby chcieli na uściskać.
- No, tłumaczcie się- powiedziała Nita.
Klucz od klasy zostawiłyśmy w drzwiach- ktoś pomyśli, że jakiś nauczyciel go zostawił i odniesie.
Okazało się, że Armin i Alexy zasnęli w czasie lekcji matematyki. Na początku nie wiedziałyśmy jak to możliwe, że pani Sakowska ich nie zauważyła. Potem przypomniało nam się, że przecież nauczycielka wyszła wcześniej z klasy. Ktoś inny musiał zamknąć chłopaków.
- Tylko kto?- Zapytałam się.
- Ktoś, kto albo ma paskudny wzrok i nie zauważył, że chłopaki są w środku, albo ktoś, kto ich wręcz nie znosi- rozmyślała Nita.
- Nie znosić? Nas? A co my mogliśmy zrobić?- speszył się Alexy.
- Nie wiem chłopaki, ale najwyraźniej ktoś ma wam coś za złe. A teraz przepraszamy, jesteśmy spóźnione na kółko dyskusyjne- oświadczyła przyjaciółka.
Po tych słowach obie poszłyśmy do biblioteki.


* * * * * * * * * * * * * * *


W tym rozdziale trochę zainspirowałyśmy się odpowiedziami na pytania z pierwszej nominacji do LBA u Emili Yasminne Bley. Mamy na myśli kubek kakao i dobrą książkę. Naprawdę, to świetny sposób spędzania wolnego czasu :D
Lisa Lis, ten rozdział dedykujemy też Tobie.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 12: Rodzinna atmosfera ~Nita~

Oto piosenka na ten rozdział ---> Alesso- Sweet Escape ft. Sirena. To tak na rozluźnienie- pozytywna piosenka, z bardzo pozytywnym teledyskiem. Słodka, nie tylko wakacyjna, ucieczka!

Rano zadzwoniła do mnie zirytowana Rozalia.
- Nita, nie śpisz?- zapytała.
Może jeszcze wspomnę, że rano, oznaczało w tym przypadku 6:00.
- Jak myślisz?- Jęknęłam- O co chodzi?
No i wszystko mi opowiedziała.
Po tym, jak pokazała Leo nagranie, także się wściekł. Nie spodziewał się, że ktoś, kto z nim na co dzień pracuje, może wywinąć taki numer. Pojechał do sklepu, gdzie już zamykali. No i zwolnił Allie. Roza oszczędziła mi szczegółów, ale mogę się domyślić, że i ona trochę pokrzyczała.
Potem pokazali Chloe nagranie, bo nie wiedziała o co chodzi. Wtedy powiedziała, że przecież jest jeszcze mnóstwo pracy i sama się nie wyrobi. No cóż, jutro, w piątek będzie 6 grudnia, więc trzeba zmienić kolekcje ubrań.
- A więc teraz musimy się zebrać pomóc w sklepie?- zapytałam.
Roza przytaknęła.
- Wiem, że już mi pomogłyście, ale wychodzi na to, że nawet z tą suką mieliby całą noc roboty. Możesz tam dzisiaj przyjść po szkole?- Poprosiła.
- Jasne- zgodziłam się.- Ktoś jeszcze będzie pomagał?
- Może Sam i Laura- odpowiedziała Rozalia- Dzięki, Nita.
- Nie ma sprawy- mruknęłam- tylko naprawdę musiałaś dzwonić o 6:00, zamiast... no nie wiem, zapytać mnie o to w szkole?
- Nie, musiałam zacząć organizować wszystko teraz.
Westchnęłam. To będzie ciężki dzień.
***
Na parkingu liceum podbiegła do mnie Rozalia.
- Jedziemy- powiedziała.
Wzięłam głęboki oddech i kazałam jej poczekać chwilę. Podbiegłam do brata, który już wchodził na teren szkoły.
- Kas, mnie dzisiaj w szkole nie będzie. Z dziewczynami będziemy pomagać u Leo w sklepie- oświadczyłam.
Kiwnął głową i odszedł. Nie żebym się spodziewała innej reakcji. Wróciłam do przyjaciółki, która pakowała już dziewczyny do samochodu.
- Tak w ogóle to myślałam, że pojedziemy tam po szkole- mruknęłam.
- Plany się zmieniają- odpowiedziała Rozalia.
W samochodzie siedziały już Sam, Laura, Kim i Viola.
- Sporo nas- zauważyłam.
- A będzie jeszcze więcej- uśmiechnęła się "Pretorka". Ostatnio czytałam trochę o starożytnym Rzymie i dowiedziałam się, że dwaj pretorzy to najważniejsze osoby w legionie. I w całym Rzymie zaraz po cesarzu.
Uniosłam brew.
- Bliźniaki przyjdą po lekcjach- powiedziała Kim.
Samochód ruszył w stronę centrum.
- Nie wiedziałam, że jest tyle do zrobienia- odezwała się Samanta.
- Tak się składa, że mój chłopak ostatnio kompletnie się pogubił. Zapomniał, że trzeba rozwiesić świąteczne dekoracje, dać ceny nowym ubraniom, rozwiesić je, zmienić wystawę...- wyliczała Rozalia.
- Okej...
***
W sklepie przywitała nas Chloe. Krzątała się po kątach, poprawiając różne rzeczy.
- Zaraz otwieramy- wyjaśniła- Leo jest na zapleczu.
Poszłyśmy tam. „Zaplecze” okazało się pomieszczeniem pełnym pudeł, wieszaków, stojaków i ubrań. Była tam też stara maszyna do szycia i biurko. Oraz kilka szafek z dokumentami.
- Ale pobojowisko- mruknęła Laura.
- Fakt- zgodziłam się.
- Yhym, to też trzeba będzie ogarnąć- uznała Rozalia.
- Dzięki, dziewczyny- mruknął Leo.
Najwyraźniej był w złym humorze.
- Spoko, mamy dziś sprawdzian z matmy- odpowiedziała z uśmiechem Sam.
Ciekawa byłam, jak zmusiły do tego Violę.
- A więc jaki mamy na dziś plan?- zapytałam.
Zaczął Leo:
- Najlepiej, żebyście z rana się nie kręciły po sklepie, bo ktoś pomyśli, że zwiałyście ze szkoły. W sklepie będzie Chloe, a ja jej trochę pomogę.
- Więc do, powiedzmy, 16:00 musimy tu siedzieć?- zapytałam.
- I tak odtąd trzeba zacząć- uznała Rozalia- A więc zajmiemy się tym miejscem. Uporządkujemy wszystko, przygotujemy ubrania, stojaki... Gdy sklep zostanie zamknięty, porozwieszamy dekoracje świąteczne i nowe kolekcje.
Na początku nie sądziłam, że zajmie nam to tyle czasu, ale samo odgracenie tego miejsca zajęło nam dwie godziny. Powoli każda z nas zajęła sobie stałe zajęcie. Violetta, Laura i Rozalia zajęły się ubraniami, Sam i Kim wzięły na siebie odkopanie dekoracji, a ja uporządkowałam dokumenty. Wszystkie luźne kartki przejrzałam, włożyłam do odpowiedniego segregatora lub wyrzuciłam (A ile było przeterminowanych bonów na zupę w chińskiej restauracji...).
I tak przez następne godziny... Nie no, nie nudziło nam się tak strasznie. Na początku trochę śpiewałyśmy- ale Leo kazał nam (lekko powiedziawszy) się zamknąć. Potem grałyśmy w „Co głupiego robią teraz w Amorisie?”. Wygrała propozycja Sam:
- Księżna psychopatka postanowiła odnowić swoją zszarganą reputację. Przekupiła pół szkoły, żeby byli za nią. Potem kazała Li i Charlotte zrobić kładkę: znalazły jedynie deskę, która była kiedyś częścią szafy. Nikt nie wie jak. Potem odstawiły numer z Asterix'a... Amber weszła na deskę i kazała dziewczynom ją trzymać. Nie za bardzo im wychodziło. Ona za to zaczęła swój wywód. Oczerniała w nim naszą paczkę. Mówiła, że jesteśmy wrogami i trzeba nas poskromić... Nagle ktoś się zaczął się śmiać. I następny ktoś. Zaczęli szeptać, że może Amber naprawdę jest wariatką. Wtedy ona chciała zejść, ale jej służba nie wytrzymała. Amber spadła, przy okazji... no nie wiem, drąc następną sukienkę...
- No, w takim wypadku żałowałabym, że nie jestem jednak w szkole- stwierdziła z uśmiechem Kim.
Po jej słowach zaczęłyśmy się śmiać. Potem znowu trochę śpiewałyśmy, ale bardzo cicho. Przerwali na bliźniacy.
- Już tak późno?!- zdziwiła się Sam na ich widok.
- Nie, po prostu zerwaliśmy się z matmy...- wytłumaczył Armin.
- Ale robiliśmy to w dobrej wierze- dodał Alexy.
Westchnęłyśmy i przydzieliłyśmy im zadanie- mieli ubrać manekiny świąteczne.
- Że słucham?!- powiedzieli jednocześnie.
- Lepiej weźcie się do roboty- powiedziała surowo Rozalia.
Zrobili to z minami męczenników.
Alexy wydawał się w swoim żywiole. Armin patrzył na to tak, jak na sprawdzian z matematyki.
- Żałujesz, że nie jesteś jednak na lekcji?- zapytałam go.
- Nie, tu jest lepsze towarzystwo- odpowiedział i uniósł brew.
Sama zrobiłam to samo i wyszło mi o niebo lepiej.
- Z tym trzeba się urodzić- uświadomiłam mu.
- A co takiego w ogóle dzieje się w Amorisie?- Sam spojrzała pytająco na chłopaków.
- I czy chcemy wiedzieć?- dodała ciszej Kim.
Rozalia spiorunowała ją wzrokiem.
- W sumie nic się nie dzieje- powiedział Alexy- Ale sama atmosfera... jest jakoś cicho i nieprzyjemnie.
- A jednak nas potrzebują- mruknęła Laura- faceci...
- Ej!
***
- Jak wam idzie?- zapytał Leo.
Przez cały dzień prawie nie wchodził na zaplecze.
- Bardzo dobrze- zdała raport Rozalia- Ja z Viol i Lau przejrzałyśmy, nakleiłyśmy ceny i przygotowałyśmy do powieszenia prawie wszystkie nowe ubrania. Kim i Sam odkopały dekoracje.
- Przydałyby się jeszcze ze dwie, może 3 rolki taśmy dwustronnej- wtrąciła Sam.
Leo kiwnął głową.
- Nita uporządkowała dokumenty- kontynuowała Pretorka- a Armin i Alexy ubrali manekiny.
Leo przeszedł się po pokoju i wszystko obejrzał- jego mina powoli pokazywała coraz większy stopień zdezorientowania.
- Nie ma za co- odpowiedziała jego dziewczyna i pocałowała go- O której dokładnie zamykacie?
- O 21:00.
- Świetnie- uznała- teraz zrobimy sobie przerwę- zjemy coś i przejdziemy się do parku, zanim zrobi nam się szaro. Potem wrócimy. O 21:00 zamkniemy i szybko wszystko zmienimy. Centrum zamykają o północy, tak?
Chłopak przytaknął.
- Powinniśmy się wyrobić, jeżeli odpowiednio rozplanujemy wszystko w czasie- powiedziałam.
- Brylantowo- uśmiechnęła się Sam- to teraz co... idziemy na pizzę?
Nie będę lepiej opisywać reakcji chłopaków na te słowa...
***
W centrum jest jedna pizzeria- bardzo stylowa, w ciepłym klimacie. Usiedliśmy przy jednym z największych stołów. Zamówiliśmy kilka pizz. Zaczęliśmy żartować i rozmawiać o byle czym. Potem przynieśli jedzenie. Armin i Alexy urządzili sobie zawody w jedzeniu pizzy. No, takie tam zwykłe rzeczy... Okej, zrobiło to na mnie wrażenie. Tak naprawdę, to chyba nigdy nie byłam na pizzy z tak dużą grupą przyjaciół. Świadomość tego sprawiła mi i ból, i radość.
- Hej, wszystko w porządku Nit?- zapytał ukradkiem Armin.
No i się zamyśliłam.
- Tak- odpowiedziałam z uśmiechem.
Potem poszliśmy do tego parku- Armin nawet nic nie rzucił o „morderczej zieleni”. Przeszliśmy się, po czym ja, Violetta, Kim, Sam, Laura i Rozalia usiadłyśmy na jednej z ławek. Wglądało to pewnie dość komicznie.
- A dlaczego my nie możemy usiąść?!- Sprzeciwili się chłopcy.
- Bo się nie zmieścicie?- uniosłam brew.
***
Gdy wróciliśmy, w sklepie prawie nikogo nie było. Zbliżała się 21:00.
- No to teraz się zacznie- mruknęła Sam.
Rozalia podeszła do Leo i zamieniła z nim kilka słów.
- Zaraz zamykają- powiedział do nas- Możemy już zacząć przenosić tu ubrania.
Leo zamknął dziesięć minut później. Chloe poszła do domu- Leo nie chciał jej dłużej trzymać, szczególnie, że jutro będzie miała ciężki dzień w obsłudze sklepu.
- No dobra, plan jest taki...- zaczęła Roza i opowiedziała nam, kto co ma robić.
Na mnie, Kim i Sam spadł obowiązek rozwieszenia dekoracji.
Na początku było trudno, bo wszyscy sobie przeszkadzaliśmy, ale w końcu doszło do jakiejś względnej harmonii. Po trzech godzinach wszyscy kończyliśmy, a ja rozsypywałam malutkie gwiazdeczki z opakowania na ladzie.
- Przepięknie- uznała Violetta.
Pokiwaliśmy głowami.
- No, to my się już zbieramy- powiedziała Rozalia do swojego chłopaka.
- Dziewczyny... oraz chłopaki, naprawdę, nie wiem jak wam dziękować- zająknął się Leo.
Rozalia przewróciła oczami i pocałowała go.
- Nie ma za co- mruknęła- To teraz może tak... Leo zawiezie do domu Kim i Viol, ja Sam i Laurę, a bliźniaki Nitę.
Wszyscy się zgodziliśmy. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z centrum.
***
- Dzięki- powiedziałam, wychodząc z samochodu chłopaków.
- Zawsze do usług!- odpowiedział Armin i odjechał.
Weszłam do domu. Kastiel oglądał jakiś horror.
- Co tam?- odezwałam się, wchodząc do salonu.
Usiadłam obok niego.
- Właśnie robią sekcję zwłok- odpowiedział.
- To cześć- wstałam i ruszyłam na górę.
Byłam padnięta. Weszłam pod prysznic i od razu poszłam spać.
***
- Hymmm, siostruś, chyba powinnaś to zobaczyć- usłyszałam głos Kastiela.
Przetarłam oczy. Spojrzałam na telefon- dochodziła 7:00 rano. Kastiel wyglądał, jakby właśnie obejrzał bajkę dla dzieci- miał bardzo dziwną minę.
Wstałam i wyszłam z nim z pokoju. Zeszliśmy na dół, a tam... No, za bardzo się nie pomyliłam. Wszędzie porozstawiane były czapki Mikołaja, kilka innych pierdół...
- Co to ma, do cholery, być?- mruknęłam- Dodałeś mi czegoś do picia czy...
Wtedy drzwi kuchni się otworzyły. Stała w nich... nasza mama. O mój Boże.
- Proszę, powiedz, że nie zwariowałam- spojrzałam błagająco na brata.
Wyglądał, jakby miał zwymiotować tęczą.
- Dzieci!- krzyknęła mama.
Powoli zeszliśmy po ostatnich schodkach. Kobieta podeszła do nas i przytuliła po kolei.
- Przyjechaliśmy godzinę temu i postanowiliśmy trochę wystroić dom!- powiedziała wesoło.
- No widzimy właśnie... kolorowo- zauważył Kas.
- Raczej biało-czerwono, daltonisto...- mruknęłam.
- Znalazła się czarno-biała paleta kolorów...
Mama spojrzała na nas niepewnie.
- To normalne- wyjaśniłam.
Wtedy z kuchni wyszedł jeszcze tata. Dyskretnie podszedł. Nie przytulał, nie przesadzał. Po prostu się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.
- To na ile przyjechaliście?- przerwał paradę uśmiechów Kastiel.
- Na cały grudzień- odpowiedziała mama z uśmiechem- będziemy mieć rodzinne święta. Ale... wy zaraz macie szkołę! Chodźcie, już robię wam śniadanie...
Przewróciłam oczami. Na szczęście dostrzegł to tylko Kas, który udał, że wymiotuje. No, może jakoś przeżyjemy.
***
Dopiero gdy byliśmy sami w samochodzie, skomentowałam to, co się stało rano.
- Nie wiedziałem, że znasz tyle przymiotników- mruknął Kastiel- i to takich niepochlebnych...
- Dzięki... Ale serio, nie mogli zadzwonić?
- Ja też nie jestem tą sytuacją zachwycony, ale to nasi rodzice- odpowiedział.
Westchnęłam. Może twoi.
- Coś nie tak?
- Też cię tak irytuje ta telepatia?- zapytałam ze śmiechem.
- Wiem, że może nie czujesz się z tym pewnie, ale musisz zrozumieć, że oni się starają.
- Wiem- szepnęłam- A od kiedy ty jesteś taki czuły? Coś ominęłam?
- Związek zobowiązuje- odpowiedział z kamienną twarzą.
Zaśmiałam się.
- Fakt, to w stylu Lau. Miękniesz, braciszku.
Nie odpowiedział, ale widziałam, że lekko się uśmiechnął.
***
W szkole udzielił mi się świąteczny nastrój. Gdy weszłam do budynku podbiegła do mnie Laura i podała czapkę Mikołaja.
- Przez to wczorajsze zamieszanie prawie bym o nich zapomniała- powiedziała i podbiegła do Kastiela, który silnie sprzeciwiał się włożeniu czapki.
- I tak już mam czerwone włosy...
- To się nie liczy...
Przyjrzałam się czapce. Nie była szczególna. Gdyby nie to, że od wewnątrz było napisane na szybko markerem moje imię, niczym by się nie wyróżniała. No, może niczym oprócz także namalowanej markerem na dole gwiazdki. Zauważyłam, że takie same mają Kim, Violetta, Sam, Laura, Rozalia, Armin, Alexy, Lysander i oczywiście Kas.
- Urocze- uznałam, podchodząc do bliźniaków.
Na wszystkich czapkach były inne gwiazdki- moja była Gwiazdą Polarną. Ale Armin i Alexy mieli takie same, ośmioramienne gwiazdy.
- To niesprawiedliwe. Teraz już wszyscy będą wiedzieć że jesteśmy rodzeństwem- wymamrotał Armin.
- Ponieważ nikt się jeszcze tego nie domyślił, zważając na to, że: 1) jesteście do siebie podobni, 2) trzymacie się często razem i 3) macie takie samo nazwisko?
- No właśnie, przecież ktoś mógł nie zakumać!- przytaknął mi Armin.
Westchnęłam lekko rozbawiona, gdy... weszła choinka. Dosłownie, Amber miała zieloną sukienkę, podejrzanie podobną do choinki. A Li i Charlotte założyły rubinowe miniówki, z bombkami na biuście... czy jakby to opisać... No, w każdym razie obraziły rubiny.
- To jeszcze nie wigilia!- krzyknął ktoś „pomocny”.
Naprawdę nie rozumiem, jak można być tak głupim.
- Ej, Nit, czy ona serio nie jest upośledzona?- zapytał Alexy.
- Oficjalnie nie...
***
W domu czekał na nas rodzinny obiad.
- Mówię ci, obrzygam ten stół tęczą- szepnęłam do Kastiela, gdy siadaliśmy przy stole.
No i się zaczęło. Na początku było dość niezręcznie. Rodzice opowiedzieli, gdzie ostatnio lecieli, a my zdaliśmy im ocenzurowany raport naszego szkolnego życia.
- Nic więcej się nie działo?- zapytał tata ze śmiechem.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo z bratem- ten ruch należał do mnie. Niemal słyszałam bijącą od niego falę „tylko tego nie spieprz...”.
- Jakiś czas temu przyjechała kuzynka Kim, Lizzie. Byłam z dziewczynami na jej urodzinach.
Postanowiłam ominąć fakt, że impreza odbyła się w klubie.
- Zrobiliśmy sobie także u Laury Andrzejki...- kontynuowałam.
- O właśnie, a co tam u Laury?- mama uniosła brew.
Nie patrzyła na mnie. Tylko na Kastiela. Ciekawe czy wie, że są parą.
Udawał, że nie wie, że to do niego. Postanowiłam go wesprzeć, lecz gdy próbowałam coś powiedzieć, mama znów się odezwała:
- No, Kassi.
Parsknęłam śmiechem. W sumie...
- Kassi?- zaśmiałam się.
- Tak, Anito- odpowiedział Kas, chyba rozumiejąc, o co chodzi.
- No nie...- mruknęłam.
Potem zaczęliśmy się sprzeczać. Zrobiliśmy to teatralnie, w (bardzo) ocenzurowanej wersji, tak, że po chwili rodzice zaczęli się śmiać.
- Co jest takiego śmiesznego?- zapytałam- On?
- Nie, wy...- mama znów się zaśmiała- Widać jak na dłoni, że jesteście bliźniakami...
Spojrzeliśmy na siebie wściekle i poirytowanie, wciąż udając.
***
- No, to było niezłe, Kassi- oświadczyłam wchodząc wieczorem do jego pokoju.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślą, że nie można nas zostawić samych, bo się pozabijamy- odpowiedział.
Niezbyt zdecydowanie grał na gitarze. Usiadłam na łóżku obok niego.
- Nie powiedziałeś im, co?- zapytałam.
Wiedział, że chodzi mi o Lau.
- A po co?- nawet nie udawał, że nie rozumie- Znają ją. Kojarzą. Wiedzą, że się z nią znam. Po co mają wiedzieć więcej?
- Nie chodzi o ciebie, tylko Lau- odrzekłam- Może ona chciałaby być bliżej twoich rodziców.
Naszych rodziców- poprawił mnie- Nic nie mówiła... w dodatku wciąż ich nie ma.
- Rozumiem, ale może powinieneś z nią o tym porozmawiać- szepnęłam.
Kastiel westchnął i położył się na łóżku. Zrobiłam to samo.
- Kto by pomyślał, że pouczać o byciu w związku będzie mnie moja siostra- mruknął.
- Kto by pomyślał, że podczas takiej rozmowy ani razu mnie nie wyśmiejesz.
- Dziwnie się porobiło...
Kas podniósł się do pozycji siedzącej i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Ja za to zaczęłam się przyglądać wgnieceniom na suficie.
Nagle drzwi pokoju się otworzyły.
- A wy się już nie kłócicie?- usłyszałam głos mamy.
Jakoś nie miałam zamiaru wstać.
- Nie, było nudno- odpowiedziałam - wolę już kontemplować sufit... O! Tam jest dziura!
Wskazałam palcem. Kas spojrzał w górę.
- Słuszna uwaga, masz jeszcze inne spostrzeżenia?
- Skąd się tam wzięła?- uniosłam brew.
- Czymś rzuciłem- odparł.
- W sufit?- Spytałam niby od niechcenia.
- Byłem zły.
- Fakt, to wiele wyjaśnia...
Milczeliśmy przez chwilę, a ja próbowałam obliczyć prawdopodobieństwo powstania tej dziury, ot tak. Nagle brat mnie szturchnął.
- Wyszła już- powiedział.
Usiadłam.
- Faktycznie...
- I miała bardzo ciekawą minę- dodał Kas.
- Zdefiniuj "ciekawą"- poprosiłam.
- Zaskoczoną, zmieszaną, lekko radosną- określił.
- To chyba dobrze...
***
Wieczorem przed snem opisałam ostatnie dni w mailu do Skai- pominęłam tylko fakt, iż niespodzianka rodziców mnie zirytowała. Potem momentalnie zasnęłam.
***
- Demon, przestań...- jęknęłam, ale pies dalej lizał moją rękę, która zwisała z łóżka.
Wstałam i wygoniłam zwierzaka za drzwi. Spojrzałam na laptop, który nadal włączony leżał na moim łóżku. Już miałam go wyłączyć, gdy zauważyłam wiadomość. Od Skai. O temacie "przestań". Co ja niby zrobiłam?
Nita, przestań.
Przecież Cię znam. Wiem, że co jak co, ale na widok świątecznych dekoracji zapewne cię zemdliło. Nie musisz udawać, że tak nie jest. 
Wiem też, że bardziej ucieszyłaś się z uśmiechu ojca, niż z uścisków matki. I wiem też, że to normalne, bo nie byłabyś sobą, gdybyś pokochała ich ot tak. To tak nie działa.
No i pamiętaj, że jak coś, to jak mówili w tym filmie... Mali Agenci, chyba część trzecia... "Rodzinę wybierasz sobie sam."
Całusy,
Skai
Westchnęłam i wyłączyłam komputer. No przecież- ona mnie zna lepiej niż ja sama.
Muszę spełnić obietnicę. Muszę. 

**************************************************************************************
Oto i rozdział 12! Co do rozdziału 13, chcemy Was z góry poinformować, że nie wiemy, czy ukaże się w terminie- obie będziemy bardzo ograniczone przez internet i czas, ale wiemy, że i aktywność teraz jest mniejsza- są w końcu wakacje. A w wakacje jest zawsze najwięcej problemów z systematycznością xD