sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 1: Pobudka w ogrodzie ~Samanta~

Dzień przeprowadzki do domu kuzynki był tak słoneczny, że aż mnie mdliło. Moim zdaniem powinno być paskudnie, ale widać świat nie miał zamiaru oddać mi tej przysługi. Za to ponuremu nastrojowi uległ mój starszy brat, Artur, który zwykle jest pogodny. To on zgodził się wieźć mnie 200 kilometrów do miejsca zamieszkania naszej krewnej. Cała droga minęła nam w milczeniu, oprócz momentu, w którym zadzwoniła jego narzeczona, Astra. Prowadziłam z nią przez chwilę niezobowiązującą rozmowę.
- Sam, na pewno wszystko wzięłaś ze sobą?- Zapytała mnie po raz dziesiąty dziewczyna.
- Tak- odpowiedziałam.- A co u ciebie?
- Okej, chociaż moja współpracownica się rozchorowała i do końca tygodnia muszę tyrać sama...
Astra pracuje w salonie tatuaży. Założyła go wraz ze swoją przyjaciółką. Po dłuższej rozmowie dowiedziałam się, że nie ma dużego ruchu, więc mimo wszystko dziewczyna ma trochę wolnego czasu.
Reszta drogi minęła nam jednak naprawdę niezręcznie, jakbyśmy wcale się nie znali. Nie mogłam nic na to poradzić. Jedyny temat, jaki teraz nas nurtował, był jak mina mająca zaraz wybuchnąć. Woleliśmy po prostu nic nie mówić. Tak więc gdy dojechaliśmy wreszcie do domu Laury, niezmiernie się ucieszyłam. Zalała mnie falą faktów na temat mojego nowego pokoju, z uwzględnieniem każdej półki. Spojrzałam na brązowowłosą nastolatkę z błyszczącymi, zielonymi oczami, a jej uśmiech napełnił mnie pozytywną energią.
- Laura, spokojne- przerwał jej Artur, choć lekko się uśmiechnął.- Przecież przyjeżdżaliśmy tu już wcześniej wiele razy. Może najpierw wejdźmy do środka.
Jego zimna logika była trochę rażąca, ale nie zniechęciła mojej kuzynki. W zawrotnym tempie pomogła mi zabrać rzeczy z samochodu i wnieść je do jej wielkiego domu.
Dom Laury ogólnie składa się z dwóch pięter. Na parterze znajdują się kuchnia, jadalnia, salon, jedna łazienka, no i sala dyskotekowa. Na piętrze znajduje się za to pięć sypialni, w tym jedna jej, jedna jej rodziców i jedna moja oraz dwie łazienki. Cały budynek urządzony jest dość nowocześnie, choć przytulnie i jasno. Mój nowy pokój ma lawendowe ściany i ciemną podłogę wyłożoną panelami, jasne meble i duże, dwuosobowe łóżko.
- Hej, Sam, pomóc ci się rozpakować?- Zapytała mnie Laura, gdy już obejrzałam pomieszczenie.
- Może później... teraz muszę jeszcze porozmawiać z bratem- odpowiedziałam, po czym poszłam szukać Artura.
Znalazłam go obok samochodu. Już wyjeżdża?
- Hej, ty już jedziesz?- Zdziwiłam się.
- Tak... Chciałbym jeszcze dzisiaj wrócić do Astry...- odpowiedział.
- Ach...
Starszy brat przyjrzał mi się uważnie, po czym mocno przytulił.
- Dasz sobie radę?- Szepnął cicho.
- Jasne...- odpowiedziałam.
Potem tylko szybko pożegnał się z Laurą i odjechał. Stałyśmy we dwie w milczeniu, śledząc jego auto wzrokiem, aż nagle zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz, po czym szeroko się uśmiechnęła. Odebrała telefon, mówiąc przelotnie do słuchawki: „Chwilę” i zaciągnęła mnie do ogrodu za domem. Jest on dość duży i przestronny. Stoją tu przede wszystkim hamak, dwie ławeczki i spory stół piknikowy. Usiadłyśmy na hamaku, po czym Laura położyła między nami telefon i włączyła głośnik.
- Cześć Roza- odezwała się moja kuzynka- włączyłam cię na głośnik, Sami jest obok mnie.
- Cześć, Sam!- Usłyszałam głos przyjaciółki.- Nie mieliście problemów z dojazdem?
- Hej, Roza! Nie, nie mieliśmy żadnych problemów.
- To dobrze, a kiedy przyjechałaś?- Zapytała Rozalia.
- Jakieś dwadzieścia minut temu- odpowiedziałam.
- Och, a więc na pewno nie zdążyłaś się jeszcze rozpakować! Zaraz u was będę- oznajmiła dziewczyna i rozłączyła się.
Spojrzałyśmy na siebie z Laurą… i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Stara, dobra Roza- podsumowałam.
- Stara, najlepsza Roza- sprecyzowała Laura.
- Racja. A więc będę chodziła z wami do klasy?- Upewniłam się.
- Mhm. Do klasy IIIa w kochanym liceum Słodki Amoris- odpowiedziała moja kuzynka.
- To nie brzmi naturalnie…- zauważyłam, a Laura wzruszyła ramionami.
Po chwili pojawiła się Roza. Najwyraźniej ktoś ją podwiózł, bo usłyszałyśmy dźwięk jakiegoś oddalającego się samochodu. Nasza przyjaciółka od razu nas znalazła i pierwsze, co zrobiła, to mocno mnie przytuliła.
- Jak dobrze cię widzieć! Ale, och, co to za ciuchy?! No nie, lato, a ty mi tu paradujesz w czarnych spodniach i bluzce z długim rękawem? O nie! Trzeba coś z tym zrobić...- po tych słowach dziewczyna zaciągnęła mnie na piętro, do mojego nowego pokoju. Rozbawiona Laura pobiegła za nami.
Reszta dnia minęła nam na rozpakowywaniu i układaniu moich rzeczy, choć połowę z nich Rozalia kazała mi wyrzucić.
- No nie, idziemy jutro na zakupy- zdecydowała, po czym powiedziała nam, o której godzinie mamy być gotowe i wyszła.
***
Następne dwa dni minęły mi w większości na zakupach z dziewczynami. Pierwszego dnia poszłyśmy do centrum, a drugiego obeszłyśmy wszystkie butiki w mieście. Następnego dnia, w niedzielę, siedziałyśmy więc w ogrodzie Laury, odpoczywając od bieganiny i dyskutując o naszych nowych ubraniach.
-…ale Laura, świetnie wyglądasz w tej turkusowej sukience, bardzo kobieco… A ty, Sam… ładnie ci w tej zielonej, dlaczego się tak wahałaś, czy ją kupić?- Zapytała Rozalia.
- No nie wiem…
- Dobrze zrobiłaś, że ją wzięłaś- kontynuowała- ale ten gość w tym sklepiku na rogu... żałosne, ile się męczył z tą panną przed nami.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Żeby zaoszczędzić czas, Roza pokazała jakiemuś chłopakowi za kasą, jak ma jej używać i wytłumaczyła mu, co do czego służy. Wyglądało to dość komicznie.
- A więc jutro rozpoczynamy szkołę?- podjęłam następny temat rozmowy.
- Tak- odpowiedziała moja kuzynka- Chociaż pierwszy września jest dzisiaj, ale ciężko zacząć w niedzielę.
Jej wypowiedź przerwał dźwięk telefonu Rozalii. Natychmiast odebrała.
- Aha, okej, dzięki, Peggy.
Rozłączyła się równie szybko.
- Peggy dowiedziała się, że w tym roku pieprzony gospodarz jedzie na wymianę- oznajmiła, co przyniosło dziwne reakcje.
Ja lekko zmarszczyłam brwi, za to Laura cała się spięła.
- Peggy jest szkolną reporterką- wyjaśniła Laura, wróciwszy do siebie.
- Czasem robię dla niej zdjęcia, za co ona informuje mnie o wszystkim na bieżąco- dodała Rozalia.
- Przy Peggy najlepiej trzymać gębę na kłódkę, ale mieć w niej przyjaciela jest sto razy lepiej niż mieć w niej wroga- powiedział Laura.
- Okej, ale o co chodzi z tym gospodarzem?- Zapytałam.
Dziewczyny spojrzały po sobie. W końcu Laura westchnęła.
- To mój były chłopak. Zerwaliśmy pół roku temu. No i był głównym gospodarzem.
Nie drążyłam tematu.
- No cóż, jeden problem z głowy…- odezwała się nasza przyjaciółka.- Uciekł i tyle. No, ja już się zbieram. Do jutra, dziewczyny!
- Cześć!- Krzyknęłyśmy chórem.
Gdy Rozalia oddaliła się, Laura mruknęła:
- Pieprzony idiota…
- Rany, był aż tak zły?- Zapytałam.
- Porównywalny do Dake'a- odparła zimno dziewczyna.
Aż się wzdrygnęłam. Dake, a raczej Dakota, to chłopak, którego poznałyśmy na początku zeszłorocznych wakacji. Był okropnym podrywaczem. Od razu podpadł mi i Laurze. A potem upił Ami. Oczywiście ona nigdy by się do tego nie przyznała.
Na myśl o siostrze zacisnęłam zęby. Nie mogę się tu tak rozpłakać…
- A więc “pieprzony” to trafne określenie…- zauważyłam.
- Nawet nie wiesz jak.
***
Następnego dnia odbyło się rozpoczęcie roku szkolnego. Prawie przysnęłam, słuchając wywodów dyrektorki. Kobieta była starsza i dość niska, więc nikt jej nie brał na poważnie. Obok nas siedzieli w dodatku wciąż kłócący się chłopcy w naszym wieku. Laura przerwała ich spór, uciszając ich i wskazując na groźnie spoglądającą w ich stronę dyrektorkę.
- Och, daj spokój, moja gra jest dużo ciekawsza od tych bzdur…- zirytował się jeden z nich, czarnowłosy, patrząc na drugiego.- No i jeszcze przegrałem!
Niebieskowłosy z fioletowymi oczami jęknął. Ciemnowłosy chłopak, który trzymał konsolę, kopnął krzesło przed sobą. Siedząca na nim dziewczyna odwróciła się. Miała czarne, proste włosy i szare oczy.
- Daj to- odezwała się i wyrwała chłopakowi konsolę z ręki.
Wcisnęła kilka przycisków po czym oddała mu ją.
- Jak ty to przeszłaś?!- Chłopak zrobił wielkie oczy ze zdziwienia.
- Cześć Nita, gdzie Kastiel?- Zagadała dziewczynę moja kuzynka.
- Nie wiem- Nita wzruszyła ramionami- Poszedł szukać kumpla, a ja zostałam sama.
Wtedy dyrektorka strasznie się wkurzyła. Spojrzała na stojącego obok niej nauczyciela i kazała mu nas wyprowadzić. Ledwie powstrzymałam śmiech. Po chwili wyszliśmy z mężczyzną z sali gimnastycznej, gdzie odbywała się uroczystość. Zaprowadził nas do budynku szkolnego i kazał zaczekać w pokoju nauczycielskim. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Musiałeś grać podczas przemowy dyrektorki?- Narzekał chłopak z fioletowymi oczami.
- Tak… ale jak ty przeszłaś ten poziom? Męczę się z nim już od trzech dni!
Po chwili krzątaniny wszyscy się przedstawili. Okazało się, że chłopaki są bliźniakami i pod koniec sierpnia się tutaj przeprowadzili. Niebieskowłosy ma na imię Alexy, a czarnowłosy- Armin. Nita przeprowadziła się w wakacje i poznała się z Laurą, jak mi wytłumaczyła. Jej bliźniak- Kastiel, przyjaciel Laury, uczy się tu już od dwóch lat.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się ten sam nauczyciel, który wcześniej nas przyprowadził. Miał ciemne, lekko oklapnięte włosy, ale wyglądał na dość młodego.
- Narobiliście niezłego bałaganu- odezwał się- ale nie przejmujcie się, dyrektorka od początku szukała w tłumie kogoś, na kim mogłaby się wyżyć… W każdym razie nazywam się pan Farazowski i jestem nowym nauczycielem historii. Możecie mi się przedstawić?
Kolejno powiedzieliśmy nasze imiona i nazwiska, a on uniósł brew i zajrzał do dokumentów.
- Wychodzi na to, że wszyscy należycie do mojej klasy. No cóż… To chyba wszystko. Może od razu wręczę wam plany lekcji. A, i jak dacie radę, to przeproście panią dyrektor, tak z zas…
Omal nie powiedział “tak z zasady”. Od razu go polubiłam. Dał nam plany lekcji i nas wypuścił. Gdy wyszliśmy z budynku, większość uczniów wylewała się już z sali gimnastycznej, chcąc jak najszybciej opuścić szkołę. My dyskretnie weszliśmy do środka i przeprosiliśmy dyrektorkę. Gdy wyszliśmy z sali, na dziedzińcu stało już tylko kilkoro uczniów.
- Niezłe przedstawienie- odezwał się jeden z nich, czerwonowłosy.
Wtedy podbiegła do nas Rozalia.
- Mogłam zostać z wami... Od razu wpakowałyście się w kłopoty!
Po dłuższej rozmowie okazało się, że czerwonowłosy chłopak to Kastiel, brat Nity. Obok Rozy stały dwie dziewczyny: Kim i Violetta, które poznałam, gdy rok temu przyjechałam tu na tydzień w czasie ferii zimowych. Po chwili do towarzystwa doszedł jeszcze białowłosy chłopak w bardzo ciekawym stroju. Z tego co kojarzę, to styl wiktoriański. Jego oczy także były wyjątkowe, dwukolorowe. Musiałam na niego spojrzeć kilka razy, żeby się upewnić tych wszystkich faktów.
- To jest Lysander- przedstawiła go Rozalia, która chwilowo wzięła się za ogarnianie bałaganu między nami wszystkimi.- Lysander, to jest Sam, kuzynka Laury. To Armin, Alexy…
Tak minęło nam jeszcze dziesięć minut, po czym wszyscy rozeszliśmy się do domów. Ja z kuzynką wróciłyśmy jej samochodem.
- Niezłe towarzystwo…- mruknęłam.
Ona tylko wzruszyła ramionami.
- Tak wygląda Słodki Amoris, przyzwyczaisz się…

***
Jak się potem okazało, naprawdę się przyzwyczaiłam. Przy okazji zaprzyjaźniłam się ze wszystkimi osobami z towarzystwa. Kastiel, Lysander, Roza oraz Violetta i Kim uczyli się tu już od tamtego roku. Nita oraz bliźniaki również dopiero zaczynali naukę w tym liceum, choć dość szybko się dostosowali. Jak się okazało, w Słodkim Amorisie atmosfera jest dość przyjemna. Jedynym minusem tej szkoły jest paradująca po niej z obstawą dwóch przyjaciółeczek dziewczyna z naszej klasy.
- To Amber- wyjaśniła mi Rozalia- lepiej się do niej nie zbliżać…
Tydzień minął mi naprawdę przyjemnie. Po piątkowych lekcjach jednak Rozalia zatrzymała mnie i Laurę, zanim zdążyłyśmy wejść do samochodu.
- Posłuchajcie, podobno w tym roku ma być wyjątkowo paskudna jesień. Ale ten weekend zapowiada się wspaniale… Może urządzimy u was grilla?
Ta propozycja zaskoczyła mnie, choć Laura od razu się uśmiechnęła.
- Okej- podjęła.- Będziemy musiały zaprosić kilka osób… raczej nie za dużo. Przydadzą się też….
Po chwili i ja pojęłam ideę pomysłu Rozalii. Było ciepło, szkoda zmarnować taki weekend.
- Dobra dziewczyny, ale bez alkoholu- powiedziałam.
Przez chwilę się nad tym zastanowiły, po czym Roza odparła:
- To się da załatwić.
***
Następnego dnia przyjaciółka przyszła do nas z rana, żeby wszystko zorganizować. Przyniosła ze sobą mnóstwo plastikowych tac, papierowych talerzyków, kubków… było tego mnóstwo. Do tego koło 10:00 przyszły jeszcze Kim i Violetta z jedzeniem. Pomogły nam wszystko rozłożyć.
- A co z grillem?- Zapytała Laura.
- Leo obiecał, że nam przywiezie- odpowiedziała Rozalia, po czym wzięła do ręki listę.- Hmm, wszystkie dziewczyny są, no, oprócz Nity. Brakuje chłopaków…
- Czyli będzie nas tylko jedenaścioro?- Zdziwiła się Kim.
- Impreza zamknięta- sprecyzowała Roza.
- Mi to pasuje…- mruknęła Violetta.
Chwilę później zjawiła się Nita. Oznajmiła nam, że chłopakom, a dokładnie Kastielowi, niezbyt się spieszy, żeby przyjść na nasze spotkanie.
Laura westchnęła.
- Zaraz wracam- rzuciła i weszła do domu.
My za to zajęłyśmy się ostatnimi sprawami. Kim i Nita zaczęły podłączać sprzęt grający, a ja z Violettą i Rozalią zajęłyśmy się sałatką. Oczywiście większość czasu jedynie się krzątałam wokół nich, ponieważ jestem beznadziejna w gotowaniu. Pomocy dopiero udzieliła mi Laura, pokazując, co mam pokroić. Nagle Nita z rozpaczą w głosie krzyknęła:
- Ratunku! To się chyba nigdy nie uda!
- Może dlatego, że podłączasz nie te kable, co trzeba?- Usłyszałam głos.
Był to Kastiel. Obok niego pojawił się Lysander.
- A więc pokaż mi, jak mam to podłączyć, do cholery!- Zirytowała się dziewczyna.
Brat podszedł do niej i zaczął jej wszystko tłumaczyć. Białowłosy tymczasem stanął obok nas i zapytał, czy potrzebujemy pomocy.
- Dzięki, Lys- odpowiedziała Roza- ale już kończymy. Wiesz, kiedy Leo przyjedzie?
- Chyba zaraz powinien tu być…
W końcu jedzenie było gotowe. Po chwili przyjechał Leo z grillem, a potem bliźniaki- Armin i Alexy. Nie powiem, taka liczba bliźniąt pogorszyła mój nastrój, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- No dobra, to kto zgłasza się, żeby stać przy grillu?- Zapytała donośnie Rozalia, kiedy wszyscy wypełnili swoje zadania.
W końcu zgłosił się Leo. Stało się to jednak po morderczym spojrzeniu Rozy wbitym w niego. Reszta z nas usiadła i pogrążyła się w rozmowie. Czas płynął bardzo przyjemnie, gdy nagle poczułam dym. Inni zapewne także, bo wszyscy zaczęliśmy się rozglądać wokół siebie.
- Czy to nie od grilla?- Domyśliła się Laura, ledwie powstrzymując śmiech.
Podeszliśmy to sprawdzić. Grill stał, a jedzenie paliło się na węgiel. Szybko to zgasiliśmy.
- Dobra, gdzie jest Leo?
Rozejrzeliśmy się. Nie było ani jego, ani Rozalii. Wraz z Laurą weszłyśmy do domu, prosząc resztę o pozostanie w ogrodzie. Jak się spodziewałyśmy, całowali się w salonie.
- Roza...
Dziewczyna oderwała się od chłopaka i spojrzała na nas z wyrzutem. Wtedy wytłumaczyłyśmy jej sytuację. Najpierw nakrzyczała na Leo, że o tym zapomniał. Nie było to jednak zbyt złośliwe, raczej z zasady. Potem przedstawiła nam nowy plan zrobienia czegoś z tym dniem.
Po dziesięciu minutach wmaszerowałyśmy uśmiechnięte do ogrodu.
- Kto ma ochotę sfajczyć kawałek trawnika?- Zapytała z uśmiechem Laura.

***
Albo ten pomysł jest genialny, albo poprzedni był do dupy. Ciężko stwierdzić. W rogu ogrodu, obok ławek, ułożyliśmy okrąg z kamieni. Potem chłopaki wraz z prowadzącą ich Laurą przynieśli z szopy drewno, którym zwykle palimy w kominku. Tym razem wymarzyłyśmy sobie ognisko. Po chwili wszystko było gotowe. Przyniosłyśmy także trzy duże, stare koce, aby móc się rozsiąść na trawniku. Roza zorganizowała kiełbaski, a ja z Nitą wybrałyśmy się szukać suchych gałęzi do lasu nieopodal.
- Jakie mają być te patyki?- Zapytałam.
- A bo ja wiem…- odpowiedziała Nita.- Na pewno długie.
Parsknęłyśmy śmiechem. Po dziesięciu minutach miałyśmy już wystarczająco chrustu i zawróciłyśmy.
- Dobry pomysł z tym ogniskiem- powiedziała.- Grille są przereklamowane, a ogniska… nigdy się nie nudzą. Mają w sobie takie coś.
- Myślisz, że wszyscy się ucieszyli?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- Masz na myśli Kastiela? Nie znam go długo, ale chyba po prostu taki jest…
- Myślałam, że jesteście rodzeństwem- Zdziwiłam się.
- Bo jesteśmy. No, ale zamieszkałam z nim i rodzicami dopiero na początku tych wakacji. Długa historia…- Zaśmiała się cicho.
- Och…
- Wiesz co? Są takie rzeczy, które zawsze będą nam ciążyć jak kamienie. Jedyne, co możemy z tym zrobić, to wyobrazić sobie, że są lżejsze.
- Racja- przyznałam, po czym dodałam ciszej- Wiesz, moja bliźniaczka miesiąc temu umarła.
Nie mam pojęcia, dlaczego jej to powiedziałam. Może po prostu potrzebowałam kogoś, kto zamiast omijać temat, zareaguje?
Nita gwałtownie się zatrzymała. Przyjrzała mi się, sprawdzając pewnie, czy mówię prawdę. Po chwili w jej oczach błysnęło... jakby zrozumienie.
- Przykro mi- odezwała się- Chociaż… to wiele wyjaśnia. Wiesz co, nie powinnaś tego dusić w sobie. Tak uważam. Otaczają cię przyjaciele... nieważne, że nowi. Powinnaś mówić, co czujesz, inaczej zamkniesz się w sobie.
- Jak Violetta…- mruknęłam- Kurczę, szkoda mi jej, ale nie mam pojęcia, jak jej pomóc.
- Dzisiaj zaliczyła kolejnego doła- oznajmiła Nita, po czym wyjaśniła- No wiesz, rozmawiałam z Arminem. Zapytałam, gdzie Violetta i Alexy, a on odpowiedział, że rozmawiają w rogu ogrodu. Wyglądał na naprawdę znudzonego, jakby tysięczny raz oglądał ten sam, przygnębiający film. Potem mi wytłumaczył, że… Alexy ma inną orientację seksualną.
Jęknęłam.
- Wpadł Violi w oko?- Domyśliłam się.
Nita kiwnęła głową.
- A tak w ogóle dlaczego Kastiel tu przyszedł? Mówiłaś, że nie był zainteresowany…- Wróciłam do poprzedniego tematu.
- Myślę, że za tym stoi twoja kuzynka- odpowiedziała Nita z uśmiechem.- Ewidentnie mają się ku sobie.
- Też to zauważyłam.
W końcu doszłyśmy do domu. Zaczęło się już ściemniać, ale ognisko się paliło. Wszyscy siedzieli gdzieś w pobliżu jego płomieni. Na jednym z koców Armin leżał i grał na małej konsoli, a siedzący obok niego Alexy i Violetta swobodnie rozmawiali. Na drugim kocu siedzieli Kim, Rozalia i Leo, najwyraźniej dyskutując na temat napojów. Na trzecim siedzieli Kastiel z Laurą, lekko opierając się o siebie. Lysander za to pisał w swoim notatniku na ławce.
Spojrzałyśmy po sobie z Nitą. Ten obrazek był... wręcz uroczy.
- Rozwalamy chwilowy spokój czy wpasowujemy się?- zapytała cicho Nita.
- Wpasowujemy się- odpowiedziałam.
Położyłyśmy kijki obok ogniska, na tyle daleko, żeby nie miały do czynienia z ogniem. Rozeszłyśmy się. Nita zawędrowała w stronę Armina i Alexy'ego oraz Violi. Dołączyła do ich rozmowy. Ja podeszłam do Lysandra i odezwałam się cicho:
- Mogę się przysiąść?
Uniósł brew na mój widok, po czym przytaknął. Odłożył swój notatnik i zapytał mnie, czy udało nam się znaleźć te patyki.
- Tak. Nie było nawet tak trudno. Widzę, że tutaj też w porządku.
- Najwyraźniej- odpowiedział chłopak, rozglądając się dookoła.- Dawno nie widziałem, żeby wszyscy tak dobrze się dogadywali...
- Atmosfera jest przyjemna- stwierdziłam- Procentować także może „magia ogniska”.
Białowłosy uśmiechnął się lekko. Nagle Roza wstała i głośno zawołała:
- No dobra, to kto chce upiec cokolwiek, co da się wbić na patyk, niech podniesie tyłek i tu przyjdzie, bo nie mam zamiaru obchodzić całego towarzystwa!
W związku z tym wszyscy podeszli do niej i wzięli, co im odpowiadało. Ja nabiłam kromkę chleba na patyk i podeszłam do ognia, by patrzeć, jak zmienia się w grzankę.
- Sam, nie pieczesz kiełbasek?- Usłyszałam obok siebie głos Rozalii.
- Wegetarianizm- przypomniałam jej.
W sumie nie do końca jestem wegetarianką. Po prostu nie lubię mięsa. Tak więc, żeby mieć pretekst do jego niespożywania, przeszłam na wegetarianizm.
- Jesteś wegetarianką?- Zapytał Armin.- To to, że się nie je warzyw, tak? Też na to idę! Nienawidzę zielonych warzyw...
- Nie- zgasiła go Nita z uśmiechem- wegetarianizm dotyczy mięsa, a nie warzyw.
- Jak można nie jeść mięsa?- Niedowierzał Armin.
- A jak można nienawidzić świeżego powietrza?- Odpowiedział pytaniem na pytanie Alexy.
Po chwili zrobiło się niezłe zamieszanie. Większość osób się sprzeczała. Usiadłam z Nitą na jednej z ławek i przyjrzałyśmy się temu.
- Dzieci są słodkie, ale kiedyś trzeba przestać nimi być- powiedziała dziewczyna.
- Myślę, że zaletą obecnych tu osób jest bycie dzieckiem- oznajmiłam.
- A Rozalia i Leo znowu gdzieś poszli?
Jakbyśmy telepatycznie przywołały przyjaciółkę. Weszła przez furtkę do ogrodu, ominęła krzątaninę i ciężko usiadła obok nas.
- Leo pojechał do domu- oznajmiła.- Ma jutro z rana coś do zrobienia w sklepie... A tu co się dzieje?
- Same nie wiemy...
Nagle zauważyłam, że wśród kłócących się nie ma Kastiela i Laury. Rozejrzałam się i zobaczyłam ich. Siedzieli w tym samym miejscu co wcześniej, rozmawiając cicho. Laura najwyraźniej przysypiała.
- Rany, dlaczego oni nie są razem?- Zapytała z niedowierzaniem w głosie Nita.
Rozalia skrzywiła się. Po krótce wytłumaczyła nam sytuację Kastiela i Laury.
- A nie mogą ze sobą o tym po prostu porozmawiać?- Tym razem ja się zirytowałam.
- Z Kastielem? Porozmawiać?- Nita wyraziła swoje zdanie dość prosto.- Może na razie poczekajmy i zobaczmy, co z tego wyjdzie, bo teraz nie jest chętny do żadnej współpracy.
- Może i racja...
***
Po godzinie zrobiło się naprawdę ciemno. Słońce już zaszło, ale ognisko nie zgasło, a temperatura była wysoka. Zaczęło nam się nudzić, ale nikt nie chciał jeszcze wracać do domu. Kastiel jak raz się przydał i zaczął opowiadać straszną historię. Tyle tylko, że ta historia naprawdę zaczęła mnie przerażać. I nie tylko mnie. Violetta wręcz drżała.
Szturchnęłam ją lekko, aż wylała napój, po czym wskazałam głową dom. Przytaknęła. Wstałyśmy i niepostrzeżenie przekradłyśmy się do środka.
- Nie musisz słuchać tej historii, jeśli nie chcesz- spróbowałam jej uświadomić.
- Wiem... Ale tak...- zaczęła się jąkać.
- Hej, Viol, jeśli wolisz wrócić do domu, to możesz, naprawdę nikt nie będzie ci tego wypominał. Nie przemęczaj się i nie rób nic na siłę.
- Masz rację... Może ja zadzwonię po mojego tatę, żeby mnie zabrał...
Kiwnęłam głową. Fioletowowłosa wyjęła komórkę i zadzwoniła, a parę minut później przyjechał jej ojciec. Pożegnałam się, po czym skierowałam się do ogrodu. Gdy wróciłam, większość osób była już blada. W końcu Kastiel skończył opowieść.
- Dobra- odezwała się drżącym głosem moja kuzynka- następnym razem nie dajemy Kastielowi opowiadać historii...
Chłopak jedynie wzruszył ramionami z uśmiechem i usiadł.
Ja za to położyłam się na kocu i zaczęłam przyglądać się doskonale już widocznym gwiazdom.
- No nie wiem, nie widzę tam żadnego wozu...- oznajmiłam.
Rozalia i Laura także się położyły.
- No przecież tam jest...- zaprotestowała Laura, zapewne wskazując coś ręką.
Po chwili Kim, Nita, bliźniaki, Lysander, a nawet Kastiel leżeli na kocach. Wszyscy komentowali co i jak im wygląda.
- Ja tam nic nie widzę...- mruknęła Kim.
- Wiecie co? To ewidentnie wygląda jak strzelnica- uznał Armin.
- A kto strzela i w co?- Zapytała Nita.
- My swoimi marzeniami w niebo- uznałam, po czym wytłumaczyłam.- Ci, którym udało się spełnić marzenia, wystrzeliwują je tak, aby wyróżniały się na tle nieba i pomagały tworzyć drogę mleczną. Ci, którzy porzucili marzenia, celują nimi w księżyc, by zlały się z innymi.
- To... dość ciekawe podejście do astronomii- uznał Lysander.
- Polecam się na przyszłość.
Ani się obejrzałam, a czerń nieba zlała się z tą, którą zobaczyłam, przymykając oczy.
***
Tym, co mnie obudziło, był głos Armina.
-  OMG, gdzie ja...?
- Armin, uderzyłeś mnie łokciem!- Jęknęła Nita.
- Au, mnie też!- Krzyknął Alexy.
Podniosłam się, otarłam oczy i rozejrzałam. Było już jasno, słońce pewnie wzeszło  dobre kilka godzin temu. Wszyscy zebrani tu wstawali, szturchając się niechcący nawzajem. Zanim się rozbudzili, zdążyłam zauważyć, że Laura i Kastiel trzymali się za ręce. Za to Armin i Alexy nawzajem się popychali jak przystało na rodzeństwo. Lysander wstał i roztargniony zaczął rozglądać się wokoło kilka razy. Nita, Rozalia i Kim podniosły się od razu, rozciągając się. Zrobiłam tak samo. Dziesięć minut później, wszyscy już prawie przytomni, staliśmy lub raczej siedzieliśmy. Ustaliliśmy, że dochodzi dziewiąta.
- Rany- mruknął Kastiel- jak mogliśmy tu tak po prostu zasnąć?
- Nie ma co się obwiniać- powiedział Lysander.- Byliśmy senni, zbliżała się pewnie północ...
Później wszystko poszło dość szybko. Zaproponowałyśmy z Laurą gościom śniadanie, ale większość odmówiła pod pretekstem: „I tak mam już wpierdol od rodziców...”. W dodatku mieli do dyspozycji trzy samochody i wiele osób było od siebie zależnych. Niewzruszone pożegnałyśmy ich i udałyśmy się do domu, obiecując sobie, że później posprzątamy w ogrodzie.
- Na nic lepszego nie mogłyśmy liczyć- uznała moja kuzynka.- Chociaż dziwię się, że tylko Violetta poszła do domu. Ogólnie spodziewałam się, że po dwóch godzinach wszyscy sobie pójdą... No, w każdym razie musimy się ogarnąć. Ja idę do łazienki po lewej od korytarza, ty do tej po prawej, okej?
- Jasne- odpowiedziałam.
Przez chwilę stałyśmy w milczeniu. Bardzo chciałam ją zapytać o to, co łączy ją z Kastielem, ale przypomniały mi się słowa Nity: „Może jak na razie poczekajmy i zobaczmy, co z tego wyjdzie...” Tak więc nie powiedziałam nic. Rozeszłyśmy się. Ja poszłam do swojego pokoju, żeby wziąć ubrania na zmianę. Gdy chwilę później przechodziłam obok łazienki, w której miała być Laura, usłyszałam jej dźwięczny głos.
Śpiewała. Przystanęłam na chwilę i zamurowało mnie. Piosenka, jaką nuciła, to „Perfect Two”. Westchnęłam, po czym prędko się oddaliłam. Perfect Two... to chyba najromantyczniejsza piosenka, jaką kiedykolwiek usłyszałam, a ani razu nie pojawił się w niej zwrot typu "kocham cię". Zawsze mi się podobała, podobała się Ami i podobała się Laurze. To wiele mi wyjaśniło. Jeszcze raz westchnęłam i, rozczesując włosy, zaczęłam wszystko sobie analizować.
Hmm, po pierwsze, muszę zadzwonić do Rozy. Przyda mi się jej radosna twórczość.


* * * * * * * * * * * * * * *

Jej, udało się napisać pierwszy rozdział! Szło nam to dość opornie... Hmmm, w każdym razie dzięki za dotychczasowe wyświetlenia. Co do następnych rozdziałów, to postaramy się wydawać w niedziele. Jeżeli macie jakieś pytania (no wiecie, to pierwszy rozdział, a my mogłyśmy czegoś nie wyjaśnić), piszcie w komentarzach. 


Dzięki za czytanie!


sobota, 18 kwietnia 2015

Prolog ~Laura~

Jest 24 stycznia. To był najgorszy tydzień w moim życiu. Zdarzyło się tak wiele, że ciężko opisać wszystko po kolei. Zwłaszcza, gdy jest się takim mistrzem słowa i kompozycji tekstu jak ja. I- tak, to był sarkazm. Z polaka tylko mnie żałować. No chyba, że chodzi o ortografię. Wiem, że postanowiłam prowadzić dziennik, a nie pamiętnik, ale nie potrafię żadnego. Więc tutaj będę po prostu opisywała wydarzenia z mojego życia, poczynając od kilku wspomnień i Dnia Koszmarów- 18 stycznia.

Wspomnienie wcześniejszych miesięcy:
Gimnazjum było spokojnym okresem w moim życiu. Zawiązałam wtedy mnóstwo znajomości, a nawet kilka przyjaźni. Gdy jednak miałam iść do liceum, rodzice z powodów pracy musieli się przenieść do Francji. Mój dziadek od strony taty jest Francuzem i mieszka w Paryżu, więc nie było to dla nich problemem. Oczywiście jako niepełnoletnia musiałam się przeprowadzić razem z nimi. Przez cały czas utrzymywałam kontakt ze wszystkimi znajomymi. Tak oto minął rok. Po tym czasie wróciliśmy do starego domu w starym mieście, a wszystko miało wrócić do normy, czyli ja miałam zacząć chodzić do liceum.
W wakacje przed drugą klasą jednak poznałam pewnego chłopaka. Był dość optymistyczny i rozsądny. Okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły- Słodkiego Amorisa. Dzięki temu dość łatwo mi się było zaaklimatyzować.  W sumie nie było tak ciężko, większość osób z klasy już znałam i bardzo polubiłam pozostałych. Niestety jak zwykle musiało wydarzyć się coś złego…
Pod koniec września przyjechała pewna dziewczyna imieniem Debra. Zaczęła przymilać się do czarnowłosego Kastiela- kumpla mojego chłopaka. Była jakaś fałszywa. Najpierw to olewałam. Niestety on coraz częściej zwracał na nią uwagę i trochę się zmieniał. Utworzył z Debrą szkolny zespół muzyczny- ona śpiewała, a on grał na gitarze. Jednak cały czas się z nim przyjaźniłam. Do czasu. Pewnego dnia pod koniec grudnia przechodziłam koło pokoju gospodarzy i zobaczyłam Nataniela trzymającego ręce na biodrach Debry. Wkurzyłam się. Nie wolno tak robić. Gdy ja starałam się zniknąć z miejsca zdarzenia, Kastiel postanowił tam wejść. Potem usłyszałam tylko szarpaninę. Wieczorem Rozalia opowiedziała mi całe zajście. A więc było tak: Nataniel i Debra, wściekły Kastiel, a na koniec bójka chłopaków, którzy do tej pory za sobą przepadali. Postanowiłam to koniecznie wyjaśnić. Niestety był to ostatni dzień przed przerwą świąteczną. Powrót do szkoły był planowo 11 stycznia, ale byłam z rodzicami we Francji i dopiero 13., w środę wieczorem, wróciliśmy do domu. Ominęłam jeden dzień szkoły, bo musiałam nadrobić lekcje.
Wreszcie w piątek po lekcjach zagadałam do Nataniela, ale on tylko się odwrócił i sobie poszedł. Kastiel, z którym miałam dobre relacje, ciągle mnie odtrącał i wydawał się nieobecny. No i w sumie przez to wszystko następne kilka dni minęło mi na tworzeniu teorii spiskowych. Całkiem ciekawe zajęcie, nie powiem…

18 stycznia:
I tu zaczyna się dramat. Rano poszłam do szkoły i bez słowa minęłam chłopaków zamieszanych w historię z Debrą, która bezczelnie wyjechała w trasę koncertową. Za to na lekcjach szło mi wspaniale. Nie dostałam oceny gorszej od 4-, a akurat wtedy pani Curtis (o dziwo moja ulubiona nauczycielka) oddawała nam sprawdziany z polskiego. Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się napisać testu z polaka tak dobrze. Na długiej przerwie zauważyłam na korytarzu gospodarza, ale od razu zniknął mi za rogiem. Jasne, najlepiej mnie unikać. Wyszłam na dziedziniec i zauważyłam Kastiela siedzącego samotnie na ławce. Podeszłam trochę bliżej i od razu dostrzegłam, że jest jakiś markotny. Gdy obok niego usiadłam, nie zareagował od razu. Po chwili jednak się odezwał:
- Dlaczego postanowiła wyjechać? Możesz mi to wyjaśnić? Dziewczyny zawsze są takie same…- westchnął.
- A co, już kiedyś miałeś kontakty z podobną fałszywką?- Powiedziałam zgryźliwie. 
- Nawet nie chciałaś jej poznać. Była naprawdę idealna.
- Nie sądzę. Chodziły jakieś plotki, że tak naprawdę jest z innym. Wiesz coś na ten temat, czy nie zamierzała cię wtajemniczać?- Zapytałam.
- Daj mi spokój. Powinnaś mnie pocieszać. Jestem samotny i nie mam się z kim bawić…- narzekał. 
- Jakoś rozrywka w twoim wykonaniu mnie nie przekonuje. Ja już spadam, muszę w końcu pogadać z Natanielem. Od czasu tego incydentu mnie skutecznie unika. I tak już niczego nie ukryje.
- Na jego miejscu też bym się więcej nie pokazywał na oczy swojej dziewczynie. Idiota. Sądził, że nikt się nie zorientuje. Jak tylko go zobaczę, gorzko pożałuje, że zranił ciebie i próbował odbić mi Debrę- wygrażał Kastiel.
- To chyba nie będzie konieczne, ale dzięki- uśmiechnęłam się.
- Tak w razie czego wiesz, gdzie mnie szukać- powiedział chłopak z uśmiechem.
- Chyba… możesz mi przypomnieć, pod którym mostem mieszkasz?- Zaśmiałam się.
Kastiel również się zaśmiał, po czym zarzucił mi rękę na ramię, a potem pochylił się do mojego ucha i szepnął:
- Cieszę się, że masz dobry humor w tej sytuacji. A może dasz się po lekcjach gdzieś zaprosić?
- Sorry, mam już plany. Może innym razem- powiedziałam, wstając z ławki lekko speszona.- Do zobaczenia!- Rzuciłam i wbiegłam do budynku w momencie, gdy zadzwonił dzwonek. 
Reszta lekcji minęła dość spokojnie, chociaż na matematyce ciągle czułam na plecach wzrok Kastiela. Po skończonych zajęciach wreszcie natrafiłam na Nataniela. Nikogo więcej nie widziałam, każdy już wrócił do domu. On jednak stał ze spuszczoną głową koło pokoju gospodarzy. Gdy podeszłam bliżej, odsunął się i chciał sobie pójść. W ostatniej chwili złapałam go za rękę.
- O co ci chodzi? Dlaczego ciągle mnie unikasz? Jeśli chcesz przede mną ukryć to, co się stało z Debrą, nie ma szans. Sama to widziałam i mnie nie oszukasz. Pragnę tylko wyjaśnienia i zaraz sobie pójdę. To co?
- Na pewno chcesz wiedzieć? Wydawało mi się, że ją lubisz. Nie chciałbym, żebyś później miała do mnie pretensje.
- Przestań wreszcie unikać tematu!
- To ty zawsze się mnie czepiasz! Cokolwiek powiem, nigdy nie będzie dobrze. Wcześniej zauważyłem ciebie i Kastiela. Widzę, że świetnie się dogadujecie, a ja jestem już zbędny. Byłaś ze mną tylko dlatego, że jestem gospodarzem, co? Najłatwiej wykorzystywać czyjeś funkcje, a samemu chodzić po wszystkich chłopakach?- Drwił.
- Ja z nim po prostu rozmawiałam!- Odparłam.
- I z tego powodu przytulacie się przed całą szkołą? Weź nie rób ze mnie idioty. Może do tej pory tak mnie postrzegałaś, teraz jednak będę się wystrzegał przed takimi jak ty.
- Ciekawe, co ja mam powiedzieć na twoje osobiste rozmowy z innymi dziewczynami?! Tak tylko wyszło? Siedziałeś sobie, a Debra po prostu podeszła i nagle prawie się obściskiwaliście?!
I wtedy chyba trafiłam w sedno. Wszystkie emocje, które skumulował w sobie, wybuchły niczym budzący się wulkan. Nim się obejrzałam, złapał mnie za nadgarstek i z wściekłym, prawie szalonym wyrazem twarzy pchnął na podłogę. Tego się nie spodziewałam. On raczej też nie. Próbował pomóc mi wstać, ale ze łzami w oczach podniosłam się i pobiegłam w drugą stronę. Coś za mną wołał, ale już go nie słuchałam. Jak najszybciej opuściłam teren szkoły i w oka mgnieniu znalazłam się w pobliskim parku. Z płaczem usiadłam na ławce pod drzewem. Tkwiłabym tam chyba do wieczora nieustannie szlochając, ale dostrzegłam w oddali niewielki, biały domek. Lysander. Kastiel kumplował się z nim od dawna, ale po odejściu Debry naprawdę się zaprzyjaźnili. Poderwałam się z miejsca. Wygodniej było mi przesiedzieć cały dzień u niego, niż biec przez ponad pół miasta do mojego mieszkania. Tak więc wpadłam z niezapowiedzianą wizytą. I nigdy bym nie pomyślała, że na miejscu zastanę tylko Kastiela oglądającego telewizję. Gdy mnie zobaczył, tak się zdziwił, że prawie się uśmiechnęłam. Prawie. Przypomniała mi się jego propozycja. No i proszę, spędzamy razem czas po szkole. Nagle zrozumiał, co się stało. Natychmiast znalazł się obok i mnie przytulił. Zaprowadził mnie na kanapę i przyniósł kubek herbaty. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest taki opiekuńczy. I wtedy czar prysł, bo do salonu wszedł Lysander z jakimiś napojami i przekąskami w rękach. Na mój widok uniósł brew, ale niczego nie powiedział. Nawet nie musiał. Kastiel od razu zaczął tłumaczyć sytuację.
-… potem zobaczyłem, że jakaś przybłęda wlazła ci do domu, to ją przygarnąłem i dałem coś do picia- zakończył.
- Rozumiem. Laura, jak długo chcesz tu być? Nie to, że cię wyganiam, ale wkrótce przyjdzie tu mój brat, a on rzadko zaprasza jakichkolwiek gości.
I w tym momencie drzwi się otworzyły, a do środka wszedł uśmiechnięty Leo z moją przyjaciółką Rozalią obok. A Kastiel, jak to on, zawsze musi skomentować sytuację.
- Faktycznie, typ samotnika, tak rzadko zaprasza gości…
Lysander spojrzał na niego krzywo, ale zaraz potem zaprowadził nas wszystkich do salonu i wręczył jedzenie. Przynajmniej nie będę w towarzystwie samych facetów. Opowiedziałam Rozalii wydarzenia ze szkoły, a ona stwierdziła, że “jestem zbyt skołowana i mogę się zgubić po drodze do domu, więc Leo na pewno chętnie mnie podwiezie”, po czym spojrzała znacząco na swojego chłopaka. I tak też się stało.
- Ale nie, nie ma za co. Do zobaczenia jutro w szkole. Co ja za głupoty gadam? Masz zostać w domu, koniec, kropka!- Zadecydowała Roza, gdy stałyśmy już pod drzwiami mojego mieszkania.
- Chyba masz rację. Nie dałabym rady wysiedzieć w tym samym budynku, co on. Odwiedzisz mnie jutro?- Spytałam z nadzieją.
- Oczywiście! Pa pa!
I odjechali. A ja, zmęczona, ledwo wgramoliłam się do wielkiego, dwupiętrowego, nowoczesnego domu, w którym przez większość czasu mieszkam sama. 


19 stycznia:
We wtorki mamy najcięższe dni pod względem lekcji. Dziś się tym jednak nie przejęłam. Posłuchałam rady przyjaciółki i zostałam w domu. Nie mam czasu na zabawę w uczennicę. Po lekcjach Roza, Kim i Violetta przyszły do mnie w odwiedziny. Iris coś wypadło (czym się nieszczególnie przejęłam). Melania obiecała przyjść, ale jak to ujęła moja największa specjalistka od cytatów motywujących, “wolała poprawiać swoje relacje z tym pieprzonym gospodarzem”. Tyle na ten temat. Cały dzień tylko się wygłupiałyśmy. Tak nam w sumie minął czas. Dobra, nie będę ściemniać, trochę wypiłam. Zdrówko xD

23 stycznia:
Gdy zaczyna się weekend, większość z nas się bawi. A ja miałam do nadrobienia lekcje z całego tygodnia. Może jeszcze dzisiaj się wyrobię? Warto spróbować…

24 stycznia: 
Czuję się o wiele lepiej niż kilka dni temu. Niedługo podobno będzie zmiana klimatu na cieplejszy, co tak właściwie nie do końca mi się podoba. Jak się mieszka w rejonie, w którym od 10 lat nie spadł śnieg, docenia się chłód. Gdyby nie 10 lat temu, nie byłoby śniegu od 57 lat. U nas widziałam go tylko raz w życiu. Miałam 7 lat, a moje kuzynki- bliźniaczki- przyjechały do nas w odwiedziny. Tyle, że ja mam urodziny 16 maja, a one 31 grudnia. Imprezy jednak wyprawiają razem z Sylwestrem. Stop, stop, to dziennik o moim życiu. Nie o anomaliach pogodowych i imprezach sylwestrowych. Jak ja lubię rymy… Ale nareszcie wszystko jest sprostowane. Dziś spisałam historię z tego tygodnia i kilka wcześniejszych wspomnień. Dlatego przedtem musiałam pisać w czasie przeszłym. Teraz jednak będzie bardziej na bieżąco, chociaż chyba nadal w czasie przeszłym. Tak, głupie rozumowanie 17-letniej Laury Journe.

25 stycznia:
Tylko formalnie nadal jestem z Natanielem. I kto jest tak głupi, żeby nie zrozumieć mojej aluzji? Odpowiedź łatwa: Amber. Dziś rano podeszła do mnie i oznajmiła mi, że “tolerowała wystarczająco długo, iż jesteśmy parą, ale od tygodnia Nataniel ma z tego powodu zawroty głowy i ciągle gada tylko o mnie”. Nie bardzo się zdziwiłam. Gdy tak o tym myślę, jestem totalnie zaskoczona, że tak długo byliśmy razem. Teraz jestem zupełnie pusta. Nie czuję do niego nic. A co było wcześniej? Chyba tylko podziw za to, że dąży do celu i rzadko się poddaje. Cała magia zniknęła wraz z momentem, gdy zachował się dokładnie jak swój ojciec. Zawsze cierpiał z powodu bicia przez niego. A sam co zrobił?! Amber jest zwykłą idiotką. Nie ma za grosz empatii.
- Jeśli cię to pocieszy, właśnie idę z nim zerwać- oznajmiłam prosto z mostu. Wydała mi się mile zaskoczona.
- To bardzo dobrze się składa. Przynajmniej jeden problem z głowy. Teraz mogę zająć się Kastielem bez obaw, że w międzyczasie zrobisz mojemu bratu wodę z mózgu- skwitowała.
- Ani mi się waż dręczyć Kastiela. Daj mu trochę spokoju.
- Rety, obskakujesz wszystkich facetów po kolei? Nawet ja nie potrafię tak szybko przechodzić ze skrajności w skrajność. I następny problem do listy- westchnęła.
- Nic nie obskakuję, ja…
- Aha- przerwała mi.
- Daj mi dokończyć!- Zdenerwowałam się.- Możesz przez chwilę chociaż udawać, że cię to obchodzi? Dobrze, a więc: źle. Teraz nie zamierzam się z nikim wiązać. A ty rób, co chcesz, ale nie męcz Kastiela!
- Czy słyszałem swoje imię?- zapytał chłopak.
- Kas, skarbie, przefarbowałeś włosy? Do twarzy ci w czerwonym- Powiedziała słodkim głosem i zatrzepotała rzęsami. 
- O, jesteś dzisiaj w szkole, Laura?- spytał, udając, że nie usłyszał komentarza Amber.
- Tak, czuję się już znacznie lepiej, ale muszę załatwić pewną sprawę.
- W toalecie skończył się papier- stwierdziła rzeczowo Amber.
- Nie o taką sprawę mi chodziło. Ręce opadają…
Ona mnie kiedyś dobije.
- Kastiel, możesz się nią zająć?- Spytałam.- W twoim tego słowa znaczeniu- dorzuciłam pospiesznie, widząc rosnący uśmiech u dziewczyny.
- Bardzo chętnie- powiedział do niej z kpiącym wyrazem twarzy, aż się wzdrygnęła.
Nie będę chamska. Zrywanie przez SMS jest idiotyczne, a ja jestem dumna. Tak więc podeszłam do niego. Ten wyraz twarzy, który u niego zobaczyłam… chyba nigdy tego nie zapomnę. Podeszłam z wysoko uniesioną głową, a on, skulony pod ścianą, z wielkimi oczami, zaczął mnie przepraszać.
- Nie, nie zamierzam tego wysłuchiwać. Twoje oskarżenia były fałszywe, a ja nie chcę, żeby to się kiedykolwiek powtórzyło. To koniec.
- Lau, proszę. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Daj mi szansę- błagał. 
- Po pierwsze- nie nazywaj mnie tak. Po drugie- wiem, co w ciebie wstąpiło. Zwykła, podła zazdrość. Mówię, to koniec- i odeszłam.
Tak szczerze mówiąc, pierwszy raz z kimś zrywam. Miałam jednego kolegę w podstawówce, ale po prostu przestaliśmy się razem bawić. Drugi w gimnazjum przeprowadził się. Nataniel był moim pierwszym prawdziwym chłopakiem. I proszę, co z tego wyszło. Jak mówiłam Amber- nie zamierzam się na razie z nikim wiązać. Za to Kastiel nie ma takich skrupułów. Dziś rano przyprowadził jakąś blondynę i paradował z nią po dziedzińcu. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. On co chwilę zerkał na mnie z taką w połowie nadzieją, a w połowie drwiąco. Nie wiem, jak to określić. Jakby próbował mnie zachęcić do czegoś, ale wiedział, że sobie nie poradzę. Wolę zostawić ten temat. 

16 maja:

     Wszystkiego najlepszego, Laura!!!

No i sorki, że ukradliśmy dziennik na tak długo…
Chcieliśmy tylko dać Ci go w prezencie na urodziny :D
I zerknij na ostatnią stronę —> Tak!
 Ta biżuteria to wspólny podarunek ode mnie, Kastiela, Lysandra, Leo, Violetty i nawet Kim!
Wszyscy się złożyliśmy! I więcej raczej nie ukradniemy dziennika. W sumie przez ten czas nie było co opisywać. Same nudy przez prawie cztery miesiące. Do zobaczenia w szkole,
Rozalia ;*

No to się zdziwiłam. Wreszcie osiemnastka... Jaki słodki prezent! Taki ładny łańcuszek z serduszkiem, do kompletu jeszcze bransoletka i kolczyki! Roza to świetna przyjaciółka, ale nie musiała mi kraść dziennika. Mogła mi to po prostu dać jako upominek zapakowany w ozdobny papier, a nie włamywać się do mojej szafki w szkole i podrzucać zgubę. Chociaż myślałam, że nigdy go nie znajdę. Ale faktycznie, nie działo się nic ciekawego, więc: do przeczytania za kilka dni!

***

21 maja:
     
No i minęło te kilka dni, a ja nadal nie mam o czym pisać. Wrócę, gdy wydarzy się coś ciekawego.

***

12 czerwca:

Dzisiaj Kastiel pierwszy raz zaprosił mnie na randkę, jeśli tak to można określić. Dla ciekawskich- wcale się tego nie spodziewałam. Dla jeszcze bardziej ciekawskich- nawet się nie zgodziłam. A dla Rozalii- przestań czytać mój dziennik. Dzisiaj po lekcjach po prostu mnie zapytał, czy nie wybrałabym się na próbę zespołu jego i Lysandra. A ja stanęłam jak wryta, co Kastiel uznał za zgodę. Rzucił mi tylko "o 20:00 na dziedzińcu". Wtedy jakby o czymś sobie przypomniał i dodał, że "mam uważać przy przechodzeniu przez płot, bo narobię hałasu i wszystkich wkopię". Nie ma to jak dobra motywacja. Nie wiem dlaczego, ale spełniłam wszystkie jego polecenia [czytaj: wszystkie oprócz cichego przejścia przez płot]. Gdy weszłam na dziedziniec, od razu usłyszałam dźwięki gitary. I to ja mam nie hałasować? Weszłam do szkoły, która oczywiście była otwarta. Z piwnicy dobiegały mnie różne odgłosy, między innymi pęknięcie struny i seria przekleństw. Zeszłam do piwnicy i zdziwiłam się, gdy nie zobaczyłam nikogo innego oprócz czerwonowłosego buraka. 
- Miałaś być cicho- mruknął na mój widok.
- Nie martw się, ciebie też z góry dobrze słychać- odparowałam.
- Widziałaś gdzieś Lysandra?
- Nie ma go jeszcze?- Zapytałam.- Ciekawe dlaczego...
- Pewnie zapomniał. Bardzo często mu się to zdarza- zauważył Kastiel.
- On zapomniał tu przyjść, czy ty zapomniałeś mu o tym powiedzieć?- I w końcu wszystkiego się domyśliłam. 
Dopiero wtedy spojrzał mi prosto w oczy. Wstał, podszedł do mnie i mocno przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Mimo braku istotnych wydarzeń, nasze życie przez ostatnie kilka miesięcy było bardzo ciężkie.
Jego twarz była coraz bliżej mojej, a nasze nosy prawie się stykały. Dostrzegłam w jego oczach dziwny błysk, ale potem pochyliłam głowę.
- Nie mogę- wyszeptałam- chyba nie jestem na to gotowa...
On jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Daj znać, jak będziesz- odpowiedział cicho, po czym się uśmiechnął.
Także się uśmiechnęłam. Wzięłam go za rękę i pozwoliłam odprowadzić się do bramy szkoły. A potem na piechotę do domu, czyli jakieś dwa kilometry, bo jak głupia myślałam, że po spotkaniu mnie odwiezie. Warto to sobie zapamiętać...


17 lipca:

Słyszeliście kiedyś o tych bardzo nietypowych zdarzeniach z kategorii niemożliwych? Mamy XXI wiek, więc zakładam, że tak. Kastiel ma bliźniaczkę. 

Zaskoczeni?
Zdecydowanie.
Roza pozdrawia :*
Ehh, Rozalia...
A więc było tak:

W dniu urodzin Kastiela i jego siostry w szpitalu był straszny tłok. Podobno stłuczka kilku samochodów spowodowała mnóstwo szkód i wielu rannych trafiło właśnie w to miejsce. Tak czy inaczej, przy samym porodzie wystąpiły jakieś komplikacje i bliźnięta zabrano na dodatkowe badania. Jedna z niekompetentnych pielęgniarek przez przypadek przekazała fałszywe informacje na temat stanu ich córki. Powiedziała, że tamta umarła. Po dalszym śledztwie wyszło na jaw, że chodziło o kilkudniowe dziecko jednej z ofiar wypadku. Tego nie dało się jednak zmienić. Przez rozwój wydarzeń siostra Kastiela trafiła do sierocińca, a nieświadoma niczego rodzina pogrążyła się w żałobie. Synowi nic o tym nie powiedziano. Teraz wszystko się wyjaśniło, a siedemnastolatka ma przeprowadzić się do swojej prawdziwej rodziny.

Dziś po południu o tym wszystkim powiedział mi Kastiel. W międzyczasie stłukł wazon. Ostatnim, co mi przekazał przed wyjściem, było: “Ma na imię Nita”.


24 lipca:

Poznałam Nitę. Oczywiście wcześniej musiałam trochę pomęczyć Kastiela. Nasza rozmowa przebiegła mniej-więcej tak:
- Cześć, jestem Laura.
- Nita.
- A więc... jesteś siostrą Kastiela?
Spojrzała na siebie, po czym zerknęła przelotnie na swojego brata.
- Na to wygląda.
- Trochę współczuję.
- Ja sobie też.
Po tym zdaniu obie się roześmiałyśmy, po czym zaczęłyśmy krytykować wszystko dotyczące naszego “buraka”. To dopiero była zabawa. 
- Widzę, że się zaprzyjaźniłyście...- rzucił chłopak.
- Sprawdź, czy nie ma cię za drzwiami, dobrze?- Zaproponowała mu Nita. 
On tylko przewrócił oczami i zostawił nas w spokoju. 


10 sierpnia:

Jak raz, Lau pozwoliła mi coś tutaj napisać. Tylko dlatego, że sama nie była w stanie. Normalnie bym się cieszyła i zapisała połowę notatnika uwagami na temat jej ubioru, ale dziś jej odpuszczę. Tak więc, jedna z jej kuzynek-bliźniaczek umarła. Osobiście ją znałam. America była świetną dziewczyną, dlatego nikt nie ma pojęcia, z jakiego powodu popełniła samobójstwo. A najgorsze, że jej siostra wie tylko jedno- Ami zginęła. Biedna Samanta nie ma pojęcia, że jej bliźniaczka sama odebrała sobie życie. Nie mogę... To takie okropne. Na razie koniec. Nie dam rady więcej... I tak łzy przesłaniają wszystko.


23 sierpnia:

W końcu doszłam do siebie. Niestety Sami nie. Stwierdziła, że nie może mieszkać w tym samym domu i pokoju, który dzieliła z siostrą. Zaproponowałam, że może przeprowadzić się do mnie na czas roku szkolnego. Z wdzięcznością zgodziła się. Moim rodzicom to nie przeszkadza, bo od razu po pogrzebie wrócili do Francji. Mój dziadek od strony taty jest Francuzem, dlatego nie mają problemu z zakwaterowaniem, a jako architekci nieźle się ustawili. Moja rodzina jest całkiem bogata. Świadczy o tym przede wszystkim nasz wielki dom. W każdym razie przyjazd kuzynki nie jest złą wiadomością. Będzie musiała poznać wszystkich. To dopiero wyzwanie...


* * * * * * * * * * * * * * *


Jest to prolog z punktu widzenia Laury Journe. Nie jest ona główną bohaterką tej historii. Są nimi Samanta i Nita, do których nawiązały zapiski w dzienniku. W pewnym sensie Laura ma spajać główne bohaterki. W każdym razie taki jest zamysł. Mamy nadzieję, że zachęci Was to do dalszego czytania. To dopiero początek długiej historii, której miejscem jest znany wszystkim Słodki Amoris :D