niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 6: Największy błąd ~Nita~

Link --->   Your Biggest Mistake (Nightcore)   

   Jak zwykle ktoś mnie obudził. Tym razem nie był to ani pies, ani natrętny burak.
   - Wstawaj, już dziesiąta!- Pogoniła mnie Camilla.
   - Dopiero?
   - Ty byś przeleżała cały tydzień i się nie wyspała...
   Podniosłam się więc i skierowałam do łazienki. Sobotni poranek nie był zachęcający. Na niebo wstąpiły szare chmury. Wyglądało, jakby miała być burza.
   Gdy weszłam do toalety, kuzynka znowu zaczęła mnie poganiać. Pospieszyłam się i poszłam do salonu, gdzie czekała moja 'familia'.
   - A więc tak: Kastiel, Nita, postanowiłam, że nie będę wam już więcej przeszkadzać i wrócę do domu. Jestem wdzięczna za gościnę, przede wszystkim Kastielowi, bo mnie nie wyrzucił za drzwi pierwszego dnia. A od ciebie, Nita, oczekuję, że będziesz ćwiczyć regularnie grę na pianinie.
Mój brat się uśmiechnął. Widocznie bez Camilli było mu wygodniej. Ja za to mimowolnie posmutniałam. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mieszka blisko, ale będzie mi brakowało tego jej codziennego zrzędzenia.
   - No, najwyższa pora- stwierdził Kastiel.
   - Jak możesz tak mówić? Nie przyzwyczaiłeś się do niej?
   Zaśmiał się.
  -Chciałem podobne pytanie zadać tobie. Wolisz jakąś kuzynkę od najbliższej rodziny?
   - Ja tu jestem- wtrąciła.
  -Od kiedy ty jesteś taki prorodzinny? Że niby tak przepadasz za naszymi rodzicami?
   - Aaa... już czaję- dodała Camilla- pierwsza kłótnia. Jak przystało na prawdziwe rodzeństwo- uśmiechnęła się.
   - A ty ich w ogóle olewasz. Jakby byli obcymi ludźmi!-Warknął.
   - Przez siedemnaście lat miałam taki do nich stosunek!- Zdenerwowałam się.- Tobie nic o tym nie wiadomo! Ty masz ich od urodzenia i nie rozumiesz mojej sytuacji! Miałeś czas się przyzwyczaić...
    - I to niby moja wina, że trafiłaś do tego cholernego domu dziecka?!
   Przegiął strunę. Stanowczo.
   Odwróciłam się, pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Gdy już tak leżałam bez celu, postanowiłam zajrzeć na laptopa. Skai. Może ona mi poprawi humor.
   Jak się spodziewałam, wysłała kolejną wiadomość. Tym razem dość pozytywną. Opisała mi to, jak dzielnie zniosła obecność Mike'a. I nawet zdołali się dogadać. Moja wiadomość była o tym, co się u nas akurat dzieje. Często opisuję jej zwykłe dni, by choć trochę mogła poczuć się jak w prawdziwym domu. I, o dziwo, te maile jej nie dołują. Wydaje mi się, że cieszy się moim... szczęściem. Może ma nadzieję kiedyś doświadczyć tego samego?
   Miałam rację. Teraz czuję się lepiej. 
   Postanowiłam nie zawracać sobie głowy Kastielem i, zgodnie z poleceniem Camilli, zaczęłam grać na pianinie.
Nie zdziwiłam się, gdy nic mi nie wychodziło. Zresztą cały dzień minął mi jakoś monotonnie.
   Wieczorem już spakowana Camilla zadzwoniła po matkę. Ciotka Milly jest cudowna i obiecałam jej odwiedziny.
***
   W niedzielę zdałam sobie sprawę z tego, że brat mnie unika. Nie słucha i nie przejmuje się mną. Dlatego z nudów zaczęłam sprzątać mieszkanie.
  Od zawsze byłam do tego przyzwyczajona. W domu dziecka przebywało dwóch trzynastoletnich chłopców- Marcel i Maciek z pokoju naprzeciwko. Byli kumplami i, niestety, wszystkie dziewczyny do nich wzdychały. Tylko ja i Skai zachowałyśmy resztki inteligencji. Problem tkwił w tym, że moi rówieśnicy słynęli z żartów (według mnie głupoty) i okropnie bałaganili. Nie tylko u siebie, ale u każdego, do kogo przyszli. Dziewczyny ciągle ich zapraszały. A skoro w naszym pokoju wyłącznie ja i niegdyś siedmioletnia Skai potrafiłyśmy się oprzeć ich urokom, to głównie na nas spoczęło brzemię porządków. I po kilku miesiącach do tego przywykłam. Tak więc teraz brat zrzuca na mnie ten obowiązek. Dba jedynie o własny pokój, w którym i tak jest niezły śmietnik.
   Ale skoro on tak woli pogrywać, a wiecznie głodna kuzynka pojechała, nie ugotuję mu dziś obiadu. Taka mała zemsta.
***
   Następnego dnia natknęłam się na Nataniela. Nie bardzo się ucieszyłam. A on wręcz przeciwnie.
   - Witaj, Nita. Jak ci minął weekend?- Zagadał mnie.
   - Mogło być lepiej...- westchnęłam.
   - Coś się stało? Mogę jakoś pomóc?
   - Prywatne problemy. Pokłóciłam się z bratem.
  - Rozumiem. Wiesz, ja też często nie dogaduję się z siostrą. Ale czasem wystarczy porozmawiać i zręcznie obrócić sytuację na swoją stronę- powiedział, przekonany o swej nieomylności.
   Zaśmiałam się. Ale tylko w duchu. Moja twarz pozostała nieprzenikniona.
   Biedak. Naprawdę nie widzi tego, że Amber zawsze nim manipuluje? Zamiast się śmiać, zaraz chyba zacznę mu współczuć.
   - Dzięki za radę. Może zadziała.
  -Cieszę się, że mogłem pomóc. Odprowadzić cię do budynku?- Zaproponował.
   - To miłe, ale się spieszę- ucięłam i pobiegłam na lekcje.
  A tam co nowego? Laura wróciła. Ciągle się uśmiechała i opowiadała, co robiła we Francji.
 -Dziewczyny, ale było cudownie! Zwiedziłam chyba wszystko, co się dało. I tak dawno nie widziałam dziadka! Poza tym moja ciocia-Francuzka urodziła! Nawet nie wiecie, jaki Adrien jest słodki...- rozmarzyła się.- Chociaż ja mówię na niego Adaś.
   I tak na każdej przerwie.
   Ale nie było to nudne. Za każdym razem zaskakiwała nas nowymi opowieściami i pokazywała zdjęcia. Naprawdę, ten jej kuzyn jest uroczy.
   Po lekcjach spotkałam Samantę.
   -Cieszę się, że Lau wróciła. Szkoda tylko, że Violetta wraca do siebie... Za to już nie będę zależna od pamięci Armina- zaśmiała się lekko.
   - Jak często zapominał o was?- Spytałam, a w mojej głowie zrodziła się pewna myśl.
   - Notorycznie- przewróciła oczami.
***
   W domu było cicho. Dziwne.
   Nie, jednak nie. Kastiel po prostu zasnął.
   Gdy zamknęłam drzwi wejściowe, od razu się obudził. Podszedł do mnie.
   - Siostruś, przemyślałem trochę naszą kłótnię. To bez sensu. Może przestaniemy ją ciągnąć?
   Przez chwilę się zastanowiłam. Czyżby zmądrzał?
   Ta myśl zniknęła momentalnie.
  Heh, biedactwo nie ma co jeść. Skoro nie gotuję mu obiadków, musi sam sobie robić. A z jego talentem kulinarnym...
   - Oczywiście, braciszku, cokolwiek zechcesz!
   - Masz gorączkę?
   - Skądże!- Machnęłam ręką. 
   - Dziwnie się zachowujesz. Pytam poważnie.
  - Nie, po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że jesteś świnią. Wykorzystałam radę Nataniela i spróbowałam obrócić sytuację na swoją korzyść. Tyle, że chyba jesteś na to odporny.
  - Myślałem, że się dogadamy, ale skoro ty wolisz przebywać z nim, to ja jestem już zbędny!- Warknął.
  - Gratulacje, geniuszu! Zgłodniałeś i nagle ci zmiękło serce? Nie licz dziś na jedzenie. Jak będziesz miał ochotę, idź obżeraj Lysandra.
   - Masz coś do niego?!
  - Spokojnie, bo ci żyłka pęknie... Nie, nic do niego nie mam. Myślę tylko, że nikt inny ci jeść nie da.
  - Ty w kółko o tym jedzeniu! Nie przyszło ci do głowy, że jedynie nie lubię, jak ktoś obraża moich rodziców?!- Wrzasnął.
   - Tak się przypadkiem składa, że to też moi rodzice!
   Tym razem on sobie poszedł.
   I dobrze. Telewizor jest wolny.
 Po kilku godzinach męczarni z idiotycznymi spikerami, poszłam odrobić lekcje. I wtedy przypomniałam sobie o tej nagłej myśli podczas rozmowy z Sam.
   - Armin?- Spytałam.
   - Nit? Cześć! Czemu dzwonisz?
  - Mam pytanie. I jednocześnie prośbę. Mógłbyś jutro po mnie podjechać? Pokłóciłam się z bratem i nie mam podwózki do szkoły. A żeby dziś się nie spóźnić, musiałam wstać pół godziny wcześniej...
   - Spoko, nie ma sprawy!
   - Nie zapomnisz?
   - Ma się rozumieć! Do zobaczenia!
   - Cześć!
  Rozłączyłam się. Położyłam się spać z myślą, że jeśli Armin zapomni, a ja się przez niego spóźnię, będzie miał poważnie przerąbane.
***
 Moje obawy były bezpodstawne, bo jakimś cudem przyjechał.
  - Nie ma Alexy'ego?
  - Jest chory. Ale, dziewczyno, masz farta! Możesz siedzieć z przodu koło mistrza!
  - Rzeczywiście, rewelacja...
   Całą drogę nadawał mi o jakiejś nowej grze. Nawet mnie zaciekawiła.
   - Jak masz ochotę, wpadnij do mnie po lekcjach. Wspólnie uda nam się obalić system- powiedział bardzo pewny siebie.
   Akurat w tym jestem specjalistką.
***
   Znowu wpadłam na Nataniela. Przypadek? Nie sądzę.
   - Masz kontakt z Kastielem?- Zapytał.
   - Tak. Czemu cię to interesuje?
  - Bo często widzę, jak koło ciebie przechodzi. Coś was łączy?
   Zdecydowanie zbyt osobiste pytania.
   - Tak. A teraz czemu pytasz?
   Speszył się.
   - Bo ja, ten... Jako gospodarz muszę kontrolować sytuację relacji w szkole, by uczniowie byli wobec siebie życzliwi i tak dalej...
   - Rozumiem.
   Ale kiciarz.
  - W takim razie... Wszystko dobrze, tak? Nie ma z nim problemów?
   - Ostatnio się nie dogadujemy.
   Nieznacznie się uśmiechnął, ulżyło mu.
   - Szkoda to słyszeć.
   I tym razem bez pytań odprowadził mnie pod klasę.
***
   Po lekcjach wyszłam na dziedziniec. Już miałam wracać do domu, gdy podbiegł do mnie Armin.
   - Tu jesteś! Nit, możemy od razu pojechać do mnie.
   Kastiel raczej nie przejmie się moją nieobecnością.
  - Spoko, dzięki.
  - Oszczędzę ci trudu spacerowania.- Powiedział i lekko się skrzywił.
   To musi być naprawdę drażliwy temat.
   Postanowiłam sprawić mu przyjemność.
   - Jesteś wielki.
   - Się wie- puścił do mnie oczko.
 Mimowolnie się zaśmiałam. W dobrym humorze pojechaliśmy do jego domu.
   - A więc- do wyboru, do koloru!- Krzyknął, gdy weszliśmy do jego pokoju.
   Dom jest przytulny, ale jego pokój to istny raj dla maniaków gier. Całe stosy płyt, po dwa laptopy, komutery, PS, x-box, tablety, wszystko. No i plazma.
   - Rozgość się.- Powiedział najwyraźniej dumny.
   Tak szczerze, nie bardzo wiedziałam gdzie usiąść. Łóżko nie było pościelone, podłoga była zasłonięta stertami gier, a jedyny fotel wziął Armin. Chyba po chwili zdał sobie z tego sprawę, bo z uśmiechem wstał i przyniósł jakieś stare krzesło. Oczywiście w tym czasie ja już zajęłam wygodniejsze miejsce, a jemu został ten taboret.
   - Sprytnie. To w co chcesz najpierw zagrać?
  - Nie wiem, możesz pokazać coś, czego jeszcze nie przeszedłeś?
   Uśmiechnął się.
   - Ostatnio dostałem w prezencie Diablo III. Kiedyś tata pokazał mi dwie pierwsze części. Jeszcze za bardzo nie grałem, więc możemy spróbować.
   Przeczytałam opis. I też się uśmiechnęłam.
  - W takim razie ja będę łowcą demonów, a ty mnichem- postanowiłam.
   - Co? Nie ma mowy. Wszystko, tylko nie żaden mnich.
   Uśmiechnęłam się o wiele szerzej.
  - Okej. W sumie i tak bardziej pasuje do ciebie szaman- wydusiłam poprzez śmiech.
   Armin zrobił idiotyczną minę. 
  Gdy opanowałam głupawkę, zaczęliśmy grać. Z początku szło nam świetnie, ale potem Armin zaczął mieć kłopoty.
  - To trudne. Ciężko ich w tym miejscu pokonać. Nie wierzysz? Możemy się zamienić padami. Ja przez chwilę będę twoją postacią.
 Wzruszyłam ramionami. I udało mi się przejść. A czarnowłosy znowu sobie nie radził.
   - Jak ty to robisz?! 
  - Łatwy sposób na obalenie systemu. Sam przecież to proponowałeś. Tu jest niedopracowane. Rób to, co ja.
   Zadziałało.
   - Jesteś genialna!
   W podobny sposób przeszliśmy jeszcze dwie gry.
   - Nit, jak to robisz?
   - Nie jestem pewna. Od zawsze lubiłam tego typu gry, choć miałam do czynienia tylko z takimi niskiej jakości. Chodzi o to, że musisz sobie wszystko dokładnie przemyśleć. Trzeba mieć taktykę. Gdy pierwszy wariant nie zadziała, spróbuj z następnym. I tak dalej...- wzruszyłam ramionami.
   - Wow, ja zwykle po prostu idę na żywioł.
  - Czasem to działa. Jednak w większości przypadków jest zgubne. Gdybym nie zauważyła szczeliny, pewnie zrobiłabym to samo, co ty. Pamiętasz, jak pytałeś, czemu zamiast zabijania łażę po krzakach?- Przytaknął.- No właśnie. Masz odpowiedź.
 Patrzyłam rozbawiona w jego nic niepojmujące oczy. Czasem faceci są tacy zabawni...
  - Ale muszę już wracać. Jest późno, a jutro klasówka z geografii.
   - Jak ja nie znoszę przyrody...
   - Dlaczego?
   - Nieważne. Podwiozę cię, okej?- Zmienił temat.
   - Dzięki.
   Cały czas zastanawiałam się, gdzie jest Alexy. Podobno się rozchorował, a nie było go w domu. Zagadka rozwiązała się po drodze. 
   - Patrz.- Wskazałam na ławkę koło sklepu. 
   - Co on tam robi?
   - Nie mam pojęcia. Idź sprawdź, mi zostało do domu jakieś dwieście metrów, przejdę się.
  Armin zatrzymał samochód i podszedł do brata. Ten siedział na ławce i wyglądał, jakby miał zwymiotować.
   - Chodź, brachu.
  Słyszałam jeszcze tylko, jak auto odjeżdżało, po czym skierowałam się do niewielkiego domku błyszczącego w oddali.
***
   - Kastiel? Jesteś tu?- Zapytałam.
   Spał. Przy stole. Ze spalonym mięsem i pustą flaszką obok.
  - Nita? Przestań mi zawracać dupę. Zajmij się sobą i wyprowadź psa, bo coś mi tu lata takiego- powiedział ospale, po czym zaczął układać grzywkę.
   O Boże.
   - Czemu chlałeś?
  - Nie twój interes. A teraz idź i, no, ten, właśnie. Znowu jakieś muchy. Po prostu zejdź mi z oczu, siostruś marnotrawna. Dość mam przez ciebie kłopotów.
   Zalany w trupa. Ale o czym on mówi?
   - Co się stało? Mi możesz powiedzieć, braciszku.
  - Nie mogę. Ale nie. Nie mogę, jesteś taka wkurwiająca. Bo ty sobie myślisz, że jak będę głodny, to zacznę ci służyć, tak?
   - Nie!
  - A tak! Nie przerywaj. Bo taka siostruś jest niedobra i może wszystko, a ja taki biedny muszę sobie radzić sam.
   Aż mi serce zmiękło.
   - Co chcesz na kolację?
   - Stek. A nie ma.
   I tak mniej więcej rozmawialiśmy. W końcu nie wytrzymał i zasnął. Ustawiłam mu tylko budzik i poszłam się wykąpać.
***
 Rano, już wyszykowana, zeszłam na dół. Mój brat nieporadnie się ubierał. Niestety w takim stanie nie puszczę go między ludzi. Jeszcze zaczną mu dawać pieniądze. Wygląda, jakby mieszkał pod mostem.
  Armin znowu się nie spóźnił. To chyba cud.
   - A co było wczoraj z Alexy'm?
   - Chłopak wracał od kumpla i się źle poczuł. Mówiłem mu, że jest chory i powinien siedzieć w domu, ale nigdy mnie nie słucha.
   Widocznie Nataniel miał dziś inne zajęcia, bo nie czekał na mnie na dziedzińcu. Trochę mnie to zastanowiło. 
  I zapomniałam się nauczyć do klasówki. Chociaż nie poszło mi tak źle.
   Standard to jednak standard. Gospodarz złapał mnie przed budynkiem po lekcjach.
  - Cześć, Nita! Musiałem dziś trochę pomóc Melanii i nie mogłem na ciebie poczekać.
   Trzeba się trochę zrewanżować. Ciekawe, jak zareaguje.
   - A ciebie co łączy z Melanią?
   Wzdrygnął się.
   - Mogę być szczery? Jest bardzo miła i uczynna. Kiedyś nawet chciała ze mną chodzić. Jednak wtedy pojawiła się Laura- zaciął się.- Chyba wiesz. Wszyscy mnie znienawidzili, tylko Melania pozostała. Zaprzyjaźniłem się z nią. Przekonała mnie na początku roku, żebym nie jechał na wymianę od września. Nie do końca rozumiem dlaczego. Jednak spotkałem ciebie. Widzę, że jesteś inna. Mimo tego, że zadajesz się z Kastielem, wydajesz się być życzliwa i inteligentna.
   - A zadawanie się z Kastielem wyklucza te dwa?
  - Źle mnie zrozumiałaś. On po prostu potrafi namawiać ludzi do rzeczy, które mają fatalne skutki. Radzę ci, żebyś przestała się z nim widywać.
   - To akurat niemożliwe. Od tej nocy nareszcie go dobrze rozumiem.
   - Co robiłaś u niego w domu o tej porze?- Zaniepokoił się.
   - To chyba jednak prywatne. 
   - Martwię się o ciebie. Długo się znacie? Bardzo często się widujecie? Jaki ma do ciebie stosunek?
   - Nie. Tak. Między nami jest wręcz cudownie.
   - Czy ty...? Nie, czekaj...
   - Co?- Zniecierpliwiłam się.- Wyduś to z siebie.
   - Czy wy...? O Jezu...
   Ale przynudza. Odwróciłam się i już miałam iść, gdy zadał to pytanie.
   - Czy ty się z nim przespałaś?
   Stanęłam, odrętwiała.
  To był jego największy błąd.
  Kilkanaście osób, w tym kilka moich znajomych, widziało nas z nieznacznej odległości. Nie mogli usłyszeć pytania, ale na pewno zobaczyli napięcie między mną, a tym wścibskim zboczeńcem.
   Stał w odległości około siedemdziesięciu centymetrów. Idealnie.
   Odwróciłam się do niego i w mig wykręciłam mu rękę. Nie był na to przygotowany i upadł.
    Szybka kalkulacja- nic poważnego. Kilka stłuczeń i płytkich ran. Uczniowie wokoło wydali z siebie wystraszone piski. Nawet ta męska część. Spojrzałam na drzewo po drugiej stronie dziedzińca.
   Miało go nie być w szkole. Jednak widziałam to.
   Czerwonowłosy chłopak uśmiechał się do mnie z cienia.
   - To mój brat- rzuciłam i wybiegłam z terenu szkoły.


**********************************************************************************

Pozdrawiamy z około dwudziestu minut po północy xD Bardzo przepraszamy, że znów tak późno, ale zaczęłyśmy pisać ten rozdział w niedzielę :3


A co do sformatowania i akapitów, to proszę mi nawet o tym nie wspominać. Prawie mnie szlag jasny trafił, gdy po zaćmieniu mózgu olśniło mnie, dlaczego te głupie spacje za każdym razem są innej wielkości. W każdym razie poszukamy na to patentu i mam nadzieję, że nie było to aż tak widoczne.


środa, 27 maja 2015

Ponad 1000 wyświetleń!

Nawet nie wiecie, jak się cieszymy! Ta liczba jest wspaniała, bardzo dziękujemy każdej czytelniczce :3 
Już w poprzednim poście zaproponowałyśmy wstawianie tzw. "bonusów". Jednak będą to linki do piosenek, a nie dodatkowe rozdziały. Za to chciałybyśmy zapytać, czy spodobałyby się Wam "bonusy" w postaci postów? Na przykład opowiadania Ami i Samanty? To, co umieściłyśmy w rozdziale piątym, było tylko częścią.

Jednak muszę przejść na granatowy. Teraz będzie tylko i wyłącznie opinia Niss :D

Więc- Ray nie bardzo podoba się opcja wstawiania bonusów, nie wiem czemu, dlatego proszę Was, żebyście chociaż spróbowały ją przekonać. Być może to dlatego, że ona musiałaby je pisać, bo ja piszę tylko (średnio) co drugi rozdział. I jestem korektorem. I specjalistką od tekstów wszystkich facetów w Amorisie, zwłaszcza Kastiela i Armina xD
Ale chodzi mi o to, że byłoby lepiej wstawiać posty częściej :3 I na pewno ciekawiej dla Was. To jak?

Poza tym chciałabym zapytać, czy Wasza dotychczasowa wiedza o nas jest wystarczająca? Może macie jakieś szczególne pytania dotyczące przede wszystkim bloga? Bardzo pragniemy pomóc, jeśli ktoś ma taki problem ;-)

Pozdrawiam <3




niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 5: Wyrwana kartka ~Samanta~

Ten rozdział dedykujemy Patrycji Majchrzak, która miała urodziny 21 maja. Wszystkiego najlepszego i spełnienia najskrytszych marzeń! Cieszymy się, że czytasz naszego bloga :3
~Ray i Niss <3






No tak, Laura wiedziała. W sumie mogłyśmy się tego domyślić. Powiedziała nam, że po prostu nie chciała zwracać na niego uwagi i tyle. Nie naciskałyśmy. Następnego dnia, pomimo ostatnich wydarzeń, była w bardzo dobrym humorze. Podczas kolacji zaczęłyśmy rozmowę na temat wczorajszej „akcji”.
- Wiesz co, nie znałam Nity od tej strony- powiedziała nagle.
- Racja- przyznałam- Nieźle się uzewnętrzniła.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- „Witam miłych panów”- zacytowałam przyjaciółkę.
Znów zaczęłyśmy się śmiać. Nagle telefon mojej kuzynki zadzwonił.
- Tak, mamo?- odezwała się do słuchawki- To już w tym tygodniu?! Jasne, że przyjadę! Yyyy, Sami... chwilę.
Laura zapytała:
- Sam, chcesz ze mną jechać na tydzień do Paryża? Mój dziadek ma urodziny i rodzina się zjeżdża.
Zastanowiłam się i zaprzeczyłam. Lubię rodzinę Laury, ale wprawdzie nie mam teraz ochoty nigdzie jeździć... Poza tym to nie moi krewni.
Kuzynka spojrzała na mnie pytająco, po czym kiwnęła głową.
- Nie ma sprawy- powiedziała i kontynuowała rozmowę z mamą- Jutro, na lotnisko... Okej, dobrze, spakuję się. Całusy!
Rozłączyła się i powiedziała do mnie:
- Naprawdę nie chcesz tam jechać?
- Tak... nie mam ochoty się teraz wozić po Europie, jeżeli ci to nie przeszkadza...
- Okej- uspokoiła mnie Laura- Rozumiem cię. Ale ktoś będzie musiał z tobą nocować.
Tym razem ja spojrzałam na nią zaskoczona.
- Po pierwsze, często gadasz przez sen i nie chcę, żebyś jeszcze zaczęła lunatykować- powiedziała- Po drugie, pewnie spalisz mi pół domu, robiąc sobie śniadanie.
Opuściłam głowę, lecz z małym uśmiechem. Rany, to teraz jeszcze gadam przez sen? Cudownie. Co do mich talentów kulinarnych… szkoda cokolwiek mówić.
- Może Violetta?- zaproponowała mi kuzynka- Dobrze się z nią dogadujesz. Z Rozą i Kim to może być różnie… też mi spalą dom. A Nita ma ode mnie ulgowe za wczorajszy dzień.
- Okej, to ja zadzwonię do Violi, że może się wprowadzić na tydzień.

***

Violetta z entuzjazmem przyjęła propozycję. Ostatnio w ogóle zrobiła się bardziej towarzyska.
Laura za to wyjechała z rana następnego dnia. Pojechała tam swoim samochodem, mówiąc, że zostawi go na parkingu przy lotnisku. Ja za to musiałam się przespacerować do szkoły sama. Nagle obok mnie zatrzymał się pojazd. Myślałam, że za kierownicą zobaczę mamę bliźniaków, ale siedział tam nie kto inny, jak Armin.
- Hej, Sam, podwieźć cię do szkoły?- zapytał wesoło.
Przytaknęłam i usiadłam z tyłu. Obok Armina siedział jego brat.
- Dostałeś w końcu prawo jazdy?- zapytałam Armina.
- Tak!- ucieszył się chłopak- Ostatnio... ten egzaminator czepiał się szczegółów.
- Wiesz, wjechanie w znak stopu to nie jest szczegół- mruknął Alexy- albo cofanie się na drodze jednokierunkowej...
- Ale to się dobrze składa- powiedziałam- Laura pojechała na tydzień do rodziny.
- Jasne, że będziemy cię podwozić do szkoły!- odpowiedział od razu Armin- O ile nie zapomnimy.
Podziękowałam chłopakom i powiedziałam im, ze Viol tymczasowo będzie u mnie mieszkać. Uznali, że jechanie we czwórkę i tak jest weselsze niż we trójkę... Nie ma co, nie ma to jak Armin i Alexy.

***

W szkole od razu powiedziałam towarzystwu, dlaczego nie ma Laury.
- Ominie ją kółko dyskusyjne!- jęknęła Rozalia.
- No i piątkowy sprawdzian z matmy- mruknęła Kim- Nie mogłaś do nas zadzwonić? Zabrałybyśmy się z nią!
Nie słyszałam w jej głosie wyrzutu. Wzruszyłam ramionami.
Cały dzień minął mi dość miło, lecz nie działo się nic ciekawego. Po lekcjach mnie i Violettę odwieźli bliźniacy. Gdy Viol poszła się wypakować do pokoju gościnnego, ja poszłam do siebie. Przejrzałam swoją niewielką biblioteczkę w poszukiwaniu książek, które muszę oddać do biblioteki. Nagle z półki spadła jedna z nich.
Było to Czarne Serce Elisy Puricelli Guerry. To jedna z moich ulubionych książek z podstawówki. Opowieść jest lekka, przyjemna... no i przy niej dałam się nabrać na tego przeklętego Lorda Ravena, który udawał głupiego detektywa. Straciłam wtedy zaufanie do detektywów...
Jednak czasami zastanawiało mnie to, że mam na nazwisko Raven.
Nagle zauważyłam, że spomiędzy pierwszych stron coś wystaje. Była to kartka w kratkę, jakby wyrwana z zeszytu. Zapisana była z obu stron... moim pismem?!
Zdziwiłam się. Nie pamiętam, żebym chowała tam jakąś kartkę. Bez wahania zaczęłam czytać historię wyjętą z kontekstu:

- Widziałaś już gwiazdozbiór Oriona?- spytał głos.
Stella przytaknęła. To był jeden z bardziej interesujących ją gwiazdozbiorów.
- A znasz może gwiazdę Betelgezę? To alfa Oriona. Bardzo jasna, piękna gwiazda...
- Oczywiście- odpowiedziała od razu dziewczyna- Choć gwiazda Rigel jest od niej jaśniejsza, a znajduje się w tej samej konstelacji.
- A czy znasz historię o Betelgezie?- zapytał głos.
Stella zamyśliła się. Nigdy nie słyszała historii o gwiazdach. O gwiazdozbiorach i owszem, ale o gwiazdach?
- Rozumiem, że nie- uznał głos- Więc podobno ta gwiazda świeciła kiedyś najjaśniej ze wszystkich. Była przeogromna, cudowna, idealna. Pewnego dnia jednak na niebie stało się coś niewiarygodnego. Rozdwoiła się. Wyglądało to tak, jakby za nią była identyczna gwiazda. A potem się od siebie oddaliły. Nikt nie wiedział, co się stało. Nagle obie zaczęły ciemnieć. To się stało w naprawdę krótkim czasie. Oddaliły się od siebie. Lecz... w pewnym momencie jedna z nich wybuchnęła, zrzucając na ziemię masę meteorytów. Druga zaś nigdy nie odzyskała pełni świetności. Po prostu przyciemniała. Po wielu, wielu latach nazwano ją Betelgezą. Została alfą Oriona i nikt o jej historii już nie pamiętał.
- Ale czy to się stało naprawdę?- zapytała Stella- Skąd możesz o tym wiedzieć?
- To widać w niej samej- powiedział głos- Może ty jeszcze tego nie zauważasz, ale ona naprawdę wygląda podobne do człowieka po tragedii. Jak ktoś, kto kogoś stracił.
Stella wstała gwałtownie i spojrzała na właścicielkę głosu. Była to mniej-więcej szesnastoletnia dziewczyna, o długich, purpurowych włosach i czarnych jak nocne niebo oczach. Jej skóra była blada, niemal przejrzysta. Siedziała ona na trawie obok Stelli, ubrana w przewiewną sukienkę, jakby usianą gwiazdami. Była to Heri.
Stella znała Heri od lat. Była ona jakby duchem. Opowiadała Stelli o niebie, gwiazdach i konstelacjach. Opowiadała jej, tak samo jak opowiadała wielu ludziom i myślicielom na świecie. Heri po łacinie znaczy wczoraj, ale tak samo nazywa się też nocne niebo. Heri codziennie zachowywała się tak, jakby znała Stellę od zawsze, jednocześnie nigdy nie rozmawiając z nią wprost.
- Ale Heri, nie do końca to rozumiem...

Na tym zdaniu tekst się kończył. Skojarzyłam fakty... No przecież!
Gdy miałyśmy z Ami 11 czy 12 lat, założyłyśmy swój własny zeszyt z opowiadaniami. Była tam między innymi ta opowieść o gwiazdach! Tylko skąd tu ta kartka...
Przeczytałam tekst ponownie. Zwróciłam uwagę, wokół jakiego wątku kręci się ten fragment i o czym mówi. Znalazłam jeden ważny wątek i jeden przedmiot: wątek- historia o tragedii, przedmiot- gwiazda Betelgeza, którą kiedyś z Ami bardzo lubiłyśmy.
Ale... ja przecież nigdy nie umiałam sama znaleźć gwiazdozbiorów... to był talent Ami. Chociaż wtedy w ogrodzie... pierwsze co, to zaczęłam szukać konstelacji…
Moje myśli wciąż krążyły wokół tego do końca dnia. Violetta znała chyba ten nastrój i o dziwo nie naciskała na mnie. Zasnęłam, myśląc o tym wszystkim.

***

Ujrzałam tę scenę. Ujrzałam ją tak żywo, jakbym widziała ją naprawdę. Stella rozmawiała z Heri. Niebo pełne było gwiazd, ale gwiazdozbiór Oriona widać było najlepiej. A Betelgeza świeciła najjaśniej ze wszystkich gwiazd, przecząc sensowi historii.
Nagle wszystko się zmieniło jak w opowieści. W ułamku sekundy zobaczyłam dzieje gwiazdy, a ona przyciemniała. Patrzyłam na to zafascynowana, gdy wszystko zaczęło wariować. Cały obraz zmienił się w obrazek malowany rękami dziecka. Malowany wiele lat temu przez Ami.

***

Uszczypnięciem obudziła mnie Violetta. Do pokoju wpadały już promienie słoneczne. Spojrzałam na nią.
- Nie mogłam cię dobudzić, przepraszam...- mruknęła.
- Nic się nie stało, Viol- zastanowiłam się przez chwilę- Mamrotałam przez sen?
Violetta przecząco pokręciła głową.
- Spałaś spokojnym snem. Ale ciężko cię było obudzić.
Uśmiechnęłam się, widząc, że nie histeryzuje. Najwyraźniej była w dobrym humorze. Wstałam i zarządziłam, że teraz spróbujemy nie zdemolować kuchni, co Viol przyjęła z uśmiechem.

***

W szkole byłam jakby półżywa. Nie powinno mnie więc dziwić, że podczas jednej z przerw wpadłam na Lysandra. To stało się w ułamku sekundy, a ja miałam głowę pełną myśli. Przewróciłam się i tak oto znalazłam się na podłodze. Proszę o brawa…
- Przepraszam- powiedział chłopak i pomógł mi wstać.
- To moja wina- uznałam- W ogóle jestem dziś jakaś nieżywa...
Chłopak spojrzał na mnie pytająco dwukolorowymi oczami.
- Coś się stało?- powiedział to takim tonem, że od razu czuć było, że się przejmuje, ale nie naciska.
- Nie- mruknęłam, po czym, nie wiadomo dlaczego, wydusiłam prawdę- W sumie to po prostu dużo się u mnie dzieje... już nie nadążam za tym wszystkim.
Lysander nie zapytał, o co chodzi. Ciekawe, czy wie o Ami? Z tego co słyszałam, długo zna się z Laurą... Tak czy inaczej, nie zdradził, czy domyśla się, o co chodzi. Ja za to odeszłam z przelotnym pożegnaniem. Poszłam do ogrodu. Było dość chłodno, ale za to pusto.

***

W ogrodzie znów (czyli po raz pięćdziesiąty drugi) przeczytałam kartkę. Przypomniałam sobie całą opowieść.
Zaczynało się to od tego, iż Stella poznała Heri, która uczyła ją wszystkiego o gwiazdach i planetach. Każdego dnia Heri zachowywała się inaczej. Raz mówiąc z wyrzutem, raz z rozmarzeniem, raz obojętnie. Każdego dnia Stella słuchała jakichś historii: o postaciach mitologicznych, o ludziach, którzy brali naukę z gwiazd. Tak, jakby codziennie gwiazdy uczyły ją czegoś nowego.
Pisałyśmy tę historię długo, tworząc krótkie „rozdziały”, w których królował wątek akurat nas intrygujący. Przy tej historii naoglądałyśmy się dramatów.
O dziwo, było to jedno z najkrótszych opowiadań. Po prostu Heri opowiedziała Stelli o Beltegezie, naszej ulubionej gwieździe. Wszystko, rzecz jasna, zmyśliłyśmy.
Ale skąd tu ta kartka? Ja jej zeszytu nie wyrywałam... Ale Czarnego Serca od dawna nie czytałam. Wzięłam je, ze względu na sentyment. Może ta kartka jest tam już od jakiegoś czasu? A może mi odbija? A może powinnam się więcej w tej sprawie dowiedzieć?
W każdym razie, jeżeli nasz zeszyt z opowiadaniami gdzieś jest, to w domu na strychu. Wśród innych zapomnianych szpargałów.

***

Podczas kółka dyskusyjnego mój nastrój zdecydowanie się poprawił. Dziewczyny skorzystały z nieobecności Laury i przeanalizowały cały związek jej i Kastiela. Nie włączyłam się do dyskusji, ale nieźle się pośmiałam. Potem koleżanki przeszły do wczorajszego dnia.
- Nita, od kiedy grasz w teatrze?- zapytała Rozalia.
Nita jakby obudziła się ze snu. Wcześniej słuchała jednym uchem.
- A, to... coś mnie po prostu natchnęło- powiedziała z uśmiechem.
- Aha, jasne, powiedzmy, że tak było- powiedziała Klementyna- Ale Nataniel dziwnie na ciebie patrzył. Zauważyłaś?
Atmosfera w mig się popsuła. Przypomniało mi się, że Klementyna jest informatorką Amber. Więc księżniczka ją tu nasłała? Zwykle Klementyna przychodzi, ale bardziej dla siebie, co widać po jej reakcjach.
Nita jednak nie dała się zmanipulować i odpowiedziała:
- Byłam zbyt zajęta ratowaniem mojego kochanego braciszka, żeby zwracać na niego uwagę. A co, ty na niego patrzyłaś?
Klementyna zarumieniła się.
- Po prostu trochę słyszałam...- spróbowała się usprawiedliwić.
Rozalia, która mianowała się przewodniczącą kółka, podniosła nagle rękę, by nas uciszyć. Gwałtownie zmieniłyśmy temat na nasz ulubiony film. Po chwili weszła pani Hart.
- Dziewczyny, muszę już iść do domu, a nie chcę się narażać pani dyrektor. Możecie skończyć dziś wcześniej?
Przytaknęłyśmy i pożegnałyśmy się z bibliotekarką. Nagle przypomniałam sobie, że nie poinformowałam bliźniaków o moim kółku.
- No, Viola, będziemy musiały się przejść...- powiedziałam.
- A możemy zajść do parku?- zapytała dziewczyna- Chciałabym trochę porysować.
Zgodziłam się i ruszyłyśmy w tamtym kierunku.

***

Usiadłyśmy z Violettą na jednej z ławek między drzewami. Ona wyciągnęła swoją teczkę i szkicownik. Po chwili zaczęła rysować. Aż przypomniał mi się mój dzisiejszy sen. Wzdrygnęłam się i wyjęłam książkę z plecaka. Było to oczywiście Czarne Serce, które, przez ciekawość, wzięłam ze sobą. Przeczytałam rozdział, w którym znajdowała się kartka. Tak naprawdę nie działo się tam nic szczególnego. Ciotka głównej bohaterki zaginęła, a ona opisywała całokształt sytuacji i postanowiła wszcząć śledztwo na własną rękę.
Rany, to wszystko się strasznie komplikuje. Nie chcę myśleć o jedynym możliwym wyjaśnieniu... ale może to Ami wyrwała tę kartkę? Tylko, że ona o swojej śmierci nie mogła się dowiedzieć przed faktem...
- Sam, wszystko dobrze?- zapytała mnie Violetta.
Kiwnęłam głową i spojrzałam na jej rysunek. Przedstawiał dziewczynę przykutą do ziemi. Otaczały ją żelazne kraty. Przed jej „celą” leżał mały kluczyk, najprawdopodobniej do otwarcia więzienia. Ona jednak nie patrzyła na klucz. Jej spojrzenie skierowane było w jakiś daleki punkt.
- Masz talent- pochwaliłam przyjaciółkę- ale to trochę przygnębiające.
- Ale to nie ma być przygnębiające- zaprotestowała- To ma być obraz nadziei. Widzisz tę dziewczynę? Nie patrzy na klucz, jak ktoś, kto przez ból doprowadził się do obłędu. Patrzy tam, skąd ktoś może przyjść. Uratować ją. Gdyby w to nie wierzyła, patrzyłaby właśnie na klucz. To nadzieja pozwala jej wierzyć, że tam, gdzie nawet nie możemy spojrzeć, jest ktoś, komu na niej zależy.
Szczęka mi opadła.
- Viol, ale z ciebie poetka! To jest po prostu ‘efekt wow’! Dlaczego prawie nigdy nie opisujesz swoich rysunków?
Violetta opuściła głowę. Czemu jest taka nieśmiała? Chociaż... i tak można powiedzieć, że samo to, że tym razem mi to opisała, to coś dziwnego.
- W każdym razie wyszło ci genialnie. Mamy jednak jutro ten sprawdzian...
- Jasne, wracajmy- powiedziała dziewczyna. Wyraźnie jej ulżyło, że nie ciągnęłam tematu.

***

Wieczorem wyszłam z domu, mówiąc Violetcie, że muszę się przewietrzyć. Zakradłam do ogrodu i położyłam na ławce. Słońce zaszło z godzinę temu, a niebo pełne było gwiazd. Z tego co wyczytałam w internecie, gwiazdozbiór Oriona widoczny jest od października do maja. Mamy 2 października, więc powinien być widoczny. Trochę to zajęło, ale w końcu go zobaczyłam. Zauważyłam także Betelgezę. Za dużo w niej wspomnień.
- Wszystko okej?
Prawie spadłam z ławki. Byłam tak wpatrzona w niebo, że nawet nie usłyszałam podchodzącej do mnie Violetty. Patrzyła na mnie zaniepokojona.
- Biorąc pod uwagę to, że ledwo co udało mi się nie spaść z ławki, to chyba nie jest źle- odpowiedziałam.
- Przepraszam, ale dość długo cię nie było. W dodatku Laura zadzwoniła. Powiedziała, że jeżeli unikasz rozmów, mam tobą potrząsnąć i zmusić cię do gadania. Nie do końca zrozumiałam aluzję, ale na pewno nie możesz tu siedzieć sama.
- No dobra- jęknęłam.
- Sam, co się dzieje?- zapytała cicho Viol.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, a ona usiadła obok mnie.
- Wiesz, ja dziewczynom nie powiem... A chyba lepiej się czasem przed kimś wygadać.
Spojrzałam na nią pytająco. Najwyraźniej i ją coś gryzie.
Zwierzyłam jej się z tego, że wciąż myślę o siostrze. Nie powiedziałam jednak nic o wyrwanej kartce. Nagle ona się odezwała:
-Wiesz, moja mama umarła, gdy miałam siedem lat. Do dzisiaj się z tym nie pogodziłam. Od tego czasu mój tata bardzo posmutniał. Ja zaczęłam się wycofywać w cień. Nigdy nie lubiłam być widoczna, ale po tym zdarzeniu nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie widział. Przez dłuższy czas rozmawiałam tylko z moim tatą.
Spojrzałam na nią, przejęta.
-Nie wiedziałam. Przykro mi...
Ona jednak już mnie nie słuchała. Wróciła myślami do tamtych lat. Oparłam się na ławce i pokazałam na gwiazdozbiór Oriona. Następnie opowiedziałam Viol mitologiczną historię owego bohatera. Później poszukałam małego i dużego psa- psów Oriona. Pierwszy raz tak łatwo szło mi odnajdowanie gwiazdozbiorów. Wiedziałam, że Violetta nawet nie próbuje komentować tego, co mówię. Ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nawet trochę mi pomogło. Potem już w ogóle nie myślałam o Ami. A w nocy nie śniło mi się zupełnie nic.

***

Rano okazało się, że bliźniacy zapomnieli po nas przyjechać. Brylantowo. Tak więc spóźniłyśmy się na sprawdzian i trochę nam się za to dostało. No i złapał nas deszcz. Po lekcji dogoniłam unikającego mojego spojrzenia Armina. Przywołał skinieniem brata. Zapytałam ich, dlaczego po nas nie przyjechali.
- Ładna dziś pogoda, idealna na spacer- próbował zmienić temat Armin.
- Spacer? Do reszty ci odwaliło? Nie mogłeś znaleźć wiarygodniejszej wymówki?- Szepnął do niego Alexy.
- Tak, zwłaszcza, że rano padało…- odpowiedziałam.- Po prostu ręce opadają…
- Deszcz jest potrzebny…- wtrącił Alexy.
-… żeby najpiękniejsze kwiaty mogły rosnąć- dodał Armin i mrugnął do przechodzącej obok Nity.
A ona westchnęła i przewróciła oczami.
- Taa, znalazł się ogrodnik- rzuciła.
- Warto było spróbować…
- Ogrodnik? Czy jest tu ktokolwiek, znający się na roślinach?- Powiedział chłopak z włosami w kolorze trawy.
- A ty kim jesteś?- Odpowiedziała Iris, przechodząca dziedzińcem.
- Jade, chłopak z wymiany. Miło poznać- uśmiechnął się do nas.
Przedstawiliśmy się kolejno.
- Więc słyszałem coś o ogrodniku.
- Pomyłka. Nikt tu nie lubi zielska- rzekł Armin i wykonał odruch wymiotny.
- Mów za siebie. Ja lubię rośliny. Moja mama jest kwiaciarką- odparła Iris.
- Dobrze się składa. Mam problem, możesz mi pomóc, Iris?- Zapytał zarumieniony Jade.
- Oczywiście.
I poszli. Iris chyba spodobała się Jade’owi.
- Skoro nie jesteśmy już potrzebni, to do zobaczenia, dziewczyny!- Rzucił Armin i wraz z bratem pobiegł do samochodu.
- Ale…!- Krzyknęłam za nimi.
- Wrócimy pieszo, Sam.- Powiedziała Violetta.
- Dobrze. Oj, czekaj, zapomniałam wziąć stroju z wuefu. Zaraz wrócę.
- Okej.
Pobiegłam do szatni. Minęłam ogród, w którym Iris i Jade przesadzali jakieś kwiatki. Tylko czemu o tej porze roku? Nie bardzo znam się na roślinach. Następnie przebiegłam przez halę sportową, w której ciemnoskóry chłopak grał w koszykówkę. Spojrzał na mnie zaskoczony. Nie przejęłam się tym i poszłam po strój. Gdy wracałam, chłopak stał pod drzwiami. Po co?
- Hej, spieszysz się?- Spytał.
- Trochę. Koleżanka na mnie czeka.
- Jak masz na imię?
- Samanta. Czemu pytasz?
- Odprowadzić cię kawałek?
- A twoje imię? Myślałam, że to standardowa procedura. 
Zaśmiał się. Nie to chciałam uzyskać.
- Jestem Dajan. Z wymiany międzyszkolnej. Chodzę do szkoły sportowej. Więc zgadzasz się?
- Słuchaj, może innym razem- powiedziałam.
- Trudno. Do zobaczenia, Samanto!- Rzucił.
      Dziwne.
Pobiegłam do czekającej na mnie Violetty. Poszłyśmy do domu. Teraz mam jeszcze więcej dziwnych zdarzeń.
I wiele zagadek do wyjaśnienia.


*****************************************************************************


Rany, jak dużo tych wyświetleń... Zaraz będzie tysiąc...- tak dla nas wyglądały ostatnie dni, za co bardzo Wam dziękujemy. Chcemy jeszcze wspomnieć, że w blogu akcja płynie zgodnie z kalendarzem z 2013 roku (tak jakoś wyszło przez przypadek z tymi datami). 
Ostatnio czytałyśmy także komentarze i pojawiła się tam propozycja, by umieszczać więcej piosenek. Tak więc wpadłyśmy na pomysł, że na początku każdego rozdziału będziemy umieszczać link do piosenki, która aktualnie pasuje nam do akcji. Co Wy na to?