Oto piosenka na ten rozdział ---> Alesso- Sweet Escape ft. Sirena. To tak na rozluźnienie- pozytywna piosenka, z bardzo pozytywnym teledyskiem. Słodka, nie tylko wakacyjna, ucieczka!
Rano zadzwoniła do mnie zirytowana Rozalia.
Rano zadzwoniła do mnie zirytowana Rozalia.
- Nita, nie śpisz?-
zapytała.
Może jeszcze wspomnę,
że rano, oznaczało w tym przypadku 6:00.
- Jak myślisz?- Jęknęłam- O
co chodzi?
No i wszystko mi
opowiedziała.
Po tym, jak pokazała Leo
nagranie, także się wściekł. Nie spodziewał się, że ktoś, kto
z nim na co dzień pracuje, może wywinąć taki numer. Pojechał do
sklepu, gdzie już zamykali. No i zwolnił Allie. Roza oszczędziła
mi szczegółów, ale mogę się domyślić, że i ona trochę pokrzyczała.
Potem pokazali Chloe
nagranie, bo nie wiedziała o co chodzi. Wtedy powiedziała, że
przecież jest jeszcze mnóstwo pracy i sama się nie wyrobi. No cóż, jutro, w piątek będzie 6 grudnia, więc trzeba zmienić
kolekcje ubrań.
- A więc teraz musimy się
zebrać pomóc w sklepie?- zapytałam.
Roza przytaknęła.
- Wiem, że już mi
pomogłyście, ale wychodzi na to, że nawet z tą suką mieliby całą
noc roboty. Możesz tam dzisiaj przyjść po szkole?- Poprosiła.
- Jasne- zgodziłam się.-
Ktoś jeszcze będzie pomagał?
- Może Sam i Laura-
odpowiedziała Rozalia- Dzięki, Nita.
- Nie ma sprawy-
mruknęłam- tylko naprawdę musiałaś dzwonić o 6:00, zamiast...
no nie wiem, zapytać mnie o to w szkole?
- Nie, musiałam zacząć
organizować wszystko teraz.
Westchnęłam. To będzie
ciężki dzień.
***
Na parkingu liceum
podbiegła do mnie Rozalia.
- Jedziemy- powiedziała.
Wzięłam głęboki oddech i kazałam
jej poczekać chwilę. Podbiegłam do brata, który już wchodził na
teren szkoły.
- Kas, mnie dzisiaj w
szkole nie będzie. Z dziewczynami będziemy pomagać u Leo w
sklepie- oświadczyłam.
Kiwnął głową i
odszedł. Nie żebym się spodziewała innej reakcji. Wróciłam do
przyjaciółki, która pakowała już dziewczyny do samochodu.
- Tak w ogóle to
myślałam, że pojedziemy tam po szkole- mruknęłam.
- Plany się zmieniają-
odpowiedziała Rozalia.
W samochodzie siedziały
już Sam, Laura, Kim i Viola.
- Sporo nas- zauważyłam.
- A będzie jeszcze
więcej- uśmiechnęła się "Pretorka". Ostatnio czytałam trochę o starożytnym Rzymie i dowiedziałam się, że dwaj pretorzy to najważniejsze osoby w legionie. I w całym Rzymie zaraz po cesarzu.
Uniosłam brew.
- Bliźniaki przyjdą po
lekcjach- powiedziała Kim.
Samochód ruszył w stronę
centrum.
- Nie wiedziałam, że
jest tyle do zrobienia- odezwała się Samanta.
- Tak się składa, że
mój chłopak ostatnio kompletnie się pogubił. Zapomniał, że
trzeba rozwiesić świąteczne dekoracje, dać ceny nowym ubraniom,
rozwiesić je, zmienić wystawę...- wyliczała Rozalia.
- Okej...
***
W sklepie przywitała nas
Chloe. Krzątała się po kątach, poprawiając różne rzeczy.
- Zaraz otwieramy-
wyjaśniła- Leo jest na zapleczu.
Poszłyśmy tam.
„Zaplecze” okazało się pomieszczeniem pełnym pudeł,
wieszaków, stojaków i ubrań. Była tam też stara maszyna do
szycia i biurko. Oraz kilka szafek z dokumentami.
- Ale pobojowisko-
mruknęła Laura.
- Fakt- zgodziłam się.
- Yhym, to też trzeba
będzie ogarnąć- uznała Rozalia.
- Dzięki, dziewczyny-
mruknął Leo.
Najwyraźniej był w złym
humorze.
- Spoko, mamy dziś
sprawdzian z matmy- odpowiedziała z uśmiechem Sam.
Ciekawa byłam, jak
zmusiły do tego Violę.
- A więc jaki mamy na
dziś plan?- zapytałam.
Zaczął Leo:
- Najlepiej, żebyście z
rana się nie kręciły po sklepie, bo ktoś pomyśli, że zwiałyście
ze szkoły. W sklepie będzie Chloe, a ja jej trochę pomogę.
- Więc do, powiedzmy, 16:00
musimy tu siedzieć?- zapytałam.
- I tak odtąd trzeba
zacząć- uznała Rozalia- A więc zajmiemy się tym miejscem.
Uporządkujemy wszystko, przygotujemy ubrania, stojaki... Gdy sklep
zostanie zamknięty, porozwieszamy dekoracje świąteczne i nowe
kolekcje.
Na początku nie
sądziłam, że zajmie nam to tyle czasu, ale samo odgracenie tego
miejsca zajęło nam dwie godziny. Powoli każda z nas zajęła sobie
stałe zajęcie. Violetta, Laura i Rozalia zajęły się ubraniami,
Sam i Kim wzięły na siebie odkopanie dekoracji, a ja uporządkowałam
dokumenty. Wszystkie luźne kartki przejrzałam, włożyłam do
odpowiedniego segregatora lub wyrzuciłam (A ile było
przeterminowanych bonów na zupę w chińskiej restauracji...).
I tak przez następne
godziny... Nie no, nie nudziło nam się tak strasznie. Na początku
trochę śpiewałyśmy- ale Leo kazał nam (lekko powiedziawszy) się
zamknąć. Potem grałyśmy w „Co głupiego robią teraz w
Amorisie?”. Wygrała propozycja Sam:
- Księżna psychopatka
postanowiła odnowić swoją zszarganą reputację. Przekupiła pół
szkoły, żeby byli za nią. Potem kazała Li i Charlotte zrobić
kładkę: znalazły jedynie deskę, która była kiedyś częścią
szafy. Nikt nie wie jak. Potem odstawiły numer z Asterix'a... Amber
weszła na deskę i kazała dziewczynom ją trzymać. Nie za bardzo
im wychodziło. Ona za to zaczęła swój wywód. Oczerniała w nim
naszą paczkę. Mówiła, że jesteśmy wrogami i trzeba nas
poskromić... Nagle ktoś się zaczął się śmiać. I następny ktoś.
Zaczęli szeptać, że może Amber naprawdę jest wariatką. Wtedy ona
chciała zejść, ale jej służba nie wytrzymała. Amber spadła,
przy okazji... no nie wiem, drąc następną sukienkę...
- No, w takim wypadku
żałowałabym, że nie jestem jednak w szkole- stwierdziła z uśmiechem Kim.
Po jej słowach
zaczęłyśmy się śmiać. Potem znowu trochę śpiewałyśmy, ale
bardzo cicho. Przerwali na bliźniacy.
- Już tak późno?!- zdziwiła się Sam na ich widok.
- Nie, po prostu
zerwaliśmy się z matmy...- wytłumaczył Armin.
- Ale robiliśmy to w
dobrej wierze- dodał Alexy.
Westchnęłyśmy i
przydzieliłyśmy im zadanie- mieli ubrać manekiny świąteczne.
- Że słucham?!-
powiedzieli jednocześnie.
- Lepiej weźcie się do
roboty- powiedziała surowo Rozalia.
Zrobili to z minami
męczenników.
Alexy wydawał się w
swoim żywiole. Armin patrzył na to tak, jak na sprawdzian z
matematyki.
- Żałujesz, że nie
jesteś jednak na lekcji?- zapytałam go.
- Nie, tu jest lepsze
towarzystwo- odpowiedział i uniósł brew.
Sama zrobiłam to samo i
wyszło mi o niebo lepiej.
- Z tym trzeba się
urodzić- uświadomiłam mu.
- A co takiego w ogóle
dzieje się w Amorisie?- Sam spojrzała pytająco na chłopaków.
- I czy chcemy wiedzieć?-
dodała ciszej Kim.
Rozalia spiorunowała ją
wzrokiem.
- W sumie nic się nie
dzieje- powiedział Alexy- Ale sama atmosfera... jest jakoś cicho i
nieprzyjemnie.
- A jednak nas potrzebują-
mruknęła Laura- faceci...
- Ej!
***
- Jak wam idzie?- zapytał
Leo.
Przez cały dzień prawie
nie wchodził na zaplecze.
- Bardzo dobrze- zdała
raport Rozalia- Ja z Viol i Lau przejrzałyśmy, nakleiłyśmy ceny i
przygotowałyśmy do powieszenia prawie wszystkie nowe ubrania. Kim i
Sam odkopały dekoracje.
- Przydałyby się jeszcze
ze dwie, może 3 rolki taśmy dwustronnej- wtrąciła Sam.
Leo kiwnął głową.
- Nita uporządkowała
dokumenty- kontynuowała Pretorka- a Armin i Alexy ubrali manekiny.
Leo przeszedł się po
pokoju i wszystko obejrzał- jego mina powoli pokazywała coraz
większy stopień zdezorientowania.
- Nie ma za co-
odpowiedziała jego dziewczyna i pocałowała go- O której dokładnie
zamykacie?
- O 21:00.
- Świetnie- uznała-
teraz zrobimy sobie przerwę- zjemy coś i przejdziemy się do parku,
zanim zrobi nam się szaro. Potem wrócimy. O 21:00 zamkniemy i
szybko wszystko zmienimy. Centrum zamykają o północy, tak?
Chłopak przytaknął.
- Powinniśmy się
wyrobić, jeżeli odpowiednio rozplanujemy wszystko w czasie-
powiedziałam.
- Brylantowo- uśmiechnęła
się Sam- to teraz co... idziemy na pizzę?
Nie będę lepiej
opisywać reakcji chłopaków na te słowa...
***
W centrum jest jedna
pizzeria- bardzo stylowa, w ciepłym klimacie. Usiedliśmy przy
jednym z największych stołów. Zamówiliśmy kilka pizz. Zaczęliśmy
żartować i rozmawiać o byle czym. Potem przynieśli jedzenie.
Armin i Alexy urządzili sobie zawody w jedzeniu pizzy. No, takie tam
zwykłe rzeczy... Okej, zrobiło to na mnie wrażenie. Tak naprawdę,
to chyba nigdy nie byłam na pizzy z tak dużą grupą przyjaciół.
Świadomość tego sprawiła mi i ból, i radość.
- Hej, wszystko w porządku
Nit?- zapytał ukradkiem Armin.
No i się zamyśliłam.
- Tak- odpowiedziałam z
uśmiechem.
Potem poszliśmy do tego
parku- Armin nawet nic nie rzucił o „morderczej zieleni”.
Przeszliśmy się, po czym ja, Violetta, Kim, Sam, Laura i Rozalia
usiadłyśmy na jednej z ławek. Wglądało to pewnie dość
komicznie.
- A dlaczego my nie możemy usiąść?!- Sprzeciwili się chłopcy.
- Bo się nie zmieścicie?-
uniosłam brew.
***
Gdy wróciliśmy, w
sklepie prawie nikogo nie było. Zbliżała się 21:00.
- No to teraz się
zacznie- mruknęła Sam.
Rozalia podeszła do Leo
i zamieniła z nim kilka słów.
- Zaraz zamykają-
powiedział do nas- Możemy już zacząć przenosić tu ubrania.
Leo zamknął dziesięć
minut później. Chloe poszła do domu- Leo nie chciał jej dłużej
trzymać, szczególnie, że jutro będzie miała ciężki dzień w
obsłudze sklepu.
- No dobra, plan jest
taki...- zaczęła Roza i opowiedziała nam, kto co ma robić.
Na mnie, Kim i Sam spadł
obowiązek rozwieszenia dekoracji.
Na początku było
trudno, bo wszyscy sobie przeszkadzaliśmy, ale w końcu doszło do
jakiejś względnej harmonii. Po trzech godzinach wszyscy
kończyliśmy, a ja rozsypywałam malutkie gwiazdeczki z opakowania
na ladzie.
- Przepięknie- uznała
Violetta.
Pokiwaliśmy głowami.
- No, to my się już
zbieramy- powiedziała Rozalia do swojego chłopaka.
- Dziewczyny... oraz
chłopaki, naprawdę, nie wiem jak wam dziękować- zająknął się
Leo.
Rozalia przewróciła
oczami i pocałowała go.
- Nie ma za co- mruknęła-
To teraz może tak... Leo zawiezie do domu Kim i Viol, ja Sam i
Laurę, a bliźniaki Nitę.
Wszyscy się zgodziliśmy.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z centrum.
***
- Dzięki- powiedziałam,
wychodząc z samochodu chłopaków.
- Zawsze do usług!-
odpowiedział Armin i odjechał.
Weszłam do domu.
Kastiel oglądał jakiś horror.
- Co tam?- odezwałam się, wchodząc do salonu.
Usiadłam obok niego.
- Właśnie robią sekcję
zwłok- odpowiedział.
- To cześć- wstałam i
ruszyłam na górę.
Byłam padnięta. Weszłam
pod prysznic i od razu poszłam spać.
***
- Hymmm, siostruś, chyba
powinnaś to zobaczyć- usłyszałam głos Kastiela.
Przetarłam oczy.
Spojrzałam na telefon- dochodziła 7:00 rano. Kastiel wyglądał,
jakby właśnie obejrzał bajkę dla dzieci- miał bardzo
dziwną minę.
Wstałam i wyszłam z nim
z pokoju. Zeszliśmy na dół, a tam... No, za bardzo się nie
pomyliłam. Wszędzie porozstawiane były czapki Mikołaja, kilka
innych pierdół...
- Co to ma, do cholery, być?- mruknęłam- Dodałeś mi czegoś do picia czy...
Wtedy drzwi kuchni się
otworzyły. Stała w nich... nasza mama. O mój Boże.
- Proszę, powiedz, że
nie zwariowałam- spojrzałam błagająco na brata.
Wyglądał, jakby miał
zwymiotować tęczą.
- Dzieci!- krzyknęła
mama.
Powoli zeszliśmy po
ostatnich schodkach. Kobieta podeszła do nas i przytuliła po kolei.
- Przyjechaliśmy godzinę
temu i postanowiliśmy trochę wystroić dom!- powiedziała wesoło.
- No widzimy właśnie...
kolorowo- zauważył Kas.
- Raczej biało-czerwono,
daltonisto...- mruknęłam.
- Znalazła się czarno-biała paleta kolorów...
Mama spojrzała na nas
niepewnie.
- To normalne- wyjaśniłam.
Wtedy z kuchni wyszedł
jeszcze tata. Dyskretnie podszedł. Nie przytulał, nie przesadzał.
Po prostu się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.
- To na ile
przyjechaliście?- przerwał paradę uśmiechów Kastiel.
- Na cały grudzień-
odpowiedziała mama z uśmiechem- będziemy mieć rodzinne święta.
Ale... wy zaraz macie szkołę! Chodźcie, już robię wam
śniadanie...
Przewróciłam oczami. Na
szczęście dostrzegł to tylko Kas, który udał, że wymiotuje. No,
może jakoś przeżyjemy.
***
Dopiero gdy byliśmy sami
w samochodzie, skomentowałam to, co się stało rano.
- Nie wiedziałem, że
znasz tyle przymiotników- mruknął Kastiel- i to takich
niepochlebnych...
- Dzięki... Ale serio,
nie mogli zadzwonić?
- Ja też nie jestem tą
sytuacją zachwycony, ale to nasi rodzice- odpowiedział.
Westchnęłam. Może
twoi.
- Coś nie tak?
- Też cię tak irytuje ta
telepatia?- zapytałam ze śmiechem.
- Wiem, że może nie
czujesz się z tym pewnie, ale musisz zrozumieć, że oni się
starają.
- Wiem- szepnęłam- A od
kiedy ty jesteś taki czuły? Coś ominęłam?
- Związek zobowiązuje-
odpowiedział z kamienną twarzą.
Zaśmiałam się.
- Fakt, to w stylu Lau.
Miękniesz, braciszku.
Nie odpowiedział, ale
widziałam, że lekko się uśmiechnął.
***
W szkole udzielił mi się
świąteczny nastrój. Gdy weszłam do budynku podbiegła do mnie
Laura i podała czapkę Mikołaja.
- Przez to wczorajsze
zamieszanie prawie bym o nich zapomniała- powiedziała i podbiegła
do Kastiela, który silnie sprzeciwiał się włożeniu czapki.
- I tak już mam czerwone
włosy...
- To się nie liczy...
Przyjrzałam się czapce.
Nie była szczególna. Gdyby nie to, że od wewnątrz było napisane
na szybko markerem moje imię, niczym by się nie wyróżniała. No,
może niczym oprócz także namalowanej markerem na dole gwiazdki.
Zauważyłam, że takie same mają Kim, Violetta, Sam, Laura,
Rozalia, Armin, Alexy, Lysander i oczywiście Kas.
- Urocze- uznałam,
podchodząc do bliźniaków.
Na wszystkich czapkach
były inne gwiazdki- moja była Gwiazdą Polarną. Ale Armin i Alexy
mieli takie same, ośmioramienne gwiazdy.
- To niesprawiedliwe.
Teraz już wszyscy będą wiedzieć że jesteśmy rodzeństwem-
wymamrotał Armin.
- Ponieważ nikt się
jeszcze tego nie domyślił, zważając na to, że: 1) jesteście do
siebie podobni, 2) trzymacie się często razem i 3) macie takie samo
nazwisko?
- No właśnie, przecież
ktoś mógł nie zakumać!- przytaknął mi Armin.
Westchnęłam lekko
rozbawiona, gdy... weszła choinka. Dosłownie, Amber miała zieloną
sukienkę, podejrzanie podobną do choinki. A Li i Charlotte założyły
rubinowe miniówki, z bombkami na biuście... czy jakby to opisać...
No, w każdym razie obraziły rubiny.
- To jeszcze nie wigilia!-
krzyknął ktoś „pomocny”.
Naprawdę nie rozumiem,
jak można być tak głupim.
- Ej, Nit, czy ona serio
nie jest upośledzona?- zapytał Alexy.
- Oficjalnie nie...
***
W domu czekał na nas
rodzinny obiad.
- Mówię ci, obrzygam ten
stół tęczą- szepnęłam do Kastiela, gdy siadaliśmy przy stole.
No i się zaczęło. Na
początku było dość niezręcznie. Rodzice opowiedzieli, gdzie
ostatnio lecieli, a my zdaliśmy im ocenzurowany raport naszego
szkolnego życia.
- Nic więcej się nie
działo?- zapytał tata ze śmiechem.
Spojrzeliśmy na siebie
porozumiewawczo z bratem- ten ruch należał do mnie. Niemal
słyszałam bijącą od niego falę „tylko tego nie spieprz...”.
- Jakiś czas temu
przyjechała kuzynka Kim, Lizzie. Byłam z dziewczynami na jej
urodzinach.
Postanowiłam ominąć
fakt, że impreza odbyła się w klubie.
- Zrobiliśmy sobie także
u Laury Andrzejki...- kontynuowałam.
- O właśnie, a co tam u
Laury?- mama uniosła brew.
Nie patrzyła na mnie.
Tylko na Kastiela. Ciekawe czy wie, że są parą.
Udawał, że nie wie, że
to do niego. Postanowiłam go wesprzeć, lecz gdy próbowałam coś
powiedzieć, mama znów się odezwała:
- No, Kassi.
Parsknęłam śmiechem. W
sumie...
- Kassi?- zaśmiałam się.
- Tak, Anito-
odpowiedział Kas, chyba rozumiejąc, o co chodzi.
- No nie...- mruknęłam.
Potem zaczęliśmy się
sprzeczać. Zrobiliśmy to teatralnie, w (bardzo) ocenzurowanej
wersji, tak, że po chwili rodzice zaczęli się śmiać.
- Co jest takiego
śmiesznego?- zapytałam- On?
- Nie, wy...- mama znów się zaśmiała- Widać jak na dłoni, że jesteście bliźniakami...
Spojrzeliśmy na siebie
wściekle i poirytowanie, wciąż udając.
***
- No, to było niezłe,
Kassi- oświadczyłam wchodząc wieczorem do jego pokoju.
- Uważaj, bo jeszcze
pomyślą, że nie można nas zostawić samych, bo się pozabijamy-
odpowiedział.
Niezbyt zdecydowanie grał
na gitarze. Usiadłam na łóżku obok niego.
- Nie powiedziałeś im,
co?- zapytałam.
Wiedział, że chodzi mi
o Lau.
- A po co?- nawet nie
udawał, że nie rozumie- Znają ją. Kojarzą. Wiedzą, że się z
nią znam. Po co mają wiedzieć więcej?
- Nie chodzi o ciebie,
tylko Lau- odrzekłam- Może ona chciałaby być bliżej twoich
rodziców.
- Naszych rodziców-
poprawił mnie- Nic nie mówiła... w dodatku wciąż ich nie ma.
- Rozumiem, ale może
powinieneś z nią o tym porozmawiać- szepnęłam.
Kastiel westchnął i
położył się na łóżku. Zrobiłam to samo.
- Kto by pomyślał, że
pouczać o byciu w związku będzie mnie moja siostra- mruknął.
- Kto by pomyślał, że
podczas takiej rozmowy ani razu mnie nie wyśmiejesz.
- Dziwnie się porobiło...
Kas podniósł się do
pozycji siedzącej i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Ja
za to zaczęłam się przyglądać wgnieceniom na suficie.
Nagle drzwi pokoju się
otworzyły.
- A wy się już nie
kłócicie?- usłyszałam głos mamy.
Jakoś nie miałam
zamiaru wstać.
- Nie, było nudno-
odpowiedziałam - wolę już kontemplować sufit... O! Tam jest
dziura!
Wskazałam palcem. Kas
spojrzał w górę.
- Słuszna uwaga, masz
jeszcze inne spostrzeżenia?
- Skąd się tam wzięła?-
uniosłam brew.
- Czymś rzuciłem-
odparł.
- W sufit?- Spytałam niby od niechcenia.
- Byłem zły.
- Fakt, to wiele
wyjaśnia...
Oto i rozdział 12! Co do rozdziału 13, chcemy Was z góry poinformować, że nie wiemy, czy ukaże się w terminie- obie będziemy bardzo ograniczone przez internet i czas, ale wiemy, że i aktywność teraz jest mniejsza- są w końcu wakacje. A w wakacje jest zawsze najwięcej problemów z systematycznością xD
Milczeliśmy
przez chwilę, a ja próbowałam obliczyć prawdopodobieństwo
powstania tej dziury, ot tak. Nagle brat mnie szturchnął.
- Wyszła
już- powiedział.
Usiadłam.
- Faktycznie...
- I
miała bardzo ciekawą minę- dodał Kas.
- Zdefiniuj
"ciekawą"- poprosiłam.
- Zaskoczoną,
zmieszaną, lekko radosną- określił.
- To
chyba dobrze...
***
Wieczorem
przed snem opisałam ostatnie dni w mailu do Skai- pominęłam tylko
fakt, iż niespodzianka rodziców mnie zirytowała. Potem momentalnie
zasnęłam.
***
- Demon,
przestań...- jęknęłam, ale pies dalej lizał moją rękę, która
zwisała z łóżka.
Wstałam
i wygoniłam zwierzaka za drzwi. Spojrzałam na laptop, który nadal
włączony leżał na moim łóżku. Już miałam go wyłączyć, gdy
zauważyłam wiadomość. Od Skai. O temacie "przestań".
Co ja niby zrobiłam?
Nita,
przestań.
Przecież
Cię znam. Wiem, że co jak co, ale na widok świątecznych dekoracji
zapewne cię zemdliło. Nie musisz udawać, że tak nie jest.
Wiem
też, że bardziej ucieszyłaś się z uśmiechu ojca, niż z
uścisków matki. I wiem też, że to normalne, bo nie byłabyś
sobą, gdybyś pokochała ich ot tak. To tak nie działa.
No
i pamiętaj, że jak coś, to jak mówili w tym filmie... Mali
Agenci, chyba część trzecia... "Rodzinę wybierasz sobie
sam."
Całusy,
Skai
Westchnęłam
i wyłączyłam komputer. No przecież- ona mnie zna lepiej niż ja
sama.
Muszę
spełnić obietnicę. Muszę.
**************************************************************************************
Oto i rozdział 12! Co do rozdziału 13, chcemy Was z góry poinformować, że nie wiemy, czy ukaże się w terminie- obie będziemy bardzo ograniczone przez internet i czas, ale wiemy, że i aktywność teraz jest mniejsza- są w końcu wakacje. A w wakacje jest zawsze najwięcej problemów z systematycznością xD
Rozdział jak zawsze bardzo ciekawy, świetnie piszecie :D
OdpowiedzUsuńTo tak szybko, bo chcę przeczytać nowsze posty. Dopiero wróciłam z wakacji i cieszę się, że w domu też nie będę się nudziła ;)
Pozdrawiam,
Ania xD