Po kółku dyskusyjnym, na którym wszyscy komentowali moje koszulki i fryzury z tego tygodnia, wróciłam do domu w złym humorze. Zignorowałam rodziców i jedynie przelotnie spojrzałam na brata, który chyba zrozumiał, o co chodzi. Nikt się nie odezwał. Zdjęłam buty, skierowałam się do swojego pokoju i zdjęłam koronkową bluzkę. Rzuciłam ją na łóżko, po czym usiadłam przy biurku i otworzyłam laptopa. Napisałam maila do Skai, ona na pewno mi coś poradzi. Założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Postanowiłam z nudów odrobić lekcje.
Po godzinie zauważyłam odpowiedź.
Zwykle jesteś bardziej spostrzegawcza…
Najwyraźniej koronki Cię odmóżdżają. Nie wpadłaś jeszcze na to, że możesz zabierać sobie z domu jakieś zwykłe koszulki i w samochodzie się przebierać? Chociaż nie, jeździsz z bratem… cofam to. Po prostu znajdź moment, żeby nie musieć później paradować w sztywnych bluzkach, a przed powrotem do domu się przebierzesz. Tak chyba będzie prościej, co? Na fryzury nic nie poradzę. Chyba że któraś z Twoich przyjaciółek chce zostać fryzjerką. Chociaż zawsze możesz to zmyślić, gdyby Cię ktoś w domu pytał. Muszę już kończyć, Tamara, Maciek i Marcel na mnie czekają. Przyszliśmy do biblioteki, żeby zebrać materiały na pracę z polaka.
Pozdrawiam, Skai
Ona jednak ma głowę. Pójdę za jej radą, nikt nie powinien się zorientować. Tamara, Maciek i Marcel… Hmmm, dawno o nich nie myślałam. Tamara jest cztery lata młodsza ode mnie. Nie spędzałam z nią zbyt wiele czasu, ale najwyraźniej dobrze dogaduje się ze Skai.
Przypomniały mi się moje lata w domu dziecka. Nie było tam prawie nic, co mam teraz. Pamiętam, jak codziennie spędzałam czas z moimi znajomymi z klasy. Jak czułam się nieakceptowana. I mimo, że wszyscy zapewniali, że mnie lubią, znałam prawdę. Czuli się zobowiązani do dotrzymywania towarzystwa dziewczynie porzuconej przez rodziców. Jednak nie zamartwiałam się tym długo. Cieszyło mnie to, że mogę się na chwilę oderwać. Zapomnieć o smutku.
Czasami uciekaliśmy z lekcji. Nieraz namawiali mnie na wyjście gdzieś, na przykład na pizzę. Koledzy lubili zapraszać mnie do domów na turnieje gier video, bo byłam dobrym graczem. Z koleżankami bawiłyśmy się w fryzjerki.
Ale dopiero gdy poznałam Skai, poczułam się ważna. Nasza przyjaźń uratowała nas. Ona pragnęła mieć przy sobie kogoś, kto mógłby ją pokochać, zaopiekować się nią i pomóc poznać ten okrutny świat. Ja chciałam tylko być potrzebną, żeby chociaż trochę zrozumieć sens swojego życia. Udało się.
Do oczu naleciały mi łzy. Mrugnęłam kilka razy, żeby je odgonić i wtedy coś zauważyłam.
W drzwiach mojego pokoju stał Kastiel. Miał czuły wzrok. Co za świnia! Ja jestem w samym staniku!
- Precz mi stąd, ale już! Oczekuję chociaż odrobiny swobody i prywatności!- Krzyknęłam na niego.
- Ale…- Zrobił skruszoną minę. Niestety potem się zaśmiał.- Wow, nie bierz mnie za zboczeńca, ale wyglądasz… Serio zazdroszczę twojemu przyszłemu chłopakowi!
Wkurzyłam się jeszcze bardziej, praktycznie do granic możliwości. Dosłownie wypchnęłam go za drzwi i je zatrzasnęłam. I nie wiem czemu, ale słysząc ostatnie zdanie zaczerwieniłam się. Dupek.
Tego dnia już z nikim nie rozmawiałam.
***
Następnego ranka wstałam wyjątkowo pobudzona. Miałam wrażenie, że dziś stanie się coś miłego. Po kilku nudnych lekcjach przyszło mi dowiedzieć się, co. Spacerowałam sobie po dziedzińcu. Podszedł do mnie Armin. Prawie codziennie przychodzi i rozmawiamy na jakiś luźny temat. Dzisiaj jednak, zanim zdążyłam się przywitać, zaczął mówić:
- Hej, Nit. Słuchaj, pomyślałem, że może byśmy gdzieś wyszli. No wiesz, na spacer, albo coś.
On nie znosi świeżego powietrza.
- Jakbyś chciała, możemy też pójść do centrum handlowego- kontynuował.
Zakupy przecież go denerwują.
- Zawsze jest też inne wyjście. Możemy pójść do jakiegoś baru. Znam taki jeden, co prawda chiński, ale mają tam świetne dania i pyszne sałatki- dokończył.
On nienawidzi zielonych warzyw. Czy tylko mi to wszystko wydaje się podejrzane? Chociaż to złe słowo. Raczej powinno być dziwne.
Spojrzałam na niego jak na wariata, a on odpowiedział uśmiechem.
- Wiesz co, mam lepszy pomysł. Może wpadłbyś dzisiaj po lekcjach do mnie i byśmy w coś zagrali?- Zaproponowałam.- Rodzice w ramach rekompensaty za porzucenie nakupowali mi mnóstwo gier, a nie mam nawet czasu ich przetestować.
Teraz naprawdę się ucieszył. Przybił mi piątkę i w tym momencie usłyszeliśmy dzwonek na ostatnią lekcję.
- Do zobaczenia za godzinę- powiedział.
Pobiegłam do budynku.
***
Koło siedemnastej usłyszałam dzwonek do drzwi. Armin po szkole pojechał do domu odwieźć Alexy’ego i swoje rzeczy i najwyraźniej już wrócił. Zeszłam na dół i go wpuściłam. Zawołałam go do salonu i zaproponowałam coś do picia lub przekąskę. Po kilku minutach siedzieliśmy już w moim pokoju przy biurku ze szklankami coli i miską chipsów. Przed nami położyłam laptopa i włączyłam The Sims 4.
- Grałeś już?- Zapytałam.
- Nie. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Tym razem będę miał jak udowodnić, że każdą grę mam we krwi- odpowiedział z uśmiechem.
Odwzajemniłam go.
Na początek wybraliśmy parcelę i stworzyliśmy dwie postaci: Alvina i Tinę, imitujących oczywiście nas. Oboje zapaleńce i towarzyscy, Tina dodatkowo miłośniczka muzyki, a Alvin infantylny (co wybrałam oczywiście ja). Z początku szło ciężko, zwłaszcza ze znalezieniem odpowiedniej fryzury dla Tiny, ale się udało. Po jakimś czasie rozgrywka stała się bardzo przyjemna i wesoła. W zaledwie jeden dzień nasze postaci się zaprzyjaźniły. Jako guru techniki Alvinowi szło świetnie, jednak Tina wyprzedzała go pod względem awansów.
Naprawdę przyjemnie spędzałam czas z Arminem. Po jakimś czasie jednak powiedział:
- Zrobiło się niewygodnie na tych krzesłach. Może usiądziemy gdzieś indziej?
Jedynym miejscem do tego było łóżko. Wzruszyłam ramionami, odeszłam od biurka i ułożyłam poduszki tak, by można było wygodnie oprzeć się o ścianę. Usiedliśmy obok siebie i wznowiliśmy rozgrywkę.
Poczułam się trochę zakłopotana, gdy czarnowłosy niechcący musnął mnie dłonią w nogę. Od razu ją zabrał.
Jego Sim zaczął tańczyć. Wyglądało to naprawdę komicznie. Odwróciłam się w stronę Armina i wybuchnęliśmy śmiechem. Jednak, co już nie było dla mnie takie śmieszne, objął mnie ramieniem. Niby nic wielkiego, ale poruszyło mnie to. Był to swego rodzaju gest zaufania. Lekko podskoczyłam pod jego dotykiem. Armin się zdziwił, ale wyjaśniłam, że coś mi się przypomniało. Pobiegłam do łazienki i ochlapałam twarz zimną wodą. Spojrzałam na siebie w lustrze.
- Uspokój się- odezwałam się.
Nie wiem, czemu tak reagowałam.
Może dlatego, że to nowość.
Może dlatego, że nie jestem przyzwyczajona.
Może dlatego, że coś poczułam, coś, co nie powinno mieć miejsca.
- To twój przyjaciel. To gest zaufania. To nic wielkiego. To nic nie znaczy.
Taa, nic nie znaczy. Wróciłam do pokoju i wyjaśniłam chłopakowi, że trochę źle się czuję. Zapytał, czy nie potrzebuję pomocy, ale wytłumaczyłam mu jako-tako, że mam jakieś tabletki na ból głowy i sobie poradzę. Pożegnałam się z nim i obiecałam kolejne spotkanie w najbliższym czasie.
Tego dnia także zamknęłam się w pokoju, by wszystko przemyśleć i z nikim więcej nie rozmawiałam.
***
Z samego rana obudziło mnie szczekanie. Wstałam jeszcze senna i poszłam pod prysznic, a gdy skończyłam poranną toaletę, Demon stał na górze schodów i z groźną miną patrzył w dół. Zastanawiałam się, o co chodzi. Wtedy usłyszałam z dołu krzyki.
- Wy nic nie rozumiecie!- Zdenerwował się Kastiel.
- Jestem jej matką! To ty nic nie rozumiesz!
A więc mowa o mnie. Przybliżyłam się do barierki, żeby widzieć rodzinę, ale żeby oni nie wiedzieli o mojej obecności. Mój brat wyglądał na zdenerwowanego. Jednak przy mamie wydawał się wręcz spokojny. Ojciec nie brał udziału w dyskusji, tylko siedział na kanapie i próbował czytać gazetę. Co chwilę zerkał na syna z poirytowaną miną pod tytułem “daj już spokój, z matką nie wygrasz”. Ciekawiło mnie tylko, o co poszło.
- A więc matczyna odpowiedzialność polega na zostawianiu dzieci w szpitalu? Czy może na okłamywaniu ich rodzeństwa?- Rzucił sarkastycznie, ignorując milczące prośby taty.
- Ty gówniarzu!- Wrzasnęła. Po paru sekundach się rozpłakała.
Tata ją przytulił, a potem spojrzał zły na Kastiela. Mój brat powiedział:
- To przecież nie moja wina!
- Siadaj- rozkazał.
Demon pochylił się i wyglądał, jakby chciał się rzucić na każdego, kto choćby dotknie jego czerwonowłosego właściciela. Złapałam go za obrożę i odsunęłam od schodów, wciąż słuchając rozmowy.
- Jak ty byś się czuł, gdyby ciągle oskarżano cię o błąd sprzed osiemnastu lat?- Zapytał Kastiela.
A więc teraz jestem jeszcze błędem?
- Po prostu musicie ją choć trochę zrozumieć. Przez tyle lat żyła bez nadziei, gdy nagle do jej wystarczająco przykrego życia wparowuje dwoje dorosłych i mówią, że są jej rodzicami. Namieszaliście we wszystkim i uważacie, że to tyle? Kupujecie prezenty, ubrania i inne takie rzeczy, a jestem pewien, że wystarczyłaby szczera rozmowa. Czy zastanawialiście się chociaż przez chwilę, co Nita może czuć?- Spytał zrezygnowany.
Miałam ochotę go pocieszyć, lecz jestem pewna, że gdybym się tylko pokazała, kobieta zwana moją matką zrobiłaby radosną minę i zawołała mnie na śniadanie.
- Ty też mógłbyś się zastanowić- powiedziała mama, odzyskując spokój.- Staram się jak mogę. Do tej pory to działało. Widocznie w jej towarzystwie musiało zdarzyć się coś złego, skoro codziennie chodzi przygnębiona. Więc pytam jeszcze raz: czy jakiś chłopak lub… dziewczyna… ostatnio często się z nią widuje? Czy może jest czasami nieobecna myślami? To ważne, muszę wiedzieć, czy ktoś nie ma na nią złego wpływu pod żadnym względem.
Spojrzała na niego wyczekująco. Uśmiechnęłam się. Możesz sobie prosić. Co jak co, ale mój brat na pewno nie jest chętny do mówienia.
A on właśnie otworzył usta i się odezwał.
- Jest taki jeden chłopak. Tak mi się wydaje…
Zaraz, co?
- Często się z nią widuje i muszę dopowiedzieć, że na ogół nie jest grzeczny. W szkole jego opinia nie jest zbyt pochlebna, za to ma na nią spory wpływ.
- Jak się nazywa?- Zapytała ze strachem w oczach matka.
No właśnie, jak się nazywa, do cholery?
- Ma na imię Kastiel, właśnie przed tobą stoi. Koniec wywiadu, dziękuję. Demon!- Zawołał psa, żeby wyjść z nim na spacer.
Demon stał obok mnie i gdy się poruszył, czerwonowłosy mnie dostrzegł. Spojrzał zaskoczony. Rodzice to zauważyli i odwrócili głowy w moim kierunku. Lecz już tam nie stałam.
Pobiegłam prędko do jedynego pomieszczenia, które mi przyszło do głowy. Gdy usiadłam przy pianinie, od razu wiedziałam co robić. Dla odmiany. Melodia, którą zagrałam, była taka… mocna? Zawarłam w niej całą złość. Za to, że nazywają mnie błędem. Za to, że ciągle nie potrafią mnie zrozumieć. Za to, że uważają prezenty za najlepszą rekompensatę. Że tylko udają, gdy oczekuję prawdy. Że, co dobrze podkreślił mój brat, pojawiają się w moim życiu, mieszają i nie chcą wyjaśnić tego wieloletniego milczenia. Że w ogóle podejrzewają mnie o coś, zwłaszcza gdy chodzi o chłopaków. Chociaż trochę zdziwiło mnie zapytanie o dziewczynę. Jestem niemal pewna, że nie chodziło jej o przyjaciółkę.
Mimo, że ćwiczę grę na pianinie zawsze, gdy mam okazję, nigdy jeszcze się tak bardzo na tym nie skoncentrowałam i nie włożyłam w to tyle energii. Nim się obejrzałam, grałam dla samej przyjemności. Po chwili uznałam, że chętnie przejdę się na spacer. Nie chciałam tylko, by rodzice mnie widzieli. Po prostu bym nie wytrzymała i wygarnęła im wszystko. A na razie nie mam ochoty na kłótnię. Słyszałam, że siedzą w salonie. Tylko którędy wyjść?
A co mi tam, spróbuję standardową ucieczkę przez okno. Teraz pozostał tylko problem, co zrobić, gdy jest się na piętrze.
Poszłam do swojego pokoju i otworzyłam drzwi balkonowe. Wyjrzałam przez balustradę. Przełożyłam jedną nogę, potem drugą. Pode mną był tylko trawnik i żywopłot półtora metra dalej. Poprawka- pod balkonem była połączona z nim drabinka do roślin. Bałam się, że pęknie, gdy na nią stanę, ale nic takiego się nie stało. Gdy zeskoczyłam na trawę z niewielkiej już wysokości, z cienia pod balkonem spojrzał na mnie brat. Miał w dłoni papierosa. Chyba starał się ukryć zdziwienie moim widokiem.
- Co siedzisz pod ścianą? Nie chcesz, żeby się zawaliła?- Zapytałam głupio.
- Znudziło mi się podpieranie drzew w lesie- odparł od niechcenia.
Uniosłam brew.
- Po co ty chodzisz do lasu?- Dopytywałam.
- Poza podpieraniem drzew? Czaję się.
- Już nawet nie chcę pytać, na co…- Westchnęłam.
- Jak już to na kogo- uśmiechnął się przebiegle.
Że Laura z nim wytrzymuje…
- Dobra, a ty co robisz? I ile słyszałaś z kłótni?
- Szczerze? Uciekam z domu, bo usłyszałam zdecydowanie za dużo. Skoro jestem dla nich błędem, ojciec mógł zadbać o ant…- Urwałam.
- Nie krępuj się, trzeba być zawczasu wtajemniczonym. Wiesz, na wszelki wypadek- szturchnął mnie żartobliwie ramieniem.
Wyjęłam mu papierosa z ręki, rzuciłam nim o ziemię i przydeptałam. Próbował się sprzeciwiać, ale ja już byłam w drodze do domu Laury i Samanty.
* * * * * * * * * * * * * * *
Zielony kolor już nam się znudził, poza tym zbyt razi w oczy, dlatego dopiski nas obu będą na fioletowo. Chciałybyśmy tylko poinformować, że następny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Ostatnio jest nam coraz łatwiej pisać, a dodatkową inspiracją okazała się wspaniała książka, którą obie posiadamy (Niss przeczytała ją już dawno, ale że Ray dopiero parę dni temu ją kupiła, przyłączyła się i przypomniała sobie trochę), pod tytułem: "Akademia Dobra i Zła". Tak przy okazji życzymy miłych ostatnich dni wakacji :3
Cudowny *~*
OdpowiedzUsuńBardzo spodobało mi się nawiązanie do domu dziecka, bo nie ukrywam, że zastanawiało mnie jak to wszystko u Nity wyglądało.
Miło, że Armin ją odwiedził, aż mam ochotę pograć w Simsy :D
Jednak w tym rozdziale brylował Kastiel. Swoimi tekstami (na początku i na końcu) rozwalił dotychczasowy system xD
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, by wyrazić moją radość tym, że naraz miałam trzy rozdziały od Was i w przeciągu kilku dni szykuje się nowy. Po prostu <3
Pozdrawiam,
Ania xD
Przy okazji- fioletowy kolor bardizej pasuje do Waszego bloga i klimatu w nim panującego oraz jest przyjemniejszy dla oka. A "Akademię Dobra i Zła" czytałam i razem z Wami polecam ;)
UsuńPozdrawiam ponownie :*