niedziela, 13 września 2015

Rozdział 18: "X" na strychu ~Samanta~

Sobota okazała się dla mnie cudownym dniem. Jakiś konkretny powód? Bo spędziłam ją z Astrą i Arturem.
Do ich mieszkania przyjechaliśmy chwilę przed 22:00. To stosunkowo duże mieszkanie, choć na skraju miasta. Jest ono bardzo jasne, choć gdzieniegdzie wiszą plakaty czy tabliczki w stylu retro. Meble są w większości czarne lub przeszklone. Jest tam ich sypialnia, dwa pokoje gościnne- jeden zarezerwowany dla dziecka, a drugi tymczasowo dla mnie. W sumie stanowi bardziej biuro niż sypialnię. No cóż, tak to jest, jak się studiuje. Artur jest na trzecim roku psychologi, a Astra rok temu zdecydowała się na kierunek malarstwa. Jednak moja przyszła bratowa (jak ślicznie!) studiuje zaocznie- na co dzień dalej pracuje w salonie.
No i najważniejsze. W salonie jest... pikowana, czerwona kanapa! I choć to dziwne, a i jestem tu po raz pierwszy, od razu się zadomowiłam.
Tak więc sobota zaczęła się w cudnej, luźnej atmosferze. Bałam się, że będę im przeszkadzać, ale nie wydarzyło się nic, co by na to wskazywało. 
Po śniadaniu (jak dobrze, że Astra umie gotować…), pojechaliśmy wszyscy do centrum. Zaplanowaliśmy sobie, że większość prezentów dla rodziny kupimy razem. W międzyczasie weszłam do sklepu z antykami i kupiłam dla nich w tajemnicy metalową figurkę przedstawiającą motor.
Około 14:00 zgłodnieliśmy, a nie mogliśmy jeszcze wracać. Tak więc zjedliśmy w niedawno otwartej restauracji w stylu amerykańskim. Nie, żeby chodziło o krem czy coś takiego- raczej profesjonalne hamburgery. 
Następnie znów zajęliśmy się zakupami. Było wpół do czwartej, kiedy nagle zadzwonił telefon Astry.
- Halo? O, cześć Missy. Co się stało? Ale... no dobra, gdzie jesteś? Co?! Rany... niech będzie, czekam na parkingu za pięć minut.
Dziewczyna rozłączyła się.
        Co się stało?- Zapytał Artur.
- Missy nie daje sobie rady w salonie... zaraz po mnie podjedzie. Przepraszam.
-Nic się nie stało, na pewno cię nie podwieźć?- Spojrzałam na nią pytająco.- Zawsze możemy dokończyć zakupy jutro.
- Spoko! I tak chodzimy tu już dłużej, niż myślałam! A prezenty są w sumie kupione. No, to widzimy się wieczorem!
Pocałowała Artura na pożegnanie i poczochrała mi włosy.
Gdy odeszła, spojrzałam z podziwem na brata.
- Znam ją od dawna, ale wciąż mnie zaskakuje- powiedziałam.- Wiesz, masz dużo szczęścia.
- Wiem o tym- uśmiechnął się.- To gdzie jeszcze nie byliśmy?
Zaśmiałam się, a potem na serio zdziwiłam- racja, obeszliśmy już prawie wszystkie sklepy.
-W empiku?- Pomyślałam.
- Ach, zapomniałem! No to chodźmy, Sam.
          Zaśmiałam się i udaliśmy się do sklepu. Jak się okazało, pierwszym, co nas zainteresowało, były książki. Odzwyczaiłam się od ich czytania... Najpierw przejrzałam top 40, a potem poszłam do działu młodzieżowego. Artur zniknął gdzieś między psychologią, a fantastyką.
Przejrzałam kilkanaście opisów, ale nie znalazłam nic ciekawego. Poszłam szukać brata, który nagle zniknął mi sprzed oczu. Weszłam za róg jednego z regałów i łup!, wpadałam na kogoś.
- Przepraszam!- Pisnęłam.
- Sam?
Spojrzałam na chłopaka, na którego wpadłam. To... Tristan! Chodziłam z nim do liceum.
- Dobrze cię widzieć- powiedział z uśmiechem.
- Nawzajem- mruknęłam, odwzajemniając go.
- Przyjechałaś na święta?- Domyślił się.
- Tak. No, muszę szukać brata- uznałam i prędko pożegnałam się z Tristanem.
Wyglądał na dość zdziwionego. Zignorowałam to i poszłam szukać Artura, którego ostatecznie znalazłam przy kasie.
- Co się stało?- Zapytał chwilę później.
Opowiedziałam mu, co się stało. Rany, jestem chodzącą bombą. Wystarczy, że kogoś spotkam, a już zaczynam panikować.
Jak na kogoś, kto studiuje psychologię, Artur niewiele mi pomógł. Powiedział, że to po prostu natłok wrażeń. A może miał rację?
***
Niedziela minęła mi mniej przyjemnie, bo musiałam spotkać się w końcu z rodzicami. Artur zawiózł mnie do nich po południu. No i się zaczęło.
Drgawek dostałam, gdy zobaczyłam naszą ulicę. Wchodząc do domu, byłam ledwo żywa.
Rodzice powitali mnie w serii uścisków. Jak na kogoś, kto unikał mnie od pół roku, okazywali za dużą sympatię. Naprawdę, po prostu czekałam, aż ktoś się rozpłacze.
Jednak nic takiego się nie stało. Dostałam zaszczyt włożenia połowy bombek na choinkę, pozwolili mi też zawiesić na niej lampki. Całość prezentowała się bardzo dobrze, przeważał głównie fiolet i srebro, co było eleganckie, ładne i mało sentymentalne. Jak ten dzień. Kompletnie nie czułam, że spotkałam rodzinę. Znałam ich twarze, głos, spojrzenie, ale ich nie czułam. Przy obiedzie specjalnie wylałam szklankę soku na nowy obrus, by sprawdzić reakcję. Takowej nie było.
W końcu odważyłam się pójść na piętro. Powiedziałam wszystkim, że idę do toalety. Weszłam cicho po schodach i rozejrzałam się. Nie wiem, czego się spodziewałam- nic nie uległo zmianie. Podeszłam do drzwi pokoju. Powoli przejechałam po nich dłonią. Dotknęłam klamki, która ze skrzypieniem opadła. Zajrzałam nieufnie do pokoju. Piętrowe łóżko świeciło pustkami. Na biurkach nie było żadnych kartek. Szafy i komody były zamknięte.
Na co ja niby liczyłam? Na uchylone drzwi szafy, za którymi znajdę trupa?
Wzdrygnęłam się, wyszłam z pomieszczenia i zeszłam na parter. Specjalnie zostawiłam drzwi do pokoju uchylone. Nie wiem, czemu miałoby to służyć, ale może przynajmniej ożywi domowników.
Reszta dnia niczym więcej się nie wyróżniała.
***
W poniedziałek obudził mnie telefon. Zdążyłam tylko zauważyć, że za oknem jest mnóstwo śniegu, po czym westchnęłam i odebrałam.
- Mhm?- Mruknęłam zaspanym głosem.
- Ratuj mnie!- Szepnęła Nita.
Przetarłam oczy.
- Możesz powtórzyć?- Poprosiłam.
- Sam, to nie pora na żarty!- Warknęła dziewczyna, a ja zaczęłam się śmiać.
- O co chodzi?- Zapytałam.
- O te święta!- Jęknęła i opisała mi, co się u niej działo przez ostatnie dwa dni.
Zaczęłam się tak straszliwie śmiać, że wylądowałam na podłodze.
- Czekaj, jeszcze raz, co on powiedział?
- Że jeśli twój rozmówca patrzy ci prosto w oczy dłużej niż 6 sekund, nie mrugając w tym czasie oczami, to albo chce cię zabić, albo uprawiać z tobą seks.
- A potem, że bardziej skłania się do tego drugiego, tak?- Upewniłam się.
- Tak- potwierdziła Nita.- Czekaj, NIE!
Znów wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś okropna! Pomóż mi!- Błagała dziewczyna.
- Ale niby jak?
- Nie wiem, daj mi jakąś genialną radę, co mam zrobić, żeby tu przetrwać! Kim jest wiecznie zajęta, moi rodzice kompletnie popadli w świąteczny nastrój, a Kastiel wciąż odmawia wykorzystania Demona jako dywersji, gdy będę stąd uciekać!
Parsknęłam śmiechem.
- A co z Roxy i Corą?- Zapytałam.- Może mają czas.
- Do nich też dzwoniłam! Są kompletnie zajęte! A mnie zaraz ktoś ubierze w puchate skarpety i każe oglądać Kevina!
Westchnęła ponownie i zapytała, co tam u mnie.
- W sumie nic. Kompletnie nie czuję tych świąt- oznajmiłam.
- Mam tak samo... ja nigdy nie czułam się tak źle w święta. Sam, ja naprawdę tu nie daję rady. I nie chodzi mi już tylko o Armina... Ale się porobiło.
- Racja.
Zaczęłyśmy omawiać, co możemy zrobić, by bardziej poczuć te święta i mniej się załamywać. W końcu wpadłyśmy na to, żeby ubrać czapki Mikołaja od Lau. Następnie myślami przeniosłyśmy się do znajomych, którzy porozjeżdżali się nam po kontynencie.
O wiele bardziej odpowiadałyby nam święta z nimi niż z rodzinami.
***
Gdy skończyłyśmy rozmawiać, dochodziła 10:00. Ubrałam się i poszłam szybko ogarnąć w łazience, po czym zawędrowałam do kuchni.
- Co tam?- Zapytałam Astrę, robiącą tosty.
- Artura wcięło- mruknęła nieco rozbawiona.- Poprosiłam, żeby pojechał po zakupy, bo mamy niemal pustą lodówkę... a on nie wrócił od pół godziny.
Uśmiechnęłam się.
- Rozmawiałaś z przyjaciółką?- Spytała mnie przyszła bratowa.
Kiwnęłam głową.
- Już się bałam, że postradałaś zmysły- wyznała.- Spokojnie sobie spałaś, gdy nagle zaczęłaś się tak śmiać, jakbyś... hmmm, no właśnie?
Opowiedziałam jej w skrócie rozmowę Armina i Nity. Także zaczęła się śmiać.
- Teraz rozumiem, dlaczego jeszcze się nie załamałaś, Sam- powiedziała.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Martwiłam się o ciebie- wyjaśniła.- Wiem, że starasz się o tym nie myśleć, ale straciłaś siostrę. To może zmienić człowieka. Ale ty się trzymasz.
- Tak uważasz?- Zapytałam bez cienia pewności siebie.
- Tak. Naprawdę, Sami. Mimo wszystko trzymasz się naprawdę dobrze. Ale nie bój się powiedzieć, gdyby coś się stało, okej?
Prawie się rozpłakałam. Astra przytuliła mnie mocno.
- Co tam, dziewczęta? Cóż za wzruszająca scena mnie ominęła?- Zdziwił się Artur, wchodząc do pomieszczenia.
Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i nic mu nie wyjawiłyśmy.
- Ech, kobiety- westchnął.
- Właśnie!- Uśmiechnęłam się.- To na kiedy planujecie ślub?
Spojrzeli na siebie lekko zdezorientowani. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Sam, jeszcze nie planujemy dokładnej daty...- spróbował wybrnąć z tego Artur.
- Ale to najwyższa pora!- uznałam.- W końcu, za pół roku będą wakacje, które są na to najlepszym momentem- będzie ciepło i każdy będzie mógł sobie pozwolić na wyjazd. Gości trzeba poinformować kilka miesięcy wcześniej, więc nie można zwlekać z planowaniem. Należy wynająć jakiś lokal, ustalić datę w kościele...
Astra zatkała mi usta dłonią.
- Chciałabyś się zatrudnić na głównego organizatora?- Spytała.
Mój brat szerzej otworzył oczy.
- My studiujemy, a ty najwyraźniej masz pojęcie w temacie...- ciągnęła dziewczyna.- Co ty na to?
Krzyknęłam, że się jak najbardziej zgadzam. Artur tylko podrapał się po głowie i poprosił, żeby go o wszystkim informować.
Właśnie zostałam organizatorką wesela.
***
Po południu znów spędziłam cały dzień z rodzicami, jednak bardziej się ożywiłam. Astra i Artur powiedzieli im o moim zaangażowaniu, a oni odebrali to dość entuzjastycznie. Usiadłam w salonie z notesem i zaczęłam zapisywać wszystko, co muszę załatwić. Wkrótce mama zaczęła mi podawać nazwy lokali. Ostatecznie ja, ona i Astra spędziłyśmy pół dnia na rozmowie, a Artur z tatą poszli odśnieżać, po czym zajęli się meczem.
Jednak piękną beztroskę przerwała pora na obiad. Usiedliśmy przy stole. Rozmowa się kompletnie nie kleiła. Kompletnie. Uznałam, że to ja muszę zacząć.
- Wiecie, w mojej nowej szkole wiecznie się coś dzieje- powiedziałam- a towarzystwo jest bardzo sympatyczne, choć trochę szalone. Ogólnie przyjemnie spędza mi się tam czas. Nauczyciele nie są za specjalnie mili, ale za to bardzo polubiłam wychowawcę. Chodzę na kółko dyskusyjne z koleżankami i Laurą, poza tym czasami udzielamy się w różnych wydarzeniach.- Nie wspomniałam tylko, że zwykle są to imprezy...- Szkoła sama w sobie jest ładna, chociaż niektóre miejsca trochę zaniedbane. Często chodzę do tamtejszego ogrodu. Tak ogólnie podoba mi się.
Kiedy w końcu przestałam mówić, zauważyłam, że wszyscy bardzo uważnie mi się przyglądają. Astra uśmiechnęła się zachęcająco. Nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogłam powiedzieć. Nie chciałam zdradzać żadnych ważnych szczegółów. Uśmiechnęłam się więc i zaczęłam jeść.
Dostrzegłam jednak w oczach mamy coś, czego się nie spodziewałam- tęsknotę, ale i ulgę.
***
Wtorek rano. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Wiedziałam, że ten dzień będzie bardzo ciężki. Moje pierwsze święta bez Ami. Od rana nie mogłam przestać o niej myśleć. Widziałam jej twarz w lustrze, słyszałam śmiech, gdy rozmawiałam z Astrą i Arturem przy śniadaniu oraz czułam jej spojrzenie, gdziekolwiek bym poszła. To było przerażające.
Uznaliśmy, że do domu rodziców pójdziemy dopiero wieczorem. Mama i tak nie potrzebowała pomocy w gotowaniu, więc tylko byśmy siedzieli w milczeniu. Tak więc w spokoju oglądaliśmy świąteczne filmy we trójkę, żeby trochę złapać te święta. Mi się jakoś nie udało.
Po szybkim obiedzie Artur i Astra oświadczyli, że idą na dłuuugi spacer. Ucieszyłam się, że choć przez chwilę nie będę im ciążyć. Gdy wyszli, zadzwoniłam do Nity, która odebrała po pierwszym sygnale.
- Mój kochany braciszek jeszcze nigdy mnie tak nie denerwował- wyznała.- To pewnie przez brak Lau i Lysa. Nie ma już prawie z kim gadać, więc mnie dręczy!
Pocieszyłam ją, jak mogłam. A ona pocieszyła mnie. Potem postanowiłam zadzwonić do Lysandra.
- Cześć, Sam! Czekaj chwilę! Zaraz oddam ci telefon!- Przywitała się Rozalia i krzyknęła do kogoś. Usłyszałam, jak wbiega po schodach i zamyka się w pokoju.
- Co tam?- Zapytała- Dajesz radę?
Słysząc jej podekscytowany ton zrobiło mi się dużo cieplej.
- Jakoś- odpowiedziałam.- A co tam u was?
- Jest cudnie! Rodzice Leo i Lysa są ciepli i bardzo mnie polubili. Święta są takie piękne!
Wniebowzięta Rozalia brzmiała jeszcze lepiej niż kiedykolwiek. Aż zaraziła mnie optymizmem.
- Pisałam wczoraj z Lau, kazała cię pozdrowić. Nita czegoś mi nie mówi, ale niedługo się dowiem...
Nie odezwałam się w tym momencie.
- Kim nie chciała rozmawiać- kontynuowała.- Ma święta gdzieś. A Violetta była cicha jak zwykle, ale wyraźnie jest szczęśliwa.
Ucieszyłam się. Roza zastanowiła się nad czymś... ale nic mi w końcu nie powiedziała. Rozmawiałyśmy jeszcze luźno przez dwadzieścia minut, aż do pokoju, w którym przebywała przyjaciółka, ktoś wszedł. Pożegnała się ze mną i oddała słuchawkę Lysandrowi.
- Hej- mruknęłam cicho.
- Cześć, Sam.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Co tam? Rozalia jest wniebowzięta. A ty?
- Miło jest spotkać rodziców, ale...- chłopak przerwał.
- Hmmm?
- Jak tam u ciebie?
Westchnęłam.
- Czuję, że ona tu jest, Lysander- szepnęłam drżącym głosem.- Nie wiem jak i dlaczego, ale czuję jej obecność. To przerażające.
- Może ona tu jest- odparł po chwili białowłosy.
- Ale jak?
- Nie wiem, Sami, ale jeśli ją czujesz, to z twojego powodu.
Poczułam ogromne dreszcze.
- Boisz się?- zapytał cicho Lysander.
Przytaknęłam.
- Nie ma się czego bać, Sami. To, że czujesz jej obecność, na pewno nie jest złe. Raczej znaczy, że za nią tęsknisz. A ona na pewno nie chciałaby, żebyś się martwiła.
- Dzięki. Masz rację...
Lysander zaczął mówić, co się u nich działo: o tym jak Rozalia przypadkiem spadła z krzesła podczas ubierania choinki prosto w ramiona Leo i prawie zwariowała, gdy jej chłopak wylał sok na jej sukienkę- prała ją ręcznie przez 20 minut, zanim uznała, że plama całkowicie zeszła. Trochę się pośmiałam i zrobiło mi się cieplej na sercu. Lysander odciągnął ode mnie zmartwienia.
***
Gdy wyjechaliśmy do domu rodziców, postanowiłam, że będę dzielna. Na pewno nie rozpłaczę się przy stole i będę tak ożywiona, na ile dam radę. Muszę to zrobić.
W ciągu dnia rodzice powiesili kilka ozdób. Wnieśliśmy prezenty i przywitaliśmy się ze wszystkimi. Wszystkimi, czyli rodzicami i dziadkami, z którymi nie miałam kontaktu od wakacji. Usiedliśmy przy stole i zaczęło się. Starałam się jak najwięcej rozmawiać z babcią i dziadkiem, bo, prawdę mówiąc, trochę się za nimi stęskniłam.
- A jak tam nowa szkoła, Samanto?- Zapytała babcia Ewelina.- Poznałaś tam kogoś? Jakiegoś chłopca?
Zaśmiałam się nerwowo, bo wszyscy na mnie spojrzeli.
- Poznałam mnóstwo bardzo ciekawych i sympatycznych- w mniejszym lub większym stopniu- osób, ale...
- Sam przecież nie daje się byle komu- poratowała mnie Astra- zanim pozwoli komuś się do siebie zbliżyć, skończy studia, jak nie lepiej.
Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Obie wiedziałyśmy, że to dość naciągane, ale nikt nie drążył tematu. W końcu Artur wstał i wziął Astrę za rękę. Ona także wstała.
- Chcielibyśmy wam coś powiedzieć- powiedział mój brat- A więc...
Astra westchnęła.
- Jestem w ciąży- oznajmiła.
Przez pierwsze pięć sekund wszyscy milczeli, a ja coraz szerzej się uśmiechałam.
- To wspaniale!- Krzyknęła w końcu babcia i przytuliła najpierw Astrę, a potem Artura.
Dziadek zrobił to samo. Rodzice powoli podeszli i uściskali ich, po czym tata oznajmił:
- Jesteśmy... z was bardzo... dumni.
Narzeczeni się pocałowali, a ja nie przestawałam się uśmiechać.
- Będę ciocią- pisnęłam.
Przytuliłam się do Astry.
- I chrzestną- dodał Artur.
Spojrzałam na nich pytająco.
- Tak, serio, Sami- uprzedził moje wątpliwości.
Prawie się na niego rzuciłam.
Potem wszyscy zaczęli rozpakowywać prezenty. Ja od Artura i Astry dostałam śliczną, srebrną bransoletkę, od dziadków pieniądze, a rodzice powiedzieli, że chcą mi dać prezent tuż przed moim wyjazdem. No tak. Za sześć dni mam urodziny.
W końcu zrobiło mi się lekko niedobrze. Wyszłam na dwór, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i pooglądać gwiazdy. Zaczęłam rozglądać się za Betelgezą... gdy zobaczyłam, że światło w naszym starym pokoju jest zapalone.
Mógł je zapalić każdy i z każdego, niekoniecznie ważnego, powodu. Ale ja musiałam tam wejść. Przekradłam się, żeby nikogo nie zaniepokoić. Weszłam do pokoju... w którym paliła się jedynie lampka na biurku. Obeszłam całe pomieszczenie. W końcu zrozpaczona usiadłam na łóżku. Na łóżku Ami.
Usłyszałam cichy szelest. Wstałam i przyjrzałam się prześcieradłu, po czym je zdjęłam. Zgięta na pól leżała tam... kartka papieru. Wzięłam ją szybko, schowałam do kieszonki marynarki i założyłam prześcieradło. Zeszłam na parter. W miejscu, gdzie schowałam kartkę, czułam, jakbym miała w piersi nóż.
***
Widzę jedenastoletnią siostrę, która w skupieniu szkicuje coś ołówkiem. Opiera się o łóżko, ale rysuje tak zawzięcie, że nie wyczuwa, jak ja schodzę z góry. Kładę jej rękę na ramieniu, przy okazji próbując przyjrzeć się temu, co narysowała.
To my, siedzące w ogrodzie i śmiejące się. Jednak ciężko to zobaczyć- to bardzo... no, niestety prymitywny rysunek. Jednak widać zarys zachodu w tle, kilka... zdjęć na trawie przed nami... i... och! Ledwo widoczny, jakby był tylko draśnięciem na szyi, wisi mój ukochany srebrny naszyjnik w kształcie łzy!
- Ami!- Dziewczyna zrywa się z podłogi i odchodzi ode mnie kilka kroków, chowając szkicownik.
- No cóż, arcydzieło to to nie jest, ale... widać, że to ludzie!- Próbuję ją udobruchać.
Zraniona wpycha zeszyt między podręczniki na biurku. Mija mnie i zaszywa się pod kołdrą.
- Sam...- szepczę.- To było piękne.
- Daj spokój- wzdycha.- Przecież wiem, że nawet nie widać, że to ludzie. I pewnie wydaje się, że płaczą.
- Może nie widać, ale czuć- ripostuję.
Sam prycha.
- Naprawdę!- Przysięgam.- Może i nie jesteś stworzona do malowania, szkicowania i rysowania, ale stworzyłaś idealną scenę! Dbałość o szczegóły... Wszystko dodaje realizmu, powody i skutki... Stworzyłaś historię!
Bliźniaczka wygramoliła się spod kołdry ze śmiechem.
- Faktycznie, historia jednej chwili- przewraca oczami.
- O właśnie! Wystarczy tylko trochę to poprawić!- Spoglądam na nią prosząco.
Ona w końcu wzdycha i wyjmuje zeszyt. Przejmuję go i biorę do ręki ołówek. Siadamy we dwie. Poprawiam wszystko, co narysowała.
- Przydałyby się chmury- instruuje mnie siostra- i... mam pomysł! Spróbuj lekko zaznaczyć cień na pierwszym planie z prawej! Tak jakby... Artur tu stał!
- I jeszcze dwa, jako rodzice?- Proponuję.
Ona kiwa głową.
W końcu kończymy.
- No, ty w odróżnieniu ode mnie masz dar- uznaje Sam.
- Ale ty umiesz tworzyć historie! Powinnaś... pisać!
- Pisać?!
- Tak, pisać! A ja będę rysować!
Spoglądamy na siebie i wybuchamy śmiechem. Wtedy drzwi gwałtownie się otwierają.
- Dziewczyny, jest druga w nocy!- Jęczy Artur.- Do łóżek.
- Się znalazł... Jak ty nas usłyszałeś? Przez sen?
Znów wybuchamy śmiechem. I tak się śmiejemy...
***
Obudziłam się gwałtownie i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 5:13. To nie przypadek. Ale siostra właśnie dała mi najpiękniejszy prezent w dziejach. Pokazała mi, jak być nią.
Wyjęłam z powieszonej na krześle marynarki znalezioną kartkę papieru. Odgięłam ją... i zobaczyłam stary jak świat rysunek. Stary jak opowiadanie o Betelgezie. Jak wydarzenia z tego snu.

Rysunek Ami przedstawiający nasz dom jako wyspę skarbów. Ale „X” w miejscu strychu był już nowy.


wtorek, 8 września 2015

Rozdział 17: Dłużej niż 6 sekund... ~Nita~

Kilka faktów z początku tych ferii zimowych:
Jest zima.
Spadł śnieg.
Jest siódma rano.
Zaraz zwymiotuję.
Ojciec odśnieża.
Matka kazała.
Będę stroiła choinkę.
Zwymiotuję ponownie.
To chyba tyle.
- Nita, czas wstawać!- Powiedział ktoś melodyjnym, ale sztucznym głosem, najwyraźniej kogoś przedrzeźniając.
- Śmieszne, braciszku…- Odparłam.
- Od czasu do czasu można sobie pożartować, siostruś.- Stwierdził, uśmiechając się do mnie ironicznie i stając obok mojego łóżka.- Oto rozpiska dzisiejszych zadań. Zgadnij, kto je przydzielił…
Westchnęłam ciężko, chwyciłam zwitek papieru i wygramoliłam się spod kołdry, pod którą wsunęłam się dosłownie moment wcześniej.
- Matka mogłaby się choć troszkę zlitować- mruknęłam bardziej do siebie.
W tej sekundzie pojawiła się rozpromieniona w drzwiach mojego pokoju i sprężystym krokiem podeszła, by wręczyć mi jakiś nowy, idiotyczny zestaw ubrań. Ku mojej zgrozie dostałam całusa i dziwną, czerwoną sukienkę. Ten dzień będzie dramatyczny.
***
Właśnie miałam wieszać na poręczy schodów ozdoby wręczone przez mamę, gdy…
- Hej, Ni…- urwał mój brat i złapał mnie w pasie, gdy na dźwięk jego głosu tuż za mną prawie spadłam ze stopnia.
Szybko wyrwałam się z jego uścisku.
- Braciszku, mógłbyś się trochę opanować?- Zapytałam z przekąsem.- Pamiętasz jeszcze, że masz dziewczynę? I że ja jestem twoją siostrą?
Na te słowa uśmiechnął się zagadkowo.
- Chciałem tylko powiedzieć, żebyś była ostrożna- powiedział i zostawił mnie z lekkim mętlikiem. Postanowiłam nie zaprzątać sobie głowy jego odpowiedzią i wróciłam do poprzedniej czynności- idiotycznego ozdabiania domu.
Po dwóch godzinach zadzwonił dzwonek do drzwi. Jako że stałam najbliżej, pobiegłam otworzyć. Moim oczom ukazała się nastolatka w grubym płaszczu, czapce i szaliku.
- Nita, wrobili cię jednak w to wszystko?- Zapytała Kim cicho i dodała praktycznie szeptem- to teraz patrz. Dzień dobry pani!
- Witam, jesteś koleżanką Nity?- Zapytała moja mama.
- Tak, proszę pani, jestem Kim. Widzę, że przyszłam w niewłaściwym momencie. Tylko że Nita miała dzisiaj wyjść ze mną do miasta, bo chciałyśmy kupić kilka upominków dla reszty znajomych. Wie pani, z okazji świąt. Więc jeśli to nie kłopot…- Przerwała, najwyraźniej oczekując ode mnie wsparcia.
- Na śmierć zapomniałam!- Powiedziałam z teatralnym przejęciem.- Mamo, nie pogniewasz się, jak wyjdę z Kim? Wróciłybyśmy pewnie za parę godzin.
Spojrzałam na nią błagalnie.
- No dobrze. Tylko wróć, zanim będzie ciemno.
Pobiegłam na górę po pieniądze i telefon i schowałam wszystko do torebki. Ubrałam się ciepło i po paru minutach szłyśmy już parkiem w stronę sklepów.
- Dzięki, Kim. Przyszłaś w samą porę. Właśnie mieliśmy ubierać choinkę, a nie bardzo miałam na to ochotę.
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie.
- Jeśli będziesz kiedyś jeszcze potrzebowała pomocy, śmiało dzwoń. Byle nie za często, bo twoja mama może w końcu nabrać podejrzeń co do moich odwiedzin.
Zaśmiałyśmy się.
Szłyśmy chwilę w ciszy, wdychając świeże, zimowe powietrze. Nagle stanęłam jak wryta, bo ktoś zastąpił mi drogę.
***
- O mało zawału nie dostałam!- Zdenerwowałam się.
- Nita, naprawdę, nadal nie rozumiem, czemu się gniewasz…- tłumaczył się niebieskowłosy.
- Gdyby tobie przed twarzą bez żadnego powodu pojawił się jakiś kolorowy upiór, to jak byś zareagował?- Odparowałam.
- Nit, może i Alexy wygląda idiotycznie w tym stroju- wciął się Armin, ignorując sprzeciw brata- ale nie musiałaś mnie uderzać z łokcia. Zwłaszcza w brzuch.
Mimo swoich słów widać było, że brunet uważa to wszystko za dobrą zabawę. Ale fakt, zaatakowałam go w sumie odruchowo, bo na widok Alexy’ego w “świątecznym” kostiumie jakiegoś tęczowego renifera na chwilę straciłam nad sobą panowanie. Na szczęście w najbliższym sklepie chłopak postanowił się przebrać.
Szliśmy tak we czwórkę przez miasto, nie przejmując się ludźmi zerkającymi dziwnie w naszym kierunku, gdy Kim stwierdziła, że jest jej za zimno. Wstąpiliśmy do pobliskiej kawiarenki, każdy sobie coś zamówił, ale dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z pewnego faktu. To właśnie tutaj bawiliśmy się z zepsutym automatem. Przyjaciółka chyba też sobie o tym przypomniała, bo uśmiechnęła się i pokazała kilka monet w dłoni. Arminowi troszkę dłużej zajęło myślenie, ale po dwudziestu minutach wszyscy już staliśmy przy automacie. Historia znów się powtórzyła i z wyśmienitymi humorami (i nielegalnie zarobionymi pieniędzmi w kieszeni) piliśmy kawę bądź gorącą czekoladę przy naszym stoliku.
- To było genialne- nadal cieszył się Alexy.- Szkoda, że ostatnio mnie nie było…
- Żaden kłopot. Na pewno będą jeszcze inne okazje do jakiejś wspólnej zabawy, niekoniecznie tutaj.- Powiedziała z przekonaniem Kim.
Atmosfera była bardzo przyjemna, ale po pewnym czasie postanowiliśmy się jeszcze przejść. Korzystając z okazji, kupiłam kilka upominków dla znajomych, gdy ci byli w innej alejce. Oczywiście nie zapomniałam także o innych przyjaciołach. Starałam się wybierać wyjątkowe rzeczy, nie kupiłam tylko prezentu dla Sam. Ale to już zupełnie inna kwestia, którą wczoraj wieczorem omówiłam z Rozalią.
- Słuchajcie, wpadłam na fajny pomysł- zaczęłam, gdy po chwili się spotkaliśmy.- Może byście wszyscy do mnie przyszli, tak na jakiś czas?
- Sorry, Nita, to naprawdę świetny pomysł, ale ja niestety już dzisiaj w ogóle nie mogę- powiedziała Kim i spojrzała na wyświetlacz telefonu.- O cholera, już jestem spóźniona. Dzięki za miłe spotkanie.
- Nie ma sprawy- odparłam.- Cześć!
- Do zobaczenia!- Rzuciła, wyraźnie się spiesząc.
- Jeśli propozycja jest nadal aktualna, ja chętnie wpadnę- ucieszył się Armin.
O nie. Nie chcę więcej zostawać z nim sam na sam. Złapałam zaskoczonego Alexy’ego za ramię i zaprowadziłam kawałek, z dala od zasięgu słuchu Armina.
- Słuchaj, błagam cię, a właściwie nawet rozkazuję: nie znikaj więcej w tak nieodpowiednich momentach, nie zostawiaj nas więcej samych!- Powiedziałam zdenerwowanym szeptem.- Obiecasz mi, że nie pójdziesz gdzieś sobie i ciągle będziesz gdzieś obok?
Spojrzał na mnie najpierw zdziwiony, potem jego twarz się rozjaśniła po nagłym olśnieniu.
- Czekaj… czyli ty… i mój brat… wiedziałem!- Zaśmiał się.
- Cicho!- Nadepnęłam mu na stopę.
- Halo? Nie chcę wam przerywać, ale możecie przestać szeptać na środku chodnika?- Zniecierpliwił się niebieskooki.
Odwróciłam się do niego z lekko wymuszonym uśmiechem.
***
- Dzień dobry pani!- Zawołali bliźniacy chórem, gdy przekroczyliśmy próg.
- Witam, chłopcy.
- Cześć, mamo- przywitałam się.- Słuchaj, zaprosiłam znajomych. Będziemy u mnie w pokoju.
- Dobrze. O ile się nie mylę, wyszłaś z domu z koleżanką- powiedziała, przeciągając każde słowo i wpatrując się we mnie czujnie.
Nie powiem, niezręczna sytuacja.
- Kim musiała już wracać. Tak więc będę u siebie z Arminem i Alexy’m.
Nie czekając na odpowiedź, zaprowadziłam chłopaków na piętro. Gdy zamknęłam drzwi pokoju, nareszcie odetchnęłam z ulgą.
- To co chcecie robić?- Zapytałam.- Może w coś pograć?
- Jak gra, to tylko The Sims.- Powiedział stanowczo, ale z uśmiechem, Alexy.
- Simsy mogą być- ucieszył się Armin.
Włączyłam laptopa i grę, po czym wszyscy usiedliśmy. Armin na moim łóżku, ja obok- na jego skraju, a Alexy na dostawionym pufie obok mnie. Rozpoczęłam rozgrywkę, która przebiegała gładko. W międzyczasie zaczęliśmy rozmawiać na temat naszych mam.
- No, nasza mama chyba pobiła wszelkie rekordy- westchnął niebieskowłosy.- Ale i tak ją uwielbiam.
- Tak, zawsze ma jakiś fajny komentarz w zanadrzu. Na przykład w te wakacje, jak była jakaś impreza, swoją drogą zabronili mi na niej nawet piwa, to mama wchodzi do salonu z kilkoma butelkami trunków. Kiedy pytają, czemu tak mało, to ona…
- Pamiętam!- Wtrącił się Alexy.- Sierpień miesiącem trzeźwości!
Zaczęliśmy się śmiać. Wymienili jeszcze kilka ciekawych tekstów, po czym powróciliśmy do gry.
- A właśnie, coś mi się przypomniało. Ostatnio przeczytałem świetną książkę- zaczął błękitnooki.- Bardzo ciekawa i mądra, naprawdę genialna.
- Jaki tytuł?- Zapytał Alexy, wyraźnie wątpiąc w chęci czytania u swojego brata.
- Bezubook, to od tej strony internetowej, bezuzyteczna.pl. Naprawdę, wiecie, ile się z niej dowiedziałem?- Zapytał pełen entuzjazmu.
- Wow- powiedziałam.- Podaj choć jeden przykład.
Od razu zaczął cytować niektóre fakty, typu "bakterie mnożą się przez dzielenie", "słowo 'mama' po gruzińsku oznacza 'ojciec'", czy "kanibal po turecku to 'yamyam'", ale "A wiesz, że na Filipinach mieszka chłopiec, który nazywa się Lord Voldemort?" po prostu sprawiło, że mój mózg przestał sprawnie działać. Po tej “dawce wiedzy bezużytecznej” spojrzałam na niego zdębiała. Nie mrugałam, nie robiłam ironicznej miny, po prostu patrzyłam.
- O, o tym też było, w sensie tym, co teraz robisz. Jakoś tak: “Jeśli twój rozmówca patrzy ci prosto w oczy dłużej niż 6 sekund, sam nie mrugając przy tym oczami, to albo chce cię zabić, albo uprawiać z tobą seks”.
Dopiero po chwili dotarło do niego, co powiedział i oboje znaleźliśmy się w okropnej sytuacji. Alexy wybuchł śmiechem.
- Znając ciebie, zacząłem się już trochę bać i zastanawiać, gdzie trzymasz nóż. Nie dziw się, że bardziej skłaniam się do tej pierwszej opcji. Bo wiesz, nie bardzo chce mi się wierzyć, że…- Urwał cały czerwony.
Zwykle w takiej sytuacji staram się sobie wyobrazić, jakiego zachowania bym oczekiwała od ich uczestnika, gdybym była tylko obserwatorem. No tak, oczekiwałabym teraz jakiegoś uniesienia brwi, kpiącego uśmiechu czy ciętej riposty. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to wielki rumieniec rozlewający się po twarzy i jakieś pojedyncze, urywane sylaby. Słysząc to, Alexy zaczął śmiać się jeszcze głośniej, jeśli to w ogóle możliwe.
- O Boże, stary, to żeś dowalił!- Parsknął, ledwo łapiąc oddech.- Ha, ha, ha!
I tak oto znalazłam się w fatalnym położeniu, bo przede mną na moim łóżku siedział chłopak, który moment temu powiedział o tym, że albo chcę go zabić, albo… ekhem, a jego brat gej śmieje się z nas na podłodze, prawie się przy tym dusząc. Wiedziałam, że ten dzień będzie dramatyczny.
Strzeliłam facepalma i schowałam twarz w poduszkę, by uniknąć kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Zapamiętaj- nie dłużej, niż 6 sekund. Nie dłużej! I pewnie byśmy tak zostali, gdyby do mojego pokoju ktoś nie wszedł. Jeśli to mama, nie ręczę za siebie.
- Siostruś, chyba przyszedłem w nieodpowiednim momencie.
Z jego perspektywy to na pewno wyglądało idiotycznie, biorąc pod uwagę, że Alexy ciągle nie mógł się uspokoić. Uniosłam oczy na brata, starannie licząc czas.
- Kastiel, nigdy nie zgadniesz!- Zaczął Alexy.- Serio, nie uwierzysz, co Armin powiedział do twojej siostry! Jakoś tak: "jeśli twój rozmówca…"
Przerwał, bo nadepnęłam mu na stopę. Jęknął, ale nadal się szeroko uśmiechał. Jeśli mój brat zaczął coś podejrzewać, nie dał tego po sobie poznać.
          - Idealne towarzystwo dla mojej małej siostrzyczki- westchnął Kas.
          - A może jestem starsza?- Zapytałam, odzyskując zdrowy rozsądek.
          - Możesz sobie marzyć…
          Prychnęłam lekceważąco.
          - Chłopaki, wiem, że to niezbyt taktowne, ale, hmm, muszę was wyprosić. Nie bierzcie tego do siebie, ale powinnam teraz pomóc mojej mamie.
          Wyszłam na moment z pokoju i poszłam do łazienki, by sprawdzić, czy rumieniec zniknął. Na szczęście tak. Po chwili odprowadzałam już chłopaków do wyjścia i mimo że się uśmiechałam, w głębi duszy chciałam jak najszybciej zniknąć i nie widzieć żadnego z nich przez dość długi czas. Starałam się w szczególności unikać Armina, ale jak na złość przez pomyłkę trąciłam go ręką w dłoń. Przez chwilę miałam nadzieję, że tego nie poczuł, ale gdy wychodzili, puścił do mnie oczko. Ściągnęłam brwi, udając, że nie rozumiem. Nie zadziałało, bo chłopak się uśmiechnął.
          Niech ten dzień się skończy, do cholery!
          Zdenerwowana pobiegłam na górę i chwyciłam laptopa. Wyłączyłam Simsy, o których zapomniałam, i puściłam muzykę. Usiadłam na poduszkę (bo w tej chwili kontakt z łóżkiem przywoływał niechciane wspomnienia) i oparłam się wygodnie o ścianę. Nie zdając sobie z tego sprawy, zasnęłam, myśląc o brunecie…
***
          Wieczorem obudził mnie brat, by poinformować o dziwnej pozycji wypoczynku. Nie przejęłabym się jego obecnością i tylko położyła na łóżku, gdyby nie pewna informacja. Mianowicie- powiedział mi o jakimś SMS-ie. Nie chciał wytłumaczyć nic więcej poza tym, że dostał jakąś wiadomość, której treść koniecznie muszę poznać, lecz dopiero jutro. Super…
          Przebrałam się w piżamę i wsunęłam pod kołdrę, niestety ciężko mi było zasnąć. Już nawet nie pamiętam, czym to było spowodowane.

***
          Rano wskoczył na mnie Demon. Tak, standard, a w drzwiach stał nie kto inny, jak… zaraz, tata?
- Dzień dobry, córeczko- powiedział, patrząc na mnie przyjaźnie.
- Hej…- Próbowałam się uśmiechnąć.- O co chodzi? Która godzina?
- Jest ósma. Wykąp się, ubierz, a potem choć pomóż stroić choinkę- odparł radośnie.
- O rety, nie mieliście tego wczoraj zrobić?- Westchnęłam.
- Tak, ale gdy poszłaś, twój brat poprosił, żebyśmy na ciebie zaczekali. Stwierdził, że taka zabawa może ci się spodobać i nie może cię ominąć. A później on poszedł do kolegi, więc z mamą postanowiliśmy, że ubierzemy choinkę wspólnie dopiero dzisiaj.
Kastiel… Zacisnęłam pod kołdrą pięści. Ten dzień ma być lepszy i nikomu nie pozwolę go popsuć.
Wysunęłam się spod pierzyny i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, po czym zeszłam na śniadanie. Powitały mnie uśmiechy rodziców.
Dziwnie się czułam. Cały czas miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam. Moje myśli niestety znowu wróciły do wczorajszego spotkania z bliźniakami, więc uznałam, że jedynym sposobem na to jest strojenie drzewka świątecznego. Wiem, głupie, ale i tak musiałam to kiedyś zrobić.
Zajęło mi to około pół godziny. Tata wziął na siebie powieszenie lampek, mama postanowiła upiec pierniczki. Gdy wreszcie wszystko było gotowe, usiadłam na kanapie przed telewizorem i spojrzałam zirytowana na brata, który w zupełnie niczym nie pomógł. Tylko uniósł brew, po czym wrócił do czytania czegoś na telefonie. Udało mi się tylko dojrzeć, że pisze z Laurą. Hmmm, a on nie miał mi czegoś pokazać? Szybko wyrwałam mu komórkę z ręki i pobiegłam w kierunku pokoju. Zanim zdążył się zorientować, byłam już na schodach. Gdy dobiegłam na miejsce, zatrzasnęłam za sobą drzwi i wskoczyłam na pufa.
- Co to miało być?!- Zdenerwował się.
- Miałeś mi pokazać jakiegoś esemesa- odparłam, ciągle szukając dziwnych wiadomości lub innych tego typu rzeczy.
- Aaa, o to chodzi… usunąłem go.
- Co?- Zdziwiłam się.
- To. Po prostu miałem wrażenie, że mama go przeczyta, a nie chcę, żebyś miała przez to jakieś dziwne akcje.
- Powiedz, co w nim było- poprosiłam z błagalną miną.- Proooszę!
Spojrzał na mnie jak na dziecko.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
Kiwnęłam głową z przekonaniem.
- A więc Alexy napisał mi, co Armin do ciebie wczoraj powiedział. Siostra, masz wzięcie- zaśmiał się.
Popatrzyłam na niego oburzona z szeroko otwartymi oczami. Kretyn do potęgi entej.
- I ty przeciwko mnie?- Zapytałam zawiedziona i zdenerwowana jednocześnie.
Prychnął i poszedł.
Odpaliłam laptopa, by włączyć muzykę. W tej chwili uświadomiłam sobie, o czym zapomniałam. Skai!
Otworzyłam skrzynkę e-mail z myślą o napisaniu do niej. Nie spodziewałam się jednak, że mam już pewną wiadomość sprzed kilku dni. Zaczęłam czytać:

          Nita!
Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Tak naprawdę nie wiem, kiedy znowu będę miała dostęp do komputera, więc piszę już dziś. Wiem, że wiele się zmieniło. Wiem, że trudno Ci to czasem zaakceptować. Wiem, że masz uprzedzenia do wielu ważnych spraw. Mimo to pamiętaj, że to nie Ty tu jesteś winna. Rozumiem, jakie to trudne cieszyć się z czegoś, co cieszy tylko w 99%. Bo mam tak z Twoim wyjazdem. Jeszcze raz życzę Ci pięknych świąt i tego, by nie ciążył Ci już ten 1%,
Kochająca Skai.

Wpratrywałam się tępo w literki przed moimi oczami. Czułam, że to głupie, czułam, że powinnam zareagować inaczej, ale nie potrafiłam. Po moim policzku spłynęła łza. Zaraz po niej kolejna i kolejna, i jeszcze następna. Nie dałam rady ich odgonić, po prostu zaczęłam płakać. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, ale nie obejrzałam się. Minęło parę minut i zdołałam się uspokoić. Wciąż jednak było mi strasznie przykro. Wytarłam mokrą twarz i zamknęłam oczy.
Ponownie usłyszałam skrzypnięcie i odruchowo zerknęłam w tamtym kierunku. Mignęła mi tylko czerwona czupryna, ale od razu domyśliłam się, że widziano mój płacz. Wstałam chwiejnie, po czym zeszłam po schodach. Już z uśmiechem wkroczyłam do salonu, by zobaczyć Demona szalejącego koło choinki. Mama i tata krzyczeli na niego, ale nim ktokolwiek zdążył zareagować, pies skoczył prosto na drzewko i spadło kilka bombek. Nie chciałam mu przeszkadzać- nareszcie wydarzyło się coś ciekawego. Tata próbował go złapać, ale przez to Demon zaplątał się w gałęzie. Przymknęłam powieki i zatkałam uszy gotowa na to, co miało się właśnie stać. Zgodnie z moimi przypuszczeniami choinka przewróciła się i większość ozdób natychmiast popękała. Na szczęście drzewko się nie połamało. Gdy moja mama wyglądała, jakby miała zemdleć, ja parsknęłam szczerym i głośnym śmiechem.
- Co ci się stało? Nie widzisz, jaką mamy tragedię?!- Zapytał mocno poruszony tata.
- Nareszcie jakiś pozytywny moment!- Ucieszyłam się, widząc totalne pobojowisko przed moimi stopami.
- Jaki pozytywny?!- Zdenerwowała się mama.
Hmmm, no właśnie, jaki w tym pozytyw...
- Te święta potrzebowały trochę... życia!- Olśniło mnie.
Jak raz mówienie prawdy okazało się bardzo przydatne.
- Musimy tu posprzątać, ustroić choinkę po raz kolejny, ale za to lepiej zapamiętamy ten dzień! Nareszcie, to wszystko wyszło z ramy idealnych świąt z obrazka!
Rodzice spojrzeli na mnie... z dużą uwagą.
- No co...- zaniepokoiłam się.
- Trzeba kupić nowe ozdoby- powiedziała mama.
Hmm?
- To dobry pomysł- uznał tata.- Kochanie, może ty pojedziesz z Nitą do centrum, a ja z Kastielem tu posprzątam.
Co proszę?
- Słucham?!- Nie dowierzał mój brat, który akurat wszedł do salonu.
- Jestem za!- Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy wszystko zrozumiałam.
Rodzice się ucieszyli. Kastiel złapał psa, który wciąż podejrzanie trzymał się choinki. Poszedł go zanieść do siebie.
- Dobra, mamo, pójdę tylko po torebkę i możemy jechać- oznajmiłam i pobiegłam na górę. Szybko wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do pokoju brata.
- Genialna akcja- oświadczyłam.- Jak go skłoniłeś do przewrócenia choinki?
- Mięso pod drzewem- wyjaśnił krótko.- Twoja przemowa także była niczego sobie.
- Dziękuję- zaśmiałam się.
Jakoś poprawił mi się humor.
- Sprzątać- mruknął.
- Na tym polega magia świąt- uświadomiłam mu z udawaną przykrością.
- A jednak, mała, wierzysz w magię.
Przewróciłam oczami, poczochrałam mu włosy i wyszłam, zanim zdążył zareagować.
- Gotowa?- Zapytała mama lekko podejrzliwie.
Kiwnęłam głową.
***
Co mi strzeliło do tego cholernego łba? Ja? Na zakupach? Bombek?
Mojej mamie obejrzenie wszystkich zajęło godzinę. Ja po pierwszych dziesięciu minutach zapakowałam pękate srebrne i fioletowe bombki.
- Nita, nie mogę się na żadne zde...- gdy mama zobaczyła zapakowany koszyk, uniosła brew.
Uśmiechnęłam się. Robiła to tak samo jak Kastiel...
Poczułam się dziwnie. Tak, jakbym zdała sobie sprawę z czegoś wręcz oczywistego. Otrząsnęła się ze stanu osłupienia.
- Świetny wybór- uznała rodzicielka.
Teraz to ja uniosłam brew.
Już miałyśmy odejść... uśmiechnęłam się bardzo szeroko.
- Czekaj- mruknęłam i podeszłam do bombek bez opakowań po 2.99 zł. Znalazłam... małą gwiazdeczkę. Małą, złotą gwiazdeczkę na identycznym sznurku.
Szybko włożyłam ją do wózka.
***
O dziwo salon lśnił. Ciekawe, jak szybko udało im się zamówić ekipę sprzątającą...
Choinka stała, brakowało jedynie bombek. Do wieszania doszedł nawet Kastiel. To cud!
Po pół godziny drzewko świąteczne wyglądało idealnie. Bez żadnych zbędnych kolorów. I-de-al-ne. Postanowiłam to zepsuć. Z boku, w ledwo widocznym miejscu, zawiesiłam gwiazdkę, po czym udałam się do swojego pokoju. Laptop wciąż był otwarty na mailu. Poczułam, że chyba znów się rozpłaczę, ale zaczęłam pisać.

Skai,
dziękuję. Dziękuję za to, że jesteś, mimo że ja powinnam być przy Tobie. Dziękuję za to, że mnie rozumiesz.
Nie wiem, jak Ci się odwdzięczyć. To chyba po prostu niewykonalne.
Gdy ubieraliśmy choinkę, zrobiłam rzecz, o której powinnaś wiedzieć- między mnóstwem fioletowych i srebrnych bombek (które specjalnie wybrałam w twoich ulubionych kolorach) powiesiłam jedną, złotą gwiazdę.
Mam nadzieję, że Twoje święta będą cudowne, a w nowym roku... coś się zmieni.
Tęsknię, Nita

Wysłałam wiadomość i zamknęłam komputer. Niedziela, wieczór. Jak na razie te święta to jeszcze nie kompletny koszmar.


* * * * * * * * * * * * * * *

Przepraszamy za te opóźnienia. Miałyśmy po prostu kryzys, jeśli chodzi o wenę i czas. 
Ostatnio przyjaciółka powiedziała nam, że takie spóźnienia są denerwujące. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale ją najbardziej irytuje to, że po prostu przepraszamy za zaistniałą sytuację. Co Wy o tym sądzicie? Czy spóźnienia aż tak Was denerwują? Co powinnyśmy robić, by w razie takich niedoskonałości jakoś Wam to zrekompensować? A tak przy okazji to chcemy życzyć jak najlepszego startu w nowym roku szkolnym ^^