Sobota
okazała się dla mnie cudownym dniem. Jakiś konkretny powód? Bo
spędziłam ją z Astrą i Arturem.
Do ich mieszkania przyjechaliśmy chwilę przed 22:00. To stosunkowo duże mieszkanie, choć na skraju miasta. Jest ono bardzo jasne, choć gdzieniegdzie wiszą plakaty czy tabliczki w stylu retro. Meble są w większości czarne lub przeszklone. Jest tam ich sypialnia, dwa pokoje gościnne- jeden zarezerwowany dla dziecka, a drugi tymczasowo dla mnie. W sumie stanowi bardziej biuro niż sypialnię. No cóż, tak to jest, jak się studiuje. Artur jest na trzecim roku psychologi, a Astra rok temu zdecydowała się na kierunek malarstwa. Jednak moja przyszła bratowa (jak ślicznie!) studiuje zaocznie- na co dzień dalej pracuje w salonie.
Do ich mieszkania przyjechaliśmy chwilę przed 22:00. To stosunkowo duże mieszkanie, choć na skraju miasta. Jest ono bardzo jasne, choć gdzieniegdzie wiszą plakaty czy tabliczki w stylu retro. Meble są w większości czarne lub przeszklone. Jest tam ich sypialnia, dwa pokoje gościnne- jeden zarezerwowany dla dziecka, a drugi tymczasowo dla mnie. W sumie stanowi bardziej biuro niż sypialnię. No cóż, tak to jest, jak się studiuje. Artur jest na trzecim roku psychologi, a Astra rok temu zdecydowała się na kierunek malarstwa. Jednak moja przyszła bratowa (jak ślicznie!) studiuje zaocznie- na co dzień dalej pracuje w salonie.
No
i najważniejsze. W salonie jest... pikowana, czerwona kanapa! I choć
to dziwne, a i jestem tu po raz pierwszy, od razu się zadomowiłam.
Tak
więc sobota zaczęła się w cudnej, luźnej atmosferze. Bałam się,
że będę im przeszkadzać, ale nie wydarzyło się nic, co by na to
wskazywało.
Po
śniadaniu (jak dobrze, że Astra umie gotować…), pojechaliśmy
wszyscy do centrum. Zaplanowaliśmy sobie, że większość prezentów
dla rodziny kupimy razem. W międzyczasie weszłam do sklepu z
antykami i kupiłam dla nich w tajemnicy metalową figurkę
przedstawiającą motor.
Około
14:00 zgłodnieliśmy, a nie mogliśmy jeszcze wracać. Tak więc
zjedliśmy w niedawno otwartej restauracji w stylu amerykańskim.
Nie, żeby chodziło o krem czy coś takiego- raczej profesjonalne
hamburgery.
Następnie
znów zajęliśmy się zakupami. Było wpół do czwartej, kiedy
nagle zadzwonił telefon Astry.
- Halo?
O, cześć Missy. Co się stało? Ale... no dobra, gdzie jesteś?
Co?! Rany... niech będzie, czekam na parkingu za pięć minut.
Dziewczyna
rozłączyła się.
Co się stało?- Zapytał Artur.
Co się stało?- Zapytał Artur.
- Missy
nie daje sobie rady w salonie... zaraz po mnie podjedzie.
Przepraszam.
-Nic
się nie stało, na pewno cię nie podwieźć?- Spojrzałam na nią
pytająco.- Zawsze możemy dokończyć zakupy jutro.
-
Spoko! I tak chodzimy tu już dłużej, niż myślałam! A prezenty
są w sumie kupione. No, to widzimy się wieczorem!
Pocałowała
Artura na pożegnanie i poczochrała mi włosy.
Gdy
odeszła, spojrzałam z podziwem na brata.
-
Znam ją od dawna, ale wciąż mnie zaskakuje- powiedziałam.- Wiesz,
masz dużo szczęścia.
-
Wiem o tym- uśmiechnął się.- To gdzie jeszcze nie byliśmy?
Zaśmiałam
się, a potem na serio zdziwiłam- racja, obeszliśmy już prawie
wszystkie sklepy.
-W
empiku?- Pomyślałam.
-
Ach, zapomniałem! No to chodźmy, Sam.
Zaśmiałam się i udaliśmy się do sklepu. Jak się okazało, pierwszym, co nas zainteresowało, były książki. Odzwyczaiłam się od ich czytania... Najpierw przejrzałam top 40, a potem poszłam do działu młodzieżowego. Artur zniknął gdzieś między psychologią, a fantastyką.
Zaśmiałam się i udaliśmy się do sklepu. Jak się okazało, pierwszym, co nas zainteresowało, były książki. Odzwyczaiłam się od ich czytania... Najpierw przejrzałam top 40, a potem poszłam do działu młodzieżowego. Artur zniknął gdzieś między psychologią, a fantastyką.
Przejrzałam
kilkanaście opisów, ale nie znalazłam nic ciekawego. Poszłam
szukać brata, który nagle zniknął mi sprzed oczu. Weszłam za róg
jednego z regałów i łup!, wpadałam na kogoś.
-
Przepraszam!- Pisnęłam.
-
Sam?
Spojrzałam
na chłopaka, na którego wpadłam. To... Tristan! Chodziłam z nim do
liceum.
-
Dobrze cię widzieć- powiedział z uśmiechem.
-
Nawzajem- mruknęłam, odwzajemniając go.
-
Przyjechałaś na święta?- Domyślił się.
-
Tak. No, muszę szukać brata- uznałam i prędko pożegnałam
się z Tristanem.
Wyglądał
na dość zdziwionego. Zignorowałam to i poszłam szukać Artura,
którego ostatecznie znalazłam przy kasie.
-
Co się stało?- Zapytał chwilę później.
Opowiedziałam
mu, co się stało. Rany, jestem chodzącą bombą. Wystarczy, że
kogoś spotkam, a już zaczynam panikować.
Jak
na kogoś, kto studiuje psychologię, Artur niewiele mi pomógł.
Powiedział, że to po prostu natłok wrażeń. A może miał rację?
***
Niedziela
minęła mi mniej przyjemnie, bo musiałam spotkać się w końcu z
rodzicami. Artur zawiózł mnie do nich po południu. No i się
zaczęło.
Drgawek
dostałam, gdy zobaczyłam naszą ulicę. Wchodząc do domu, byłam
ledwo żywa.
Rodzice
powitali mnie w serii uścisków. Jak na kogoś, kto unikał mnie od
pół roku, okazywali za dużą sympatię. Naprawdę, po prostu
czekałam, aż ktoś się rozpłacze.
Jednak
nic takiego się nie stało. Dostałam zaszczyt włożenia połowy
bombek na choinkę, pozwolili mi też zawiesić na niej lampki.
Całość prezentowała się bardzo dobrze, przeważał głównie
fiolet i srebro, co było eleganckie, ładne i mało sentymentalne.
Jak ten dzień. Kompletnie nie czułam, że spotkałam rodzinę.
Znałam ich twarze, głos, spojrzenie, ale ich nie czułam. Przy
obiedzie specjalnie wylałam szklankę soku na nowy obrus, by
sprawdzić reakcję. Takowej nie było.
W
końcu odważyłam się pójść na piętro. Powiedziałam
wszystkim, że idę do toalety. Weszłam cicho po schodach i
rozejrzałam się. Nie wiem, czego się spodziewałam- nic nie uległo
zmianie. Podeszłam do drzwi pokoju. Powoli przejechałam po nich
dłonią. Dotknęłam klamki, która ze skrzypieniem
opadła. Zajrzałam nieufnie do pokoju. Piętrowe łóżko
świeciło pustkami. Na biurkach nie było żadnych kartek. Szafy i
komody były zamknięte.
Na
co ja niby liczyłam? Na uchylone drzwi szafy, za którymi znajdę
trupa?
Wzdrygnęłam
się, wyszłam z pomieszczenia i zeszłam na parter. Specjalnie
zostawiłam drzwi do pokoju uchylone. Nie wiem, czemu miałoby to
służyć, ale może przynajmniej ożywi domowników.
Reszta
dnia niczym więcej się nie wyróżniała.
***
W
poniedziałek obudził mnie telefon. Zdążyłam tylko zauważyć, że
za oknem jest mnóstwo śniegu, po czym westchnęłam i odebrałam.
-
Mhm?- Mruknęłam zaspanym głosem.
-
Ratuj mnie!- Szepnęła Nita.
Przetarłam
oczy.
-
Możesz powtórzyć?- Poprosiłam.
-
Sam, to nie pora na żarty!- Warknęła dziewczyna, a ja zaczęłam
się śmiać.
-
O co chodzi?- Zapytałam.
-
O te święta!- Jęknęła i opisała mi, co się u niej działo
przez ostatnie dwa dni.
Zaczęłam
się tak straszliwie śmiać, że wylądowałam na podłodze.
-
Czekaj, jeszcze raz, co on powiedział?
-
Że jeśli twój
rozmówca patrzy ci prosto w oczy dłużej niż 6 sekund, nie
mrugając w tym czasie oczami, to albo chce cię zabić, albo
uprawiać z tobą seks.
-
A potem, że bardziej skłania się do tego drugiego, tak?- Upewniłam
się.
-
Tak- potwierdziła Nita.- Czekaj, NIE!
Znów
wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś
okropna! Pomóż mi!- Błagała dziewczyna.
-
Ale niby jak?
-
Nie wiem, daj mi jakąś genialną radę, co mam zrobić, żeby tu
przetrwać! Kim jest wiecznie zajęta, moi rodzice kompletnie popadli
w świąteczny nastrój, a Kastiel wciąż odmawia wykorzystania
Demona jako dywersji, gdy będę stąd uciekać!
Parsknęłam
śmiechem.
-
A co z Roxy i Corą?- Zapytałam.- Może mają czas.
-
Do nich też dzwoniłam! Są kompletnie zajęte! A mnie zaraz ktoś
ubierze w puchate skarpety i każe oglądać Kevina!
Westchnęła
ponownie i zapytała, co tam u mnie.
-
W sumie nic. Kompletnie nie czuję tych świąt- oznajmiłam.
-
Mam tak samo... ja nigdy nie czułam się tak źle w święta. Sam,
ja naprawdę tu nie daję rady. I nie chodzi mi już tylko o
Armina... Ale się porobiło.
-
Racja.
Zaczęłyśmy
omawiać, co możemy zrobić, by bardziej poczuć te święta i mniej
się załamywać. W końcu wpadłyśmy na to, żeby ubrać czapki
Mikołaja od Lau. Następnie myślami przeniosłyśmy się do
znajomych, którzy porozjeżdżali się nam po kontynencie.
O
wiele bardziej odpowiadałyby nam święta z nimi niż z rodzinami.
***
Gdy
skończyłyśmy rozmawiać, dochodziła 10:00. Ubrałam się i
poszłam szybko ogarnąć w łazience, po czym zawędrowałam do
kuchni.
-
Co tam?- Zapytałam Astrę, robiącą tosty.
-
Artura wcięło- mruknęła nieco rozbawiona.- Poprosiłam, żeby
pojechał po zakupy, bo mamy niemal pustą lodówkę... a on nie
wrócił od pół godziny.
Uśmiechnęłam
się.
-
Rozmawiałaś z przyjaciółką?- Spytała mnie przyszła bratowa.
Kiwnęłam
głową.
-
Już się bałam, że postradałaś zmysły- wyznała.- Spokojnie
sobie spałaś, gdy nagle zaczęłaś się tak śmiać, jakbyś...
hmmm, no właśnie?
Opowiedziałam
jej w skrócie rozmowę Armina i Nity. Także zaczęła się
śmiać.
-
Teraz rozumiem, dlaczego jeszcze się nie załamałaś, Sam-
powiedziała.
Spojrzałam
na nią pytająco.
- Martwiłam
się o ciebie- wyjaśniła.- Wiem, że starasz się o tym nie myśleć,
ale straciłaś siostrę. To może zmienić człowieka. Ale ty się
trzymasz.
-
Tak uważasz?- Zapytałam bez cienia pewności siebie.
-
Tak. Naprawdę, Sami. Mimo wszystko trzymasz się naprawdę dobrze.
Ale nie bój się powiedzieć, gdyby coś się stało, okej?
Prawie
się rozpłakałam. Astra przytuliła mnie mocno.
-
Co tam, dziewczęta? Cóż za wzruszająca scena mnie ominęła?-
Zdziwił się Artur, wchodząc do pomieszczenia.
Spojrzałyśmy
na siebie porozumiewawczo i nic mu nie wyjawiłyśmy.
-
Ech, kobiety- westchnął.
-
Właśnie!- Uśmiechnęłam się.- To na kiedy planujecie ślub?
Spojrzeli
na siebie lekko zdezorientowani. Uśmiechnęłam się jeszcze
szerzej.
-
Sam, jeszcze nie planujemy dokładnej daty...- spróbował wybrnąć
z tego Artur.
-
Ale to najwyższa pora!- uznałam.- W końcu, za pół roku będą
wakacje, które są na to najlepszym momentem- będzie ciepło i
każdy będzie mógł sobie pozwolić na wyjazd. Gości trzeba
poinformować kilka miesięcy wcześniej, więc nie można zwlekać z
planowaniem. Należy wynająć jakiś lokal, ustalić datę w
kościele...
Astra
zatkała mi usta dłonią.
-
Chciałabyś się zatrudnić na głównego organizatora?- Spytała.
Mój
brat szerzej otworzył oczy.
-
My studiujemy, a ty najwyraźniej masz pojęcie w temacie...-
ciągnęła dziewczyna.- Co ty na to?
Krzyknęłam,
że się jak najbardziej zgadzam. Artur tylko podrapał się po
głowie i poprosił, żeby go o wszystkim informować.
Właśnie
zostałam organizatorką wesela.
***
Po
południu znów spędziłam cały dzień z rodzicami, jednak bardziej
się ożywiłam. Astra i Artur powiedzieli im o moim zaangażowaniu,
a oni odebrali to dość entuzjastycznie. Usiadłam w salonie z
notesem i zaczęłam zapisywać wszystko, co muszę załatwić.
Wkrótce mama zaczęła mi podawać nazwy lokali. Ostatecznie ja, ona
i Astra spędziłyśmy pół dnia na rozmowie, a Artur z tatą poszli
odśnieżać, po czym zajęli się meczem.
Jednak
piękną beztroskę przerwała pora na obiad. Usiedliśmy przy stole.
Rozmowa się kompletnie nie kleiła. Kompletnie. Uznałam, że to ja
muszę zacząć.
-
Wiecie, w mojej nowej szkole wiecznie się coś dzieje- powiedziałam-
a towarzystwo jest bardzo sympatyczne, choć trochę szalone. Ogólnie
przyjemnie spędza mi się tam czas. Nauczyciele nie są za
specjalnie mili, ale za to bardzo polubiłam wychowawcę. Chodzę na
kółko dyskusyjne z koleżankami i Laurą, poza tym czasami
udzielamy się w różnych wydarzeniach.- Nie wspomniałam tylko, że
zwykle są to imprezy...- Szkoła sama w sobie jest ładna, chociaż
niektóre miejsca trochę zaniedbane. Często chodzę do tamtejszego
ogrodu. Tak ogólnie podoba mi się.
Kiedy
w końcu przestałam mówić, zauważyłam, że wszyscy bardzo
uważnie mi się przyglądają. Astra uśmiechnęła się
zachęcająco. Nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogłam powiedzieć.
Nie chciałam zdradzać żadnych ważnych szczegółów. Uśmiechnęłam
się więc i zaczęłam jeść.
Dostrzegłam
jednak w oczach mamy coś, czego się nie spodziewałam- tęsknotę,
ale i ulgę.
***
Wtorek
rano. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Wiedziałam, że ten
dzień będzie bardzo ciężki. Moje pierwsze święta bez Ami. Od
rana nie mogłam przestać o niej myśleć. Widziałam jej twarz w
lustrze, słyszałam śmiech, gdy rozmawiałam z Astrą i Arturem
przy śniadaniu oraz czułam jej spojrzenie, gdziekolwiek bym poszła.
To było przerażające.
Uznaliśmy,
że do domu rodziców pójdziemy dopiero wieczorem. Mama i tak nie
potrzebowała pomocy w gotowaniu, więc tylko byśmy siedzieli w
milczeniu. Tak więc w spokoju oglądaliśmy świąteczne filmy
we trójkę, żeby trochę złapać te święta. Mi się jakoś nie
udało.
Po
szybkim obiedzie Artur i Astra oświadczyli, że idą na dłuuugi
spacer. Ucieszyłam się, że choć przez chwilę nie będę im
ciążyć. Gdy wyszli, zadzwoniłam do Nity, która odebrała po
pierwszym sygnale.
-
Mój kochany braciszek jeszcze nigdy mnie tak nie denerwował-
wyznała.- To pewnie przez brak Lau i Lysa. Nie ma już prawie z kim
gadać, więc mnie dręczy!
Pocieszyłam
ją, jak mogłam. A ona pocieszyła mnie. Potem postanowiłam
zadzwonić do Lysandra.
- Cześć, Sam!
Czekaj chwilę! Zaraz oddam ci telefon!- Przywitała się Rozalia i
krzyknęła do kogoś. Usłyszałam, jak wbiega po schodach i
zamyka się w pokoju.
-
Co tam?- Zapytała- Dajesz radę?
Słysząc
jej podekscytowany ton zrobiło mi się dużo cieplej.
-
Jakoś- odpowiedziałam.- A co tam u was?
-
Jest cudnie! Rodzice Leo i Lysa są ciepli i bardzo mnie polubili.
Święta są takie piękne!
Wniebowzięta
Rozalia brzmiała jeszcze lepiej niż kiedykolwiek. Aż zaraziła
mnie optymizmem.
-
Pisałam wczoraj z Lau, kazała cię pozdrowić. Nita czegoś mi nie
mówi, ale niedługo się dowiem...
Nie
odezwałam się w tym momencie.
-
Kim nie chciała rozmawiać- kontynuowała.- Ma święta gdzieś. A
Violetta była cicha jak zwykle, ale wyraźnie jest szczęśliwa.
Ucieszyłam
się. Roza zastanowiła się nad czymś... ale nic mi w końcu nie
powiedziała. Rozmawiałyśmy jeszcze luźno przez dwadzieścia
minut, aż do pokoju, w którym przebywała przyjaciółka, ktoś
wszedł. Pożegnała się ze mną i oddała słuchawkę Lysandrowi.
-
Hej- mruknęłam cicho.
-
Cześć, Sam.
Uśmiechnęłam
się lekko.
-
Co tam? Rozalia jest wniebowzięta. A ty?
-
Miło jest spotkać rodziców, ale...- chłopak przerwał.
- Hmmm?
-
Jak tam u ciebie?
Westchnęłam.
-
Czuję, że ona tu jest, Lysander- szepnęłam drżącym głosem.-
Nie wiem jak i dlaczego, ale czuję jej obecność. To przerażające.
-
Może ona tu jest- odparł po chwili białowłosy.
-
Ale jak?
-
Nie wiem, Sami, ale jeśli ją czujesz, to z twojego powodu.
Poczułam
ogromne dreszcze.
-
Boisz się?- zapytał cicho Lysander.
Przytaknęłam.
-
Nie ma się czego bać, Sami. To, że czujesz jej obecność, na
pewno nie jest złe. Raczej znaczy, że za nią tęsknisz. A ona na
pewno nie chciałaby, żebyś się martwiła.
-
Dzięki. Masz rację...
Lysander
zaczął mówić, co się u nich działo: o tym jak Rozalia
przypadkiem spadła z krzesła podczas ubierania choinki prosto w
ramiona Leo i prawie zwariowała, gdy jej chłopak wylał sok na jej
sukienkę- prała ją ręcznie przez 20 minut, zanim uznała, że
plama całkowicie zeszła. Trochę się pośmiałam i zrobiło mi się
cieplej na sercu. Lysander odciągnął ode mnie zmartwienia.
***
Gdy
wyjechaliśmy do domu rodziców, postanowiłam, że będę dzielna. Na
pewno nie rozpłaczę się przy stole i będę tak ożywiona, na ile
dam radę. Muszę to zrobić.
W
ciągu dnia rodzice powiesili kilka ozdób. Wnieśliśmy prezenty i
przywitaliśmy się ze wszystkimi. Wszystkimi, czyli rodzicami i
dziadkami, z którymi nie miałam kontaktu od wakacji. Usiedliśmy
przy stole i zaczęło się. Starałam się jak najwięcej rozmawiać
z babcią i dziadkiem, bo, prawdę mówiąc, trochę się za nimi
stęskniłam.
-
A jak tam nowa szkoła, Samanto?- Zapytała babcia Ewelina.- Poznałaś
tam kogoś? Jakiegoś chłopca?
Zaśmiałam
się nerwowo, bo wszyscy na mnie spojrzeli.
-
Poznałam mnóstwo bardzo ciekawych i sympatycznych- w mniejszym lub
większym stopniu- osób, ale...
-
Sam przecież nie daje się byle komu- poratowała mnie Astra- zanim
pozwoli komuś się do siebie zbliżyć, skończy studia, jak nie
lepiej.
Spojrzałam
na nią z wdzięcznością. Obie wiedziałyśmy, że to dość
naciągane, ale nikt nie drążył tematu. W końcu Artur wstał i
wziął Astrę za rękę. Ona także wstała.
- Chcielibyśmy
wam coś powiedzieć- powiedział mój brat- A więc...
Astra
westchnęła.
-
Jestem w ciąży- oznajmiła.
Przez
pierwsze pięć sekund wszyscy milczeli, a ja coraz szerzej się
uśmiechałam.
-
To wspaniale!- Krzyknęła w końcu babcia i przytuliła najpierw
Astrę, a potem Artura.
Dziadek
zrobił to samo. Rodzice powoli podeszli i uściskali ich, po czym
tata oznajmił:
-
Jesteśmy... z was bardzo... dumni.
Narzeczeni
się pocałowali, a ja nie przestawałam się uśmiechać.
-
Będę ciocią- pisnęłam.
Przytuliłam
się do Astry.
-
I chrzestną- dodał Artur.
Spojrzałam
na nich pytająco.
-
Tak, serio, Sami- uprzedził moje wątpliwości.
Prawie
się na niego rzuciłam.
Potem
wszyscy zaczęli rozpakowywać prezenty. Ja od Artura i Astry
dostałam śliczną, srebrną bransoletkę, od dziadków pieniądze,
a rodzice powiedzieli, że chcą mi dać prezent tuż przed moim
wyjazdem. No tak. Za sześć dni mam urodziny.
W
końcu zrobiło mi się lekko niedobrze. Wyszłam na dwór, żeby
zaczerpnąć świeżego powietrza i pooglądać gwiazdy. Zaczęłam
rozglądać się za Betelgezą... gdy zobaczyłam, że światło w
naszym starym pokoju jest zapalone.
Mógł
je zapalić każdy i z każdego, niekoniecznie ważnego, powodu. Ale
ja musiałam tam wejść. Przekradłam się, żeby nikogo nie
zaniepokoić. Weszłam do pokoju... w którym paliła się jedynie
lampka na biurku. Obeszłam całe pomieszczenie. W końcu zrozpaczona
usiadłam na łóżku. Na łóżku Ami.
Usłyszałam
cichy szelest. Wstałam i przyjrzałam się prześcieradłu, po czym
je zdjęłam. Zgięta na pól leżała tam... kartka papieru. Wzięłam
ją szybko, schowałam do kieszonki marynarki i założyłam
prześcieradło. Zeszłam na parter. W miejscu, gdzie schowałam
kartkę, czułam, jakbym miała w piersi nóż.
***
Widzę
jedenastoletnią siostrę, która w skupieniu szkicuje coś ołówkiem.
Opiera się o łóżko, ale rysuje tak zawzięcie, że nie wyczuwa,
jak ja schodzę z góry. Kładę jej rękę na ramieniu, przy okazji
próbując przyjrzeć się temu, co narysowała.
To
my, siedzące w ogrodzie i śmiejące się. Jednak ciężko to
zobaczyć- to bardzo... no, niestety prymitywny rysunek. Jednak widać
zarys zachodu w tle, kilka... zdjęć na trawie przed nami... i...
och! Ledwo widoczny, jakby był tylko draśnięciem na szyi, wisi mój
ukochany srebrny naszyjnik w kształcie łzy!
-
Ami!- Dziewczyna zrywa się z podłogi i odchodzi ode mnie kilka
kroków, chowając szkicownik.
-
No cóż, arcydzieło to to nie jest, ale... widać, że to ludzie!-
Próbuję ją udobruchać.
Zraniona
wpycha zeszyt między podręczniki na biurku. Mija mnie i zaszywa się
pod kołdrą.
-
Sam...- szepczę.- To było piękne.
-
Daj spokój- wzdycha.- Przecież wiem, że nawet nie widać, że to
ludzie. I pewnie wydaje się, że płaczą.
-
Może nie widać, ale czuć- ripostuję.
Sam
prycha.
-
Naprawdę!- Przysięgam.- Może i nie jesteś stworzona do malowania,
szkicowania i rysowania, ale stworzyłaś idealną scenę! Dbałość
o szczegóły... Wszystko dodaje realizmu, powody i skutki...
Stworzyłaś historię!
Bliźniaczka
wygramoliła się spod kołdry ze śmiechem.
-
Faktycznie, historia jednej chwili- przewraca oczami.
-
O właśnie! Wystarczy tylko trochę to poprawić!- Spoglądam na nią
prosząco.
Ona
w końcu wzdycha i wyjmuje zeszyt. Przejmuję go i biorę do ręki
ołówek. Siadamy we dwie. Poprawiam wszystko, co narysowała.
- Przydałyby
się chmury- instruuje mnie siostra- i... mam pomysł! Spróbuj lekko
zaznaczyć cień na pierwszym planie z prawej! Tak jakby... Artur tu
stał!
-
I jeszcze dwa, jako rodzice?- Proponuję.
Ona
kiwa głową.
W
końcu kończymy.
-
No, ty w odróżnieniu ode mnie masz dar- uznaje Sam.
-
Ale ty umiesz tworzyć historie! Powinnaś... pisać!
-
Pisać?!
-
Tak, pisać! A ja będę rysować!
Spoglądamy
na siebie i wybuchamy śmiechem. Wtedy drzwi gwałtownie się
otwierają.
-
Dziewczyny, jest druga w nocy!- Jęczy Artur.- Do łóżek.
-
Się znalazł... Jak ty nas usłyszałeś? Przez sen?
Znów
wybuchamy śmiechem. I tak się śmiejemy...
***
Obudziłam
się gwałtownie i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 5:13. To nie
przypadek. Ale siostra właśnie dała mi najpiękniejszy prezent w
dziejach. Pokazała mi, jak być nią.
Wyjęłam
z powieszonej na krześle marynarki znalezioną kartkę papieru.
Odgięłam ją... i zobaczyłam stary jak świat rysunek. Stary jak
opowiadanie o Betelgezie. Jak wydarzenia z tego snu.
Rysunek
Ami przedstawiający nasz dom jako wyspę skarbów. Ale „X” w
miejscu strychu był już nowy.