- Będę w piątek
wieczorem- poinformował mnie przez telefon Artur.
- Już o tym mówiłeś…- Odparłam.
Usiadłam na swoim łóżku.
- Odwiozę cię dopiero trzydziestego pierwszego- dodał.- To oznacza, że musisz się spakować na 11 dni.
- Umiem liczyć...- Westchnęłam.- Artur, o co chodzi? Jak sytuacja w domu?
- Atmosfera jest bardzo
napięta, Sam- szepnął.- To będą ciężkie święta.
Czego innego miałabym
się spodziewać? Jęknęłam.
- Posłuchaj, z Astrą
wpadliśmy na taki pomysł: może wolisz na ten czas zamieszkać u
nas? Nie u rodziców.
Zatkało mnie.
- To ich pomysł, prawda?- Zapytałam.
- Nie, ale gdy go
usłyszeli, bardzo im ulżyło- wyznał.
Nie zareagowałam. Niestety poczułam pod powiekami łzy.
- Okej- mruknęłam.
- Co?- Zdziwił się.
- Okej- powtórzyłam.- I
tak całymi dniami będziemy u nich w domu. To wiele nie zmieni...
Ale wiele ułatwi.
Artur odetchnął z ulgą. "U nich w domu". Zaskoczyło mnie
moje zdystansowanie.
- No to świetnie. Widzimy
się w piątek.
- Cześć.
Rozłączyłam się. Jest
wtorek. Za trzy dni rozpocznie się koszmar.
***
- Sam, co się stało?- Zagadnęła mnie po kolacji kuzynka, siadając na kanapie.
- Nic, po prostu
rozmawiałam z bratem- wyjaśniłam.
Już miałam wracać do
pokoju, ale Lau mnie zatrzymała.
- Nie chcesz tam jechać,
co?- Zgadła.
- Laura, ja muszę
tam jechać- westchnęłam.
- Na pewno nie chcesz
jechać ze mną do Paryża?- Upewniła się.- Wszystko da się
załatwić.
Pokręciłam głową.
- Niech ci będzie. Ale
jak coś się stanie, dzwoń do mnie, wsiadam w samolot i urządzimy
sobie święta tutaj- powiedziała.
Ucieszyła mnie ta wizja. Jednak… nie, nie ma szans. Stanęłam na pierwszym stopniu schodów.
- A przez następne dwa
dni będziemy chodzić na zakupy z dziewczynami!- Zawołała za mną.- Przecież
nie możesz się pokazać w domu przybita!
Uśmiechnęłam się.
Może to jeszcze nie wyrok śmierci… Skierowałam się do swojego pokoju. Zaczęłam się zastanawiać, co mogłabym porobić, gdy mój wzrok spoczął na rzędzie regałów z książkami. Sięgnęłam na najwyższą półkę i moja ręka natrafiła na "Rywalki". Przeczytałam ją już dawno, ale niektóre momenty tak mi się podobały, że postanowiłam ją znów przekartkować. Po jakimś czasie natrafiłam na wejście pewnej bohaterki o imieniu Celeste. Sięgnęłam spod poduszki mój notesik, w który 'zainwestowałam' po tym, jak moja ulubiona kartka do pisania się zapełniła. Wpadłam na pewien pomysł… Zaczęłam pisać tak szybko, że pojawiało się coraz więcej skreśleń. Po kilku godzinach skończyłam opowieść.
Poszłam wziąć prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam po kilku minutach.
Poszłam wziąć prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam po kilku minutach.
***
Rano musiałam wstać pół
godziny wcześniej, bo wieczorem zapodziałam gdzieś czapkę
Mikołaja. Laura wydała nakaz noszenia czapek w tym tygodniu, więc
nie mogłam jej zawieść.
W rezultacie, choć udało
mi się odnaleźć zgubę, byłam niewyspana.
W liceum pojawiła się
jednak w końcu Nita. Trochę zdziwiła ją powaga dziewczyn względem noszenia czapek, ale na szczęście swoją miała w szafce.
Wyglądała jednak na jeszcze-nie-do-końca zdrową.
- Nie powinnaś jeszcze
dziś zostać w domu?- Zapytałam ją szybko przed lekcją.
- Nie mogę- westchnęła.- Obiecałam Arminowi, że pomogę mu... no, nieważne, ale jeśli on
jeszcze raz będzie miał przyjść do mnie, to chyba zwariuję.
- Co się stało?- Zdziwiłam się.
- Później- mruknęła i
wskazała głową kręcącą się obok Klementynę.
Udało nam się
porozmawiać dopiero po trzeciej lekcji. Ja, Nita, Laura, Violetta i
Kim ukryłyśmy się w łazience.
- Co się dzisiaj dzieje z
tą Klementyną?- Zastanawiała się Laura.- Cały czas się wokoło
nas kręci...
- Najwyraźniej domyśliła
się już, że w jej obecności nie będziemy rozmawiać o ważnych
rzeczach na kółku dyskusyjnym- uznała Kim.- Można by ją
odstraszyć... Gdybyśmy tak powiedziały jakąś fałszywą plotkę
w jej obecności... Taką dotyczącą na przykład Amber...
Spojrzałyśmy na nią
zaskoczone.
- No co?!- Zdziwiła się.-
Wkurzają mnie obie. I obu im się należy.
- Nie, to byłaby...
przesada...- Uznałam z uśmiechem.
Nagle drzwi się
otworzyły. Rozzłoszczona Rozalia weszła do środka.
- Jakieś wieści,
Pretorko?- zapytała Nita.
Dziewczyna usiadła na
skraju umywalki i spojrzała po nas.
W końcu powiedziała:
- Ta wstrętna żmija
chciała, żebym udzieliła jej wywiadu! Nic się nie dzieje, więc
nie ma tematów na artykuły w gazetce!
- Kto? Peggy?- Zapytała moja kuzynka.
Białowłosa pokiwała głową.
- I przekupiła też
Klementynę, żeby się dla niej czegoś dowiedziała- dodała.
- A to wstrętne...-
mruknęła Kim.
- No, ale u nas i tak się
nic nie dzieje...- Zauważyła Rozalia.
Nagle Nita kichnęła. I
znowu.
- Właśnie, a co ty
tutaj robisz?- Zagadnęła Laura.
Dziewczyna westchnęła.
- Wszystko, żeby tylko
nie zostać sama z Arminem.
Spojrzałyśmy na nią
poważnie zdziwione, a ona nam wszystko zrelacjonowała.
- A więc... on po prostu
ciebie objął?- Zapytała Laura.
Nita kiwnęła głową.
- I poprosił, żebyś
mu pomogła... w pracy nad... filmami na YouTube?- Upewniła się
Rozalia.
Dziewczyna przytaknęła.
- I powiedział, że jego
mama cię lubi?- Dodałam.
- Tak- jęknęła.
- No, dziewczyny, Nita nam
się zakochała!- Rozpromieniła się Rozalia.
Wszystkie zaczęłyśmy
się obsesyjnie śmiać.
- To nie jest śmieszne!
Niech mnie ktoś zabije!
- To urocze- szepnęła
Violetta.
- Et tu contra me?
Spojrzałyśmy na Nitę
pytająco.
- Po łacinie: „I ty
przeciwko mnie?”- wyjaśniła krótko.
Znów wybuchnęłyśmy
śmiechem.
- Nienawidzę was...
***
Po lekcjach udałyśmy
się wszystkie do centrum. Laurze udało się przekonać do tego całą
naszą paczkę, a nawet Kim i Nitę. Ta druga wciąż się na nas
dąsała, gdy któraś cokolwiek wspominała o Armine albo w ogóle
o facetach.
- Nita, jesteś dziś
nieswoja- uznałam, kiedy udało nam się porozmawiać w cztery oczy.
- Wiem, dobija mnie to-
odparła.- Nigdy nie byłam taka... bezradna. Naprawdę, nigdy! Mam
tego dość... Powiedz, że jest na to jakiś lek!
Pokręciłam głową.
- Ech...
Nagle między nas
wcisnęła się Laura.
- Dziewczyny, bez głupich
min, proszę. Mamy się cieszyć podczas zakupów!
Nita przewróciła
oczami.
- Widziałam.
Przejście po pięciu
pierwszych sklepach zajęło nam ponad półtorej godziny. Rozalia
znalazła idealną czarno-białą sukienkę w serca dla Violetty,
tęczową o unikalnym kroju dla Laury i bluzę dla Kim, która
odmówiła założenia sukni.
- A co z tobą, Roza?- Zapytałam.
- Cóż, ja mam tę
sukienkę od Leo, a obiecał mi jeszcze jedną, więc mi się nie
opłaca... Ale chętnie pomogę wam!
Potem zaszłyśmy do
sklepu Leo, żeby się z nim przywitać. No i jeszcze raz przyjrzeć naszej świetnej wystawie. Następnie Pretorka ogłosiła, że
musimy iść jeszcze do 15 sklepów.
Ja, Nita i Kim
westchnęłyśmy jednocześnie.
- Mam pomysł, może
pójdziemy wypić jakieś koktajle?- Zaproponowałam.
Dziewczyny przytaknęły.
Poszłyśmy kupić sobie po koktajlu. O dziwo, ludzi było pełno, więc
musiałyśmy się rozsiąść. Kim, Viol, Roza i Lau usiadły przy
jedynym wolnym, małym stoliku. Spojrzałyśmy na siebie z Nitą.
- Może dosiądziemy się
do tych dwóch dziewczyn?- zapytała, wskazując dwie nastolatki, wyglądające na nasze rówieśniczki.
Kiwnęłam głową.
- Cześć- przywitała się
z nimi Nita- Jestem Nita, a to Sam. Możemy się dosiąść?
- Jasne- odpowiedziała
jedna z nich, rudowłosa z intensywnie zielonymi oczami- Nazywam się
Cora.
- Roxy- przedstawiła się
druga z bardzo jasnymi włosami zakończonymi zielonymi pasemkami.
Wydawały się bardzo
życzliwe. Zaczęłyśmy
niezobowiązującą rozmowę.
- Wy jesteście ze Słodkiego Amorisa, nie?- Zagadnęła Roxy.
Przytaknęłam.
- My z Empire's Hill. Wysoki
poziom, ale okropne towarzystwo- wyjaśniła Cora.- Tam po prostu jest
masa gburów i snobów... Ale słyszałam, że u was jest bardzo
ciekawie.
- To prawda. W dobrym i
złym tego słowa znaczeniu...- odparła Nita.- A gdzie dokładnie
jest Empire's Hill? Ja z Sam przeprowadziłyśmy się tu w tym roku.
- Jesteście siostrami?- Zapytała Roxy i się nam przyjrzała, zapewne dostrzegając brak podobieństwa.
- Nie, tak się po prostu
złożyło.
Gdy tak o tym pomyślałam,
to jednak dziwne, że obie przeprowadziłyśmy się tutaj akurat tego
samego lata... Pomimo wszystkiego, co się stało...
- Aha. A więc Empire's Hill...
Cora tłumaczyła nam
właśnie położenie szkoły, gdy do naszego stolika podszedł jakiś
rudowłosy chłopak.
- Ekhem, Cora, mam was
odwieźć do domu czy nie?- Zapytał irytującym tonem.
Dziewczyna spojrzała na
niego groźnie i kazała mu jeszcze chwilę poczekać. Dał jej pięć
minut.
- Przepraszam, mój starszy
brat jest… No, jak mówiłam, u nas ciężko z towarzystwem.
Wymieniłyśmy się
wszystkie numerami i pożegnałyśmy. Po chwili przyszły do nas
pozostałe dziewczyny.
- To były Roxy i Cora?- Zainteresowała się białowłosa.
Kiwnęłam głową. Jakoś
nie dziwiło mnie, że Roza wszystkich zna.
- Hmmm, brat Cory jest mi
winien trzydzieści złotych… Załatwię to następnym razem.
Parsknęłam śmiechem.
***
Zdążyłyśmy obejść
jeszcze osiem sklepów i kupić z dziewięć koszulek i swetrów, gdy
okazało się, że musimy już kończyć. Umówiłyśmy się, że
resztę sklepów sprawdzimy jutro.
Z Lau do domu wróciłyśmy
jednak dość zmęczone. Miałam już dzisiaj zacząć się pakować,
ale byłam zbyt wykończona. Ciężko powiedzieć, co w zakupach tak
męczy... ale jednak męczy.
***
Następny dzień minął
nam na rozmowach ze wszystkimi, gdzie dokładnie i kiedy wyjeżdżają
na święta. Tak samo było na kółku dyskusyjnym. Laura
opowiedziała o swoich planach we Francji, Violetta wspomniała, że
jedzie z tatą do dziadków, a Kim powiedziała tylko, że zostaje na
miejscu i nie rozumie tej hecy. Nita zgodziła się z nią od razu,
ale widać było, że i ona miała miejsce, które chciała
odwiedzić. Rozalia jedzie z Leo i Lysandrem do ich rodziców. Nie
no, zazdroszczę jej.
- A moi rodzice lecą...
chyba na jakąś wyspę...- Dodała.
- A co z tobą?- Chciała dowiedzieć się ode mnie Klementyna.
- Jadę do rodziców, ale
będę mieszkać u brata i jego narzeczonej- wyjaśniłam krótko.
Dziewczyny zdziwiło to,
że nie będę w rodzinnym domu, ale szybko zmieniły temat.
Dowiedziałam się, że Armin i Alexy zostają w mieście. Klementyna
pochwaliła się, że będzie na weselu starszej siostry. Iris (Co
ją tu przywiało?) przez pięć minut paplała tylko o tym, którzy
członkowie jej rodziny przyjadą i z jak dalekich miejsc. Na szczęście nie narzucała się. Tak jakby...
Wyszło na to, że
wszyscy wracają najpóźniej trzydziestego, żeby móc razem spędzić
sylwestra. To trochę dziwne, że my nic nie zaplanowałyśmy. Chociaż...
Kółko trwało dłużej
niż zwykle, więc w centrum Roza niezwykle nas pospieszała.
Jednak... stanęłam w jednym ze sklepów jak wryta.
- Jest piękna-
powiedziała Nita, stając obok mnie.
Patrzyłyśmy na
marszczoną jasnoróżową sukienkę z jednym ramiączkiem, długą
do ziemi.
- Trochę za długa...- Uznała Rozalia.
Spojrzałam na cenę.
- Raczej za droga-
westchnęłam.
Poszłyśmy dalej.
- A tak w ogóle po co
nam wszystkim sukienki?- zapytała Kim, która uparcie nie chciała
żadnej włożyć.
- No jak to po co?! Na
sylwestra!- Krzyknęła Rozalia.
- A mamy coś w planach na
sylwestra?- Zdziwiłam się.
- No, jeszcze nie, ale coś
się na pewno wymyśli!- Odparła Pretorka. I tym 'pozytywnym' akcentem zakończyłyśmy wspólne chodzenie po sklepach i rozeszłyśmy się do domów.
***
Po powrocie z centrum
spakowałam się. To dość dziwne uczucie pakować się, choć tu
tak się zadomowiłam. Nie mogę przez to przestać myśleć o tym,
co będę robić po liceum. Studia? Małżeństwo? Rodzina? Gdzie
zamieszkam? Czym się zajmę?
- Co tam, Sam? Pakujesz się
od godziny- powiedziała Laura, wchodząc do mojego pokoju.
- Myślę nad
przyszłością- odparłam z niedowierzaniem.
- O rany, już z tobą
kiepsko...- mruknęła.
- Laura, co planujesz
robić po liceum?- zapytałam.
Kuzynka zaskoczona usiadła
przede mną na podłodze. Pomyślała chwilę i oświadczyła:
- Jeszcze nie wiem. Ale
rodzice chcą, żebym studiowała ekonomię lub architekturę i
pomogła im prowadzić firmę... Jednak nie chcę się stąd
wyprowadzać.
- A rodzina?
- Wyglądam ci na
obiecującą matkę?- Westchnęła.
- Dlaczego nie? Jesteś
odpowiedzialna...
- Przede mną jeszcze
pewnie długa droga...- oświadczyła.- A ty o czymś myślałaś?
Pokręciłam głową.
- Poradź się Rozalii-
zaproponowała Lau.- Ona wszystko już zaplanowała.
- Wiem.
- Po liceum studia z
ekonomii, a w międzyczasie ślub...
-…z Leo- dokończyłam.-
Dwoje dzieci, najlepiej chłopiec i dziewczynka, założenie
bliźniaczego sklepu Leo...
-…rozbudowanie firmy.
Dom...
-…koniecznie z basenem.
Zaczęłyśmy się śmiać.
Te plany Roza doskonaliła przez miesiące, ale niedawno zatwierdziła.
Nawet Leo się zgodził.
- No cóż, dziwne, że
wzięło cię na rozmyślanie o życiu... Może jednak pojedziesz ze
mną?- Mruknęła Laura.
- Nie chcę załamywać
rodziców- odparłam- ale dzięki za propozycję. Znowu.
Laura uśmiechnęła się.
- Pomóc ci w tym
pakowaniu?- Zapytała.
- Dam radę.
Dziewczyna pokiwała w
skupieniu głową i wyszła. Ja siedziałam wśród ubrań do
północy...
***
Jest źle. Nie wyspałam
się. Dzisiaj jadę. A wszyscy wpadli w świąteczny nastrój.
Od razu po wejściu do
Amorisa to poczułam. Unoszący się w powietrzu zapach pierniczków.
Do mnie i Lau od razu podbiegła Rozalia.
- Dziewczyny! Pierniczki?
Wzięłyśmy od niej po jednym z dość sporego koszyka. Potem odeszła, zauważając
kogoś, kogo jeszcze nie poczęstowała. Laura także poszła
w swoją stronę, zapewne szukając Kastiela. Podeszłam do stojących
niedaleko Nity i bliźniaków.
- Dlaczego Roza pozwoliła
nam wziąć tylko po jednym?- Zapytał Armin, ubrany w sweter z
reniferem.
- Bo nie jesteś tu
jedyny, idioto- odparł Alexy w swetrze z kolei z bałwanem.
Armin wykorzystał ten niefortunny wzór i nazwał brata wiadomym słowem.
Armin wykorzystał ten niefortunny wzór i nazwał brata wiadomym słowem.
- Chłopaki, dajcie
spokój, psujecie nastrój- jęknęła Nita.
Nagle w tłumie mignęły
mi białe włosy. Roza lata jak...
Zobaczyłam dwukolorowe
oczy. To nie Rozalia. Przeprosiłam towarzystwo i podeszłam do
Lysandra.
- Cześć- powiedziałam
cicho.
- Cześć, Sam- przywitał
się.
Niekoniecznie wiedziałam,
co powiedzieć. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to...
- Przyszłeś w ostatni
dzień przed świętami?- Zapytałam ze śmiechem.
- Dziś jest już piątek?- Zdziwił się.
Zaczęłam się śmiać.
Nie wyglądał na obrażonego.
- Słyszałem, że dziś
wyjeżdżasz- powiedział w końcu.
- Tak… A ty jutro z Rozą
i Leo?
- Zapowiadają się… ciekawe święta- stwierdził.
Uśmiechnęłam się.
Brakowało mi go. Niestety zadzwonił dzwonek. Poszliśmy do klasy,
ale dzień wydał mi się piękniejszy.
***
Po trzeciej lekcji
poszłam z Lysandrem do ogrodu. Było strasznie zimno, ale jak
usiedliśmy na ławce, białowłosy mnie objął. Opowiedziałam mu o
tym, czego spodziewam się po świętach w domu.
- Ale spędzisz czas z
rodziną- zauważył.- Przyda ci się to.
- Racja... A ty nie
cieszysz się ze świąt?- Spytałam.
- No cóż, ostatnio dużo
chorowałem i raczej nie myślałem o świętach... Ale miło będzie
odwiedzić dom.
Westchnęłam. Dom.
- Czym dokładnie jest
dom?- Spojrzałam na Lysandra pytająco.
- Miejscem, w którym
mieszkamy- odpowiedział.- W którym są nasi najbliżsi, a my czujemy
się bezpiecznie.
- A więc gdzie ja jadę?
Tam, gdzie spędzę święta nie mieszkam, nie czuję się
bezpiecznie, a mojej rodziny już prawie nie znam.
- Dom jest domem- odrzekł
chłopak i spojrzał na mnie czule.- Cokolwiek by się nie stało.
Wtuliłam się w niego i westchnęłam. Dom…
***
Artur przyjechał o
19:00.
- Były korki- wyjaśnił i
mnie przytulił.
Wcześniej pożegnałam
się ze wszystkimi jeszcze w Amorisie. Właściwie to wszyscy się
żegnali. Przytuliłam kuzynkę i wsiadłam do samochodu po stronie
pasażera.
- No to jedziemy-
powiedział Artur.
Może byłam po prostu śpiąca, ale zabrzmiało to jak pytanie. Wyjechaliśmy z miasta. I
jechaliśmy dalej. I dalej. I dalej.
- Może się prześpisz-
poradził mi brat.
Nie byłam pewna, czy się uda, ale postanowiłam spróbować.
***
Jedziemy. Ktoś po
prawej trzyma mnie za prawą dłoń. Artur prowadzi i narzeka na
kierowcę czerwonego samochodu przed nami, który przyśpiesza i hamuje, jakby nie mógł się zdecydować, z jaką prędkością
jechać.
- Mówię wam, on
spowoduje wypadek- mówi pod nosem.
- Nie możesz go
wyprzedzić?- Pytam.
- A to wygląda na coś,
co da się wyprzedzić?! Z resztą, jakbym go wyprzedził, pewnie
wjechał by mi w tył- oświadczył posępnie.
- Optymista od góry do
dołu. To widać- śmieje się Ami.
- Cicho bądź.
- A do tego jaki elokwentny!- Dodaję.
Śmiejemy się.
- Bliźniaczki... ech, a
wszyscy mówili, że to takie urocze...- Wzdycha Artur.
- Bo jesteśmy urocze!- Krzyczy oburzona Ami.
- Szczególnie jak
krzyczycie- oświadcza chłopak.
Oburzone kręcimy głowami i ignorujemy brata. Powoli zaczyna go to denerwować.
- No dobra, dobra!
Jesteście urocze, tylko proszę, już tak nie milczcie! Wystarczy,
że Astra od jakiegoś czasu się na mnie dąsa.
- Powinieneś się jej oświadczyć- stwierdzam.
- I to od razu- zgadza się Ami.
- Co?! Ech, a mogły się
zamknąć...
Wybuchamy śmiechem.
***
Obudziłam się rozproszona.
Ta rozmowa wydarzyła się naprawdę. Tylko dlaczego mi się teraz
przyśniła? No tak- siedzę w samochodzie.
Tylko... wtedy siedziałam
dokładnie w tym samym miejscu. Dlaczego więc czułam, jak ktoś
ściska moją rękę, skoro po mojej prawej było puste miejsce?