niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 7: Wizja prawdy ~Samanta~

Z dedykacją dla Samanty Raven ---> Stand In The Rain (Nightcore)
I mam pytanie. Wklejać linki do piosenek na początku rozdziału, czy w środku, w momencie najbardziej odpowiednim? Bo to już jest pewne, że niektóre piosenki będą wstawiane w środku rozdziału (ale to dopiero o wiele, wiele później :3).

       -O rany- wydusiłam z siebie.
Siedziałam z Laurą w salonie w domu Kastiela i Nity, gdy dziewczyna skończyła opowiadać, co się stało dzisiaj w szkole.
-Pieprzony zboczeniec...- mruknęła Lau.
Wtedy do pokoju wszedł Kastiel.
-Mam nadzieję, że to nie o mnie się tak pięknie wyrażasz- powiedział.
-A mogłabym- odparowała Laura.
Nie zrozumiałam o co chodzi, ale widać chłopak doskonale wiedział. Nita przewróciła oczami.
-Chyba nigdy nie ogarnę tego cyrku- uznała, patrząc na kłócącą się parę.
-Ja też- przyznałam- A tak w ogóle, to po co z nim rozmawiałaś?
Nita zesztywniała. Jej brat też.
-Chciałam się dowiedzieć, po co został w szkole, skoro miał załatwioną wymianę... Okazało się, że to Melania go o to poprosiła.
Atmosfera zelżała. Nikt jednak tego nie skomentował. W końcu przerwałam ciszę:
-A co robiłaś po wyjściu ze szkoły?
-Wróciłam do domu- odpowiedziała- przy okazji opieprzając swojego kochanego braciszka na dziedzińcu. Wyprowadziłam psa. Przeszukałam pokój Kasa.
-Co?!- chłopak gwałtownie spojrzał na swoją siostrę.
-Idziesz na odwyk, braciszku- oznajmiła niemal z uśmiechem.
-Ktoś za tym głosował?- zapytał z niedowierzaniem i złością.
-Jakbyś ty wiedział, co to jest demokracja...- zaśmiała się Lau.
***
Następnego dnia Nita nie przyszła do szkoły, o czym nas wcześniej poinformowała.
-Szkoda tylko, że ominie ją kółko dyskusyjne- mruknęła Laura.
-Przecież i tak tylko o tym gadałyby dziewczyny- uznałam- A tak właściwie nigdzie go nie ma...
-I dobrze- powiedziała Lau.
Pierwsze lekcje nie były ciężkie, ale atmosfera między uczniami była napięta. Pewnie nikt nie wiedział, co się dokładnie wczoraj stało. Na jednej z przerw zaczepił mnie Dajan.
-Cześć, co tam... Sam, tak?- przywitał się.
-Tak, cześć- uśmiechnęłam się słabo.
-Coś się stało?- zapytał chłopak.
-Nie, po prostu miałam ostatnio parszywy tydzień.- Albo miesiąc...
Ciszę przerwał dzwonek. Ile to razy dzwonek może uratować komuś życie? Pożegnałam się z Dajanem i ruszyłam w kierunku klasy. Zobaczyłam na korytarzu obściskujących się Laurę i Kastiela. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nagle zza mojej kuzynki wychyliła się burza blond loków. Amber. Cicho podeszłam i pociągnęłam ją za włosy, odciągając od pary. Chciała zrobić to samo Laurze. Obrażona poszła w swoim kierunku. Ja także wycofałam się cicho. Oni nawet nie zauważyli.
***
Ostatnią lekcją był w-f. Gdy wszyscy poszli się przebierać, mnie zatrzymał nauczyciel- pan Borys. Powiedział, że dobrze mi idą biegi na długi dystans i powinnam to rozwijać.
Brylantowo. I jak powiedzieć nauczycielowi, że przez lata biegałam z siostrą, która już nie żyje? Nie odezwałam się i kiwnęłam głową. W szatni oczywiście nikogo nie było. Pewnie dziewczyny śpieszyły się do biblioteki.
Przebrałam się pośpieszne. Już miałam wyjść, kiedy upadł mi telefon. Cudownie. Schyliłam się, żeby go podnieść, gdy nagle ktoś założył mi coś (może worek?) na głowę. Zaczęłam się szarpać, ale dwie pary rąk złapały mnie i pociągnęły w jakimś kierunku. Dwa razy usłyszałam otwieranie drzwi. Nagle ręce wepchnęły mnie do jakiegoś pomieszczenia. Upadłam, zahaczając ręką o ostrą krawędź.
-Au- jęknęłam.
Usłyszałam kroki zbliżającej się do mnie osoby. Nagle ktoś zdjął mi z głowy worek.
-Sami?- zdziwił się Lysander- Co się stało?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu- była to szatnia chłopaków. Przede mną stał białowłosy w swoim ulubionym stroju w stylu wiktoriańskim.
-Nie mam pojęcia- powiedziałam- ktoś mi założył ten worek na głowę w naszej szatni i tu wepchnął...
Obejrzałam worek. Był różowy, aż rażący. Lysander podał mi rękę i pomógł wstać. Moje przedramię lekko krwawiło. Chłopak skrzywił się i poszedł do łazienki. Po chwili wrócił z mokrym ręcznikiem, którym otarł moje ramię.
-Dzięki- wydusiłam.
Zażenowana podeszłam do drzwi. Zamknięte. Westchnęłam i zaczęłam myśleć, jak wyjść z tej sytuacji.
Mój telefon został w szatni. Nie umiem otwierać zamków.
-Sam, wszystko dobrze?- zapytał białowłosy.
Pokręciłam głową. Lysander sprawdził drzwi i zapytał, czy na pewno nie widziałam oprawców.
-Nie- zaprzeczyłam- Nie mam pojęcia, co to w ogóle było... Nie będę się na razie zastanawiać. Mam dość problemów i zagadek.
-Masz rację- stwierdził chłopak.
-Trzeba pomyśleć, jak możemy się wydostać. Właściwie czemu tak długo tu jesteś? Wydawało mi się, że chłopcy przebierają się szybciej.
   -Według mnie to dobrze, że zostałem. Dałabyś radę się sama wydostać?
   Racja. O tym nie pomyślałam.
   -Jednak miło, że dotrzymasz mi towarzystwa. Ale co dokładnie tu robiłeś?
   Myślałam, że się obrazi, bo jestem zbyt dociekliwa, zamiast tego uśmiechnął się z lekkim zażenowaniem.
   -Zgubiłem swój notatnik.
   Wskazałam na miejsce pod ławką. Leżał tam zapisany notesik w kratkę.
   -Dzięki, Sam. Teraz musimy chyba poczekać. Woźna powinna przyjść za jakieś pół godziny, to była ostatnia lekcja. To chyba jedyne rozwiązanie.
   -Skąd wiesz?- Zapytałam zaciekawiona.
   -Już kiedyś byłem w podobnej sytuacji...
   Zaczęłam się zastanawiać nad jakimś alternatywnym sposobem wydostania się stąd. Laura będzie się martwiła. Chociaż towarzystwo Lysandra mi nie przeszkadza. Przesiedzieliśmy bezczynnie ponad dwadzieścia minut.
   -Może poczekamy i porozmawiamy. Zagrajmy w coś- zaproponowałam.
   -Nie jestem zbyt dobry w grach. Właściwie jaką masz na myśli?
   -Nie mam tu ani kartki, ani długopisu, to może skojarzenia?
   -Chętnie- odpowiedział.
   Skoro pozostało nam tylko czekać, to uznałam, że coś takiego będzie ciekawe. Wraz z siostrą zawsze w ten sposób poznawałyśmy dzieci, gdy byłyśmy małe. Posłuchaj, jakie ktoś ma skojarzenia, a po poskładaniu wszystkiego w całość zrozumiesz, jaki ma charakter. Oczywiście na tej zasadzie szukałyśmy przyjaciół. Trochę dziwne.
   -Mogą być wszystkie części mowy. Nieograniczony czas. Mówimy pierwsze skojarzenie, jakie przyjdzie nam do głowy- wyjaśniłam.- Pierwsze słowo?
   -Notatnik- uznał.
   -Piosenki.
   -Karaoke.
   -Śpiewanie.
   -Prysznic.
   Spojrzałam na niego zdziwiona.
   -Mój brat czasem sobie nuci podczas kąpieli. Ale głosu najlepszego to on nie ma.- I jakby sobie przypomniał, że nie powinien o tym mówić, więc lekko się zarumienił.
   -Woda.
   -Wodospad- powiedział.
   -Coś wartego uwagi.
   -Ludzie też mogą być?- Spytał.- Więc, eee... ty.
   Zawstydził się i odwrócił wzrok. Co mu się stało? Dlaczego się tak dziwnie zachowuje? I co miało oznaczać "ty"? Jest dzisiaj wyjątkowo otwarty. I ciągle trochę poddenerwowany. Czyżby moja obecność tak na niego wpływała? Może się rozchorował... Jednak poczułam, że chodzi o coś innego. W ogóle dziwnie się poczułam. Kontynuowałam mimo to:
   -Ami.
   Od razu pożałowałam tego skojarzenia. Zrobiło mi się tak ciężko. Jakbym musiała podtrzymywać niebo, bo inaczej spadnie i mnie zmiażdży.
   Zaczęłam ciężko oddychać. Nagle doznałam wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Wystraszyłam się i rozejrzałam dookoła. Lysander musiał zauważyć mój niepokój, bo starał się poprawić sytuację.
   -Blondynka.
   -Amber. Hej, to pewnie ona mnie tu wepchnęła! No przecież, wcześniej jej przeszkodziłam w przeszkadzaniu.
   Inteligentna i sensowna wypowiedź.
   -Chodziło mi o ciemniejszy blond. Taki, jak twój.
   -W takim razie do tego koloru drzewo. Jak to, obok którego wraz siostrą zawsze przebiegałyśmy.
   -Ptaki.
   -Gniazda, które wspólnie budują, by utrzymać ciepło, czuć się bezpiecznie i ochraniać bliskich.
   Teraz już niemal traciłam oddech. Każde wspomnienie. Wszystkie wrażenia. Pojedyncze dźwięki, wyrazy, widoki. Najmniejsze drgnięcie i mam przed oczami Ami. I wtedy niefortunnie spojrzałam w lustro. Przez moment myślałam, że to ona na mnie patrzy.
   Pobiegłam do toalety, nieważne, że męskiej, i ochlapałam twarz wodą. Ulżyło. Lysander o nic nie pytał. Dokładnie rozumiał tę sytuację, rozumiał mnie. Tylko za mną chodził, pewnie by sprawdzić, czy wszystko w porządku.
   Minęło niecałe pół godziny i już swobodnie rozmawialiśmy. Na wszystkie tematy. Tak jakby zwierzałam mu się ze swoich osobistych przemyśleń. Trochę krępujące, ale wreszcie poczułam, że ktoś to rozumie.
   -Ja wiem, że ona zawsze chce dobrze, jednak Roza powinna czasem się uspokoić i ograniczyć swoją kreatywność- stwierdził chłopak.
   -Przecież między innymi za to ją lubimy. Znajdzie wyjście z najgorszej sprawy, przy okazji rozśmieszając wszystkich wokół. Tak... szkoda, że jej tu nie ma.
   -Sami, coś mi się przypomniało. Jak kiedyś Kastiel szukał miejsca na próby zespołu, myślał o hali sportowej. Dlatego którejś nocy poszedłem wraz z nim i szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Ale... chodzi mi o to, że znam wyjście.
   -Lysander, dopiero teraz? Trudno, prowadź.
   Chłopak kiwnął głową i poszedł w kierunku toalety. Zamiast iść prosto, skręcił w prawo, za szafki. Stała tam niewielka ławka. Wskazał mi szeroką kratkę wentylacyjną. Do ściany były przyczepione metalowe pręty, prawdopodobnie służące za drabinkę. Wyżej było chyba wejście na dach, jednak zamknięte na kłódkę. Pomógł mi się wspiąć i po chwili sięgałam już wentylacji. Otworzyłam ją. Ile miejsca! Nawet obejdzie się bez czołgania wśród pajęczyn. Weszliśmy, a chłopak starannie ukrył ślady zdejmowania kratki. Po jakichś dziesięciu metrach znowu coś mi wskazał. Kolejna kratka. Wyszliśmy w magazynku na sprzęt sportowy.
   -Serio, nadajesz się na tajnego agenta- uznałam z podziwem.
   Uśmiechnął się, ale zaraz zaprzeczył:
   -Gdyby nie ty, zapomniał bym w ogóle, że powinienem coś robić. Jak kiedyś. Zacząłem pisać nową piosenkę zatytułowaną "Pułapka", czy jakoś tak, i kompletnie wszystko wyleciało mi z głowy. Dopiero po ponad godzinie sprzątaczka mnie znalazła i upomniała.
   Zaśmiałam się. Lysander ma osobiste i wyjątkowe poczucie humoru.
   Niestety jeszcze nie wyszliśmy. Nadal znajdujemy się w zamkniętym pomieszczeniu. Chłopak poszedł w kierunku małej drabinki w rogu, podobnej do tej w szatni. Udaliśmy się nią na prowizoryczny strych, z niego na dach, a potem po drabince na zewnętrznej ścianie hali sportowej prosto do zaułka obok dziedzińca.
   Zobaczyłam szybko, co mam przy sobie. Praktycznie nic.
   -Zostawiłam telefon w swojej szatni...
   -Musisz gdzieś zadzwonić?- Zapytał i podał mi swój.
   -Chciałam sprawdzić go... Od kiedy ty go masz?!
   -Cały czas go miałem. W kieszeni. Czemu pytasz?
   -Poważnie? Mogliśmy po prostu do kogoś zadzwonić i poprosić o pomoc!
   -I?- Uniósł brew.
   -Nie rozumiem.
   -Nigdy byś mi nie powiedziała tego, co usłyszałem w ciągu ostatniej godziny w szatni. Nie otworzyłabyś się i prawdopodobnie wszystko ciążyłoby ci o wiele bardziej. Nie uważasz, że czasem warto jest pójść wytrwale dłuższą drogą i odkryć coś nowego o sobie i innych, niż wybrać skrót i udawać, że nic się nie stało? Często właśnie chęć zapomnienia sprawia, że coś stale nam dokucza. Dziwne, że to mówię, ale uważam, że trzeba być otwartym na świat.
   -Dobra rada. Dzięki, Lysander!
   Chłopak pochylił się i pocałował moją dłoń.
   - Zawsze do usług i do zobaczenia!- Powiedział, wychodząc z terenu szkoły.
   Skamieniałam i zrobiłam wielkie oczy. A potem cała się zaczerwieniłam.
   Odczekałam kilka minut i również wróciłam do domu. Oczywiście zapomniałam o telefonie i plecaku. Na stówę mam milion nieodebranych połączeń od kuzynki.
***
   Laura nie była aż taka zła. Tylko trochę zmartwiona. Zaraz po moim powrocie pojechała na zakupy z Rozalią.
W domu niemożliwie się nudziłam. Myślami wróciłam do historii o Betelgezie. Zaczęłam o niej czytać w internecie i okazało się, że jest bliska wybuchu. Dosłownie. Moja ukochana gwiazda może lada moment wybuchnąć. To podłe.
Z nudów zaczęłam zaplatać sobie włosy. Nagle zamiast rozpuszczonych fal, miałam warkocz na prawe ramie. Podeszłam do lustra. Prawie zemdlałam. Zrobiło mi się słabo. Wyglądałam jak Ami. Ona zawsze zaplatała sobie warkocz. Stale taki sam. Tego było za wiele. Rozplotłam go jednym ruchem ręki i poszłam pod prysznic. Tam się rozpłakałam. Czułam, jak bardzo brakuje mi siostry, jak bardzo jej teraz potrzebuję.
***
Otworzyłam oczy, czując jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
-Laura, daj mi jeszcze chwilę- wymamrotałam.
Ale ona nie odpowiedziała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam przez sobą Ami. Byłam w naszym pokoju. Gwałtownie odskoczyłam do tyłu.
To nie może być rzeczywistość. Ami przecież nie żyje. Chociaż... to nie ona. To jakby jej duch. Niewyraźna sylwetka mojej bliźniaczki.
-Co...?- wydusiłam.
-Hej, Sam- odezwała się dziewczyna i pomogła mi wstać. Spojrzałam na swoje dłonie. Były przezroczyste, tak samo jak ręce Ami.
-Co się stało?!- prawie krzyknęłam.
America pokręciła głową i złapała mnie za rękę. Nagle zobaczyłam stojący na biurku kalendarz. 9 sierpnia. Wzdrygnęłam się- to data śmierci Ami.
Nie odezwałam się. Ledwo powstrzymałam płacz. Nagle zobaczyłam, że w naszych łóżkach śpią nasze odbicia. My.
Po chwili one wstały. Zaczęły się przekomarzać. To naprawdę ten dzień. Obejrzałam to wszystko wraz z Ami. Beztroski ranek w środku wakacji.
-Zwróć uwagę na mimikę- powiedziała stojąca obok mnie siostra-duch. I zobaczyłam to. To, jak na wszystko patrzyła ta druga Ami. Jak patrzyła na rodziców i drugą mnie. Jak wyszła po południu, mówiąc, że umówiła się na spotkanie z koleżanką. Ból w jej oczach był taki, jakby szła na szubienicę. Dobrowolnie.
Po dłuższym czasie wszystko nabrało sensu. Chwila, w której rodzice z bratem podeszli do mnie i powiedzieli, że Ami miała wypadek. Kłamali. Kłamali, jak Ami, która mówiła, że idzie się spotkać z koleżanką.
Spojrzałam na ducha obok mnie. Miał minę identyczną jak w ten ostatni dzień. Zaczęłam krzyczeć. Duch Ami próbował mi coś powiedzieć, ale zagłuszałam ją. Nie chciałam tego słyszeć. Wtedy ona dotknęła swojego ramienia. Tego, na którym kilka miesięcy wcześniej wytatuowała sobie słowo „Uwierz”.
***
Gdy obudziłam się z powrotem w domu Laury, ledwo mogłam złapać oddech. Spojrzałam na swój tatuaż nad pępkiem z tym samym słowem. Uwierz. Wytatuowałyśmy to sobie na początku roku- a tak dokładnie Astra nam to wytatuowała. Oczywiście po fakcie trochę nam się dostało, ale nie przejęłyśmy się tym. Nawet nie pamiętam, co to miało symbolizować.
Do pokoju weszła moja kuzynka. Wyglądała na zaniepokojoną.
-Sami, wszystko okej? Krzyczałaś przez sen.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!- wydusiłam- Dlaczego mi nie powiedziałaś o Ami?!
Lau zbledła. Powoli do mnie podeszła. Usiadła obok mnie na łóżku.
-Skąd wiesz?- zapytała, a ja zaczęłam płakać.
Gdy się uspokoiłam, opowiedziałam jej wszystko: od kartki z opowiadaniem, do dzisiejszego snu.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- szepnęłam.
Ona westchnęła.
-Nie mogłam, nie wiedziałam jak. Twoi rodzie kazali mi nic nie mówić. Sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Podobno znaleźli ją martwą w zatoczce Landgraaba. Pod klifem i wśród morskich skał. Utopiła się. Nikt nie wiedział, czemu do tego doszło. Dowiedziałam się dzień później. Zadzwoniłam do Rozy...
I ona zalała się łzami. W końcu obie zasnęłyśmy, wykończone.
***
Nie poszłyśmy do liceum.
Lau napisała do Rozy, że zrobiłam nam wczoraj kolację i teraz mamy biegunkę. Nie rozmawiałyśmy o tym, co stało się w nocy. To było zbyt bolesne.
-Zadzwonię do Artura- oznajmiłam, a Lau przytaknęła.
Akurat odebrał. Można powiedzieć, że opieprzyłam go bardziej, niż kiedykolwiek, przy okazji zaczęłam płakać. Gdy domyślił się sytuacji, zaczął mnie uspokajać.
Długo rozmawialiśmy. Szczerze mówiąc, od śmierci Ami nigdy żadna nasza rozmowa tyle nie trwała. Zbliżyłam się do niego.
-A nasi rodzice?- zapytałam w pewnym momencie.
-Są załamani- odpowiedział.
Są załamani. Te słowa ciążyły we mnie jak kamienie. Jak można się załamać w taki sposób, żeby odciąć się od rodziny? Jak?
***
W sobotę przyszła do nas Rozalia. Usiadłyśmy w ogrodzie, choć było zimno jak cholera. Siedziałyśmy tam cały wieczór, aż widać było gwiazdy.
-Dlaczego to zrobiła?- zapytałam.
Szczerze mówiąc, czuję się okłamana. Mam to wszystkim za złe. Powinnam wiedzieć od razu. To nie może tak wyglądać. A wybaczanie nie jest takie łatwe, jak się wydaje...
-Może coś jej się stało... uciekała przed kimś albo ktoś ją zepchnął...- myślała na głos Laura.
-Nie- westchnęłam.- To nie tak.
Ona chciała to zrobić. Wiedziała, że to będzie tego dnia.
Co by nam teraz powiedziała? Ciężko stwierdzić. Raczej nie, że wszystko się ułoży. Nie była naiwna.
Wtedy wypatrzyłam Betelgezę. Pomyślałam o tym, że może ona niedługo wybuchnąć. Będzie to widać z Ziemi- z dnia na dzień będzie coraz jaśniejsza, aż jej żywot się skończy.
Chociaż... może to właśnie o to chodziło w wyrwanej kartce z opowiadania. Może Ami o tym wiedziała? A może chodziło o wątek opowieści? O to, jak rozdwoiły się gwiazdy?
-Sami, wróć do rzeczywistości- usłyszałam głos kuzynki.
-Po co?- Spojrzałam na nią z wyrzutem.
Rozalia pokręciła głową i oświadczyła:
-Nie możesz się zamykać w sobie. To cię złamie.
Złamie. O co chodzi z tym złamaniem?!
-Muszę się dowiedzieć, dlaczego nic nie powiedziała- nie dałam za wygraną- To nie mogło się stać tak po prostu...
Znów westchnęłam i schowałam głowę w kolanach. Nie chcę już o tym myśleć. Nie chcę.
-Sami, nie możesz się od nas odciąć- powtórzyła Rozalia.
Poczułam się pusta. Dosłownie. Pokręciłam głową i wstałam. Wróciłam do domu. Do swojego przeklętego pokoju. Usiadłam na łóżku i wyjęłam kartkę z opowiadaniem, którą teraz trzymam pod poduszką.

Pewnego dnia jednak na niebie stało się coś niewiarygodnego. Rozdwoiła się. Wyglądało to tak, jakby za nią była identyczna gwiazda. A teraz się od siebie oddaliły. Nikt nie wiedział, co się stało. Nagle obie zaczęły ciemnieć. To się stało w naprawdę krótkim czasie. Oddaliły się od siebie. Lecz... w pewnym momencie jedna z nich wybuchnęła, zrzucając na ziemię masę meteorytów.

Może o to chodzi? Oddaliłyśmy się od siebie, a z Ami coś się stało. Może to moja wina? Jak to możliwe, że dopiero teraz zauważyłam to, co się tam działo? Jak mogłam się nie zorientować?! Jak mogłam być tak naiwna i głupia? To moja wina. Moja. Tylko moja.
Przecież ja żyję. Ami nie. Skoro kiedyś nawzajem się wspierałyśmy, to ja musiałam nawalić. Moja przegrana przyniosła jej zgubę. To wszystko moja wina.
Ale dlaczego nic nie powiedziała? Czemu udawała, że wszystko jest okej?
No tak. Gdy ona udawała, ja byłam stabilna. Jednak nie zrobiłam tego dla niej.
To zapewne miała oznaczać ta kartka. Ami chciała mi powiedzieć, że się oddaliłyśmy. Na pewno.
***
Rano zadzwoniłam do Astry.
-Sam, dlaczego dzwonisz tak wcześnie?- jęknęła dziewczyna.
-Mam do ciebie sprawę- powiedziałam.
Chyba Artur z nią rozmawiał, bo słychać było w jej głosie powagę:
-O co chodzi?
-Pamiętasz te tatuaże, które zrobiłyśmy sobie z Ami na początku roku?- zapytałam.
-Dlaczego pytasz?- zaniepokoiła się Astra.
Muszę zobaczyć to, czego wcześniej nie dostrzegłam.
-Tak po prostu- odpowiedziałam- wiesz, sentyment, nostalgia i takie tam.
-Aha- mruknęła- Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Zapytałam was wtedy, co byście chciały sobie wytatuować, a wy zrobiłyście naradę. Po chwili chórem orzekłyście, że ma to być słowo „Uwierz”. Nie chciałyście wytłumaczyć, o co chodzi.
Westchnęłam. Nie tylko ja mam pustkę w głowie.
-No cóż, dzięki.
-Nie ma sprawy- powiedziała.
Rozłączyłam się. A więc o co chodziło? Może mam uwierzyć, że to się stało naprawdę. Może Ami to zaproponowała, a ja się tak po prostu zgodziłam? Czy to znaczy, że planowała to od tak dawna? To... Jak mogę na samobójstwo mówić „to”?!
Przecież to nie jest rzecz! To głupota! Czysta...
Dlaczego ja się wściekam? To przecież straszne. Coś jest chyba ze mną nie tak.

Muszę zacząć od początku. Od czasu, kiedy wszystko było dobrze. Muszę wrócić tam. Tylko jeszcze nie teraz. Nie jestem w stanie. Ale niedługo... Wrócę tam i dowiem się, co się stało.



*****************************************************************************


Rany, nie ma to jak dramaturgia. Ten rozdział był... dość psychologiczny? W każdym razie jakby coś było niejasne, piszcie. My z problemami psychologicznymi idziemy trochę na żywioł. 
Dzięki za te wszystkie wyświetlenia- nie czujemy się samotne, pisząc <3


2 komentarze:

  1. O Boże.
    Genialny rozdział.
    Wcześniej nie bardzo dostrzegałam różnicę między Samantą a Nitą, ale teraz widzę ją doskonale. Nita doznała w wakacje czegoś dobrego, odnalazła rodzinę. Jest pewna siebie i zdeterminowana. A Samanta... wręcz przeciwnie. Śmierć bliźniaczki zaburzyła jej psychikę, co idealnie pokazałyście. Jest załamana.
    Najpierw zaczęło się pozytywnie. Pobyt ze znajomymi, niewinne spotkanie Dajana, pociągnięcie Amber za włosy. Potem wprowadziłyście w ten tajemniczy nastrój i zaznajomiłyście Sam z Lysandrem. Swoją drogą, w tym rozdziale po prostu mnie rozwalił. Zwłaszcza zakończeniem, czyli całą sceną po wyjściu z hali sportowej. To było słodkie ;3
    Potem zaczęło się komplikować. Warkocz Ami. Następnie wizja. Tam to mnie przeraziłyście xD
    Czym dokładnie była ta wizja? Wspomnieniem czy podróżą świadomości? (tak serio nie musicie odpowiadać, tylko tak sobie pytam ;))
    I doskonale rozumiem Sam, która nie potrafi do końca wybaczyć zatajania prawdy.
    Życzę jej, by zdołała rozwiązać chociaż kilka zagadek i aby jej wątpliwości się rozwiały.
    Tak w ogóle to świetnie dobrana piosenka. Szkoda, że nie mogę sprawić, by Los był dla Samanty trochę bardziej łaskawy. Jednak w tym jest urok Waszego bloga. Zawsze jest głębsze dno zawarte w postaci ciekawych dialogów i zaskakujących sytuacji. A Stand In The Rain ciągle mi teraz chodzi po głowie...
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Ania xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wracam do nawyku pisania długich komentarzy xD

      Usuń